- Rozgrywki
- Rozgrywki seniorskie
- 2. Liga Mężczyzn
- Aktualności
- Vital Heynen: Polska zasługuje na taką reprezentację
Filip Grądek, fot. CYFRASPORT, 30 października 2018
Mija dokładnie miesiąc od obrony mistrzostwa świata przez biało-czerwonych. Nie tak dawne emocje i pierwszy sezon pracy z reprezentacją Polski podsumował w rozmowie z pzps.pl jej trener Vital Heynen, patrząc już na nadchodzące wyzwania.
Od obrony mistrzostwa świata minął równo miesiąc. Na lotnisku w Warszawie podsumował je trener jednym słowem – „nieprawdopodobne”. A jak wygląda to z 30-dniowej perspektywy?
Myślę, że to nadal nieprawdopodobne. Dlaczego? To proste – niektóre rzeczy planujesz, przewidujesz albo masz na nie nadzieję ale sądzę, że ani jeden z zawodników i nikt z członków sztabu nie jechał na mistrzostwa świata rzeczywiście mając nadzieję, że wygramy całe te mistrzostwa. Mieliśmy inne oczekiwania – wejście do pierwszej szóstki było pierwszym krokiem, może marzyliśmy o medalu, ale potem sięgnęliśmy dużo, dużo wyżej. Bo bądźmy szczerzy – jest ogromna różnica między trzecim miejscem, które byłoby świetnym rezultatem, a tym co osiągnęliśmy – zwycięstwem, byciem najlepszymi. Zatem „nieprawdopodobne” pozostaje dla mnie słowem tych mistrzostw. Nieprawdopodobny jest wynik i nieprawdopodobne jest to, jak współdziałała ta drużyna, na jak niebywale wysokim poziomie grała. Myślę, że pod wieloma względami uczyniliśmy te mistrzostwa nieprawdopodobnymi.
Jak Vital Heynen świętował zdobycie mistrzostwa świata już po powrocie do domu?
Pracując z siatkówką! (śmiech) Wczoraj był mój drugi dzień w domu, w Belgii. Byłem jeden cały dzień w domu po mistrzostwach. Wczoraj wieczorem wybrałem się z rodziną do restauracji, żeby uczcić to mistrzostwo. To było takie pierwsze prawdziwe świętowanie, jeśli nie liczyć kieliszka wina zaraz po mistrzostwach. Nie było aż tak wiele celebracji – największe święto to nadal to, które mam w głowie i które zostanie ze mną na bardzo długo.
Czasu na odpoczynek nie było zatem dosyć?
Trudno powiedzieć. Teraz czuję się bardzo dobrze, bo w ostatnią niedzielę wygraliśmy z Friedrichshafen Superpuchar, wczoraj miałem wolne a i dziś mam sporo wolnego, bo jutro gramy mecz niedaleko od mojego domu – tylko 300 km, mam więc aż dwa dni, które mogę spędzić z rodziną, a to daje mi bardzo dużo energii. Dziś muszę iść na zakupy z moimi córkami – tak wygląda mój wypoczynek.
Mistrzostwo świata zwieńczyło pierwszy sezon pańskiej pracy z polską kadrą. Co w tym pierwszym roku pracy było dla trenera najtrudniejsze? Albo: trzy największe wyzwania Vitala Heynena w 2018?
Jedno – to bez dwóch zdań nauka polskiego. To naprawdę moje największe językowe wyzwanie w życiu. Latem nie było na to czasu, więc po mistrzostwach wróciłem do codziennej nauki polskiego i to nadal jest dla mnie bardzo, bardzo trudny język. Ale dobrze jest mieć trudne wyzwania. Zatem to jest niekwestionowany numer jeden, jeśli chodzi o trudności, bo sama praca z zawodnikami była fantastyczna.
Myślę, że wyzwaniem, które ja stawiałem chłopakom było stanie się lepszym zespołem, lepszą grupą ludzi pracujących razem i wspierających się we wszystkim. Nie tylko w siatkówce ale i osobiście, w innych sytuacjach w życiu. Mieć drużynę, która wspiera się nawzajem na każdym poziomie – to było największe wyzwanie, jeśli chodzi o siatkówkę. Czy jest jakieś trzecie? Nie, nie sądzę.
A może było podczas tej drogi po złoto coś, co wbrew oczekiwaniom trenera przyszło niespodziewanie łatwo?
Wiem, że mam jakiś wpływ na drużynę po tych sześciu, ośmiu tygodniach – po takim czasie na ogół widzi się jakieś różnice. Ale wiem też z doświadczenia, a pracuję jako trener już 13-14 lat, że w drugim roku pracy radzimy sobie lepiej – tak drużyna, jak i trener. W całej mojej dotychczasowej karierze wszystkie drużyny grały lepiej w drugim roku mojej pracy, niezależnie od tego, jak dobrze radziły sobie w pierwszym.
Miałem to na uwadze zaczynając pracę w Polsce i nie nastawialiśmy się na maksymalne rezultaty w pierwszym sezonie, bo to nie było możliwe. Także ze względu na mój sposób pracy nie było możliwe przekonanie ich do wszystkich moich pomysłów w pierwszych 6-8 tygodniach. Myślę, że to balansowanie wyszło nam bardzo dobrze. Rezultat był zatem trochę nieoczekiwany, ale mam nadzieję, że dla Polski nie będzie problemem to, że już zdobyliśmy złoto. Zawsze można zdobyć drugie, a jeśli udowodniło się już coś wygrywając raz, to przynajmniej niektórzy będą w ciebie wierzyć. Wątpię czy jeszcze dwa miesiące temu wszyscy wierzyli, że kiedykolwiek sięgniemy po złoty medal.
Pierwszy rok to pracy z reprezentacją jest szczególny w tym sensie, że wiele w nim niewiadomych i wzajemnego poznawania się. Teraz, gdy znacie się już z zawodnikami, sezon zacznie się od…?
To oczywiście duża różnica. Myślę, że gdy spotkamy się w przyszłym roku w maju, zobaczymy wielu chłopaków, których już widzieliśmy. Będzie na pewno bardzo miło – jest tyle wspólnych historii, tyle rzeczy, które zrobiliśmy razem w tak krótkim czasie i na boisku i poza nim. Świetnie będzie ich wszystkich zobaczyć więc zaczniemy od serdecznego uścisku z moimi zawodnikami i sztabem, żeby pokazać jak dobrze jest znów ich widzieć. Takie spotkania to jedne z najprzyjemniejszych momentów – wracają wspomnienia i uśmiechy.
Reprezentacja to zbiór indywidualności, ale są pewnie jakieś cechy zbiorowe. Czym różni się praca z reprezentacją Polski od tej z drużynami innych krajów z doświadczenia trenera? Czy da się wypunktować jakieś różnice?
Oczywiście, że są różnice. Mówiłem już kiedyś, że czytam też książki historyczne, staram się rozmawiać z ludźmi o ich kulturze. Moim zadaniem jest mieć własne pomysły, ale potem adaptować je do tej kultury. Trzeba więc robić drobne zmiany, mieć na względzie bliższą i dalszą historię reprezentacji, i tak wiele innych szczegółów, które też trzeba wziąć pod uwagę.
Najbardziej pozytywna cecha, która wyróżnia pracę z Polakami? To łatwe – nigdy nie spotkałem kraju w którym reprezentacja narodowa jest dla zawodników tak ważna. Moi zawodnicy niemal poświęcali życie, żeby grać dla reprezentacji. To było naprawdę wspaniałe uczucie. Byli gotowi poświęcać się i nie trzeba było ich do tego popychać – chyba raczej hamować – tak zależało im na grze w kadrze i dla kraju. Bardzo to w polskich zawodnikach podziwiam. Jest też dużo drobnych różnic w roli trenera, z którymi musimy żyć, ale to też dobrze i ciągle trwa to poszukiwanie lepszej równowagi między polską mentalnością i mną. Kim ja właściwie jestem? Nie wiem. Jestem człowiekiem pod belgijskimi, holenderskimi, niemieckimi, tureckimi i francuskimi wpływami. To zawsze długa droga, ale mamy przy tej wspólnej pracy dużo frajdy.
Wracając do celów długoterminowych – co cztery lata mamy nowy system kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. Będziemy, rzecz jasna, pracować w ramach tego, który mamy, ale jak według trenera wyglądałby system idealny?
Idealne kwalifikacje to awans w pierwszej rundzie (śmiech). Mamy dwie szanse, więc najlepiej skorzystać już z tej pierwszej. Nic nie możemy zmienić, to FIVB decyduje o systemie. Wiemy jaki on jest, mamy turniej w sierpniu, są cztery drużyny – nie wiemy jakie, ale zawsze jest jeden mocny przeciwnik, którego trzeba pokonać – sprawa jest więc prosta. Jeśli marzymy o olimpijskim złocie, to nie możemy narzekać na to z kim przyjdzie nam grać i musimy pokazać, że jesteśmy tego olimpijskiego medalu warci.
To proste, ale oczywiście nie łatwe. Wiemy, że będzie ciężko, ale tak już jest. Zrobimy wszystko, żeby zagrać jak najlepiej w kwalifikacjach, z najlepszymi na dany moment zawodnikami. Mówiłem przedtem, że Polska zasługuje na reprezentację, z której mogłaby być dumna. Myślę, że teraz jest z niej dumna i zasługuje na reprezentację, która pojedzie na igrzyska olimpijskie. My zasługujemy na to by tam zagrać i o to musimy walczyć. To moje własne marzenie i sądzę, że także marzenie wszystkich w Polsce – zdobyć medal olimpijski. Polacy będą oczywiście marzyć o złocie, ale wiemy jak trudne to będzie – nie wywalczyliśmy przecież żadnego od 1976 roku. Śnijmy więc o medalu, a o jego kolorze zadecydujemy później.
Do startu kolejnego sezonu reprezentacyjnego jeszcze trochę, ale jak, w perspektywie kwalifikacji olimpijskich, wyglądać będą przygotowania i starty w innych dużych imprezach w przyszłym sezonie – Siatkarskiej Lidze Narodów i Pucharze Świata?
Jest tylko jeden naprawdę ważny turniej i są nim kwalifikacje olimpijskie. Cała reszta jeszcze się okaże. Zobaczymy jak FIVB przygotuje światowy ranking, jak dokładnie rozgrywane będą turnieje. Będę rozmawiał z zawodnikami o tym, jak oni się czują, co dla nich jest istotne – tu wracamy do tych różnic kulturowych – myślę, że to ważne by zawodnicy mieli głos. Zobaczymy jak te wszystkie elementy się ułożą, ale wszystko i tak sprowadza się do jednego – do kwalifikacji olimpijskich. To oczywiście miłe, że Mistrzostwa Europy będą rozgrywane w moim kraju, w Belgii, ale to tylko moje sentymenty – nic ważnego. Kwalifikacje i jeszcze raz kwalifikacje.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej