Kinga Rutecka, 29 marca 2011

Skra Bełchatów ma ustaloną markę nie tylko na siatkarskim rynku w kraju. Nic też dziwnego, że w mistrzostwach Polski juniorów w Olsztynie zespół ten był wymieniany w gronie faworytów. Sami zawodnicy też bardzo chcieli awansować do czołowej czwórki. Ostatecznie skończyło się na piątym miejscu. - Wydaje mi się, że za bardzo chcieliśmy – mówi trener bełchatowian Marek Kwieciński.

pzps.pl: Turniej finałowy w Olsztynie zakończyliście na piątym miejscu. Jak Pan ocenia ten wynik?
Marek Kwieciński: Z jednej strony jesteśmy zadowoleni, bo wygraliśmy dwa mecze w walce o miejsca 5-8. Na pewno jednak niedosyt zostaje. Jak widać potrafimy grać i wygrywać, chociażby z UKS Błyskawica Szczecin. Z tą drużyną w grupie przegraliśmy. Teraz nam się udało. Mecz z Olsztynem też bardzo dobrze zagraliśmy, wygrywając 3:1. Brakowało tego w tych dwóch pierwszych spotkaniach z Delic – Pol Norwid Częstochowa i właśnie ze szczecińską drużyną. Zupełnie inaczej mogło to wyglądać. Wydaje mi się, że za bardzo chcieliśmy. Byliśmy nastawieni, że do tej czwórki musimy wejść. Dlatego te pierwsze dwa mecze zupełnie nam nie wyszły. Zabrakło szczęścia, ale i chłodnej głowy, szczególnie w tym pierwszym meczu.

- Jakie elementy najlepiej funkcjonowały w drużynie?
- Na początku, na pewno na początku dobrze funkcjonowało rozegranie. Tym bardziej, że nasz rozgrywający jest jeszcze kadetem, a już pokazał że dużo potrafi i że można na niego liczyć. Ponadto mocną stroną w tych ostatnich meczach był środek. Te wcześniejsze spotkania trudno oceniać, gdyż praktycznie środkiem nie graliśmy. To był duży mankament. Środki ani na bloku, ani w ataku nie włączały się. Natomiast w meczach o 5-8, w obydwu meczach zdobyliśmy ponad dziesięć punktów środkiem a to jest jak na środkowych bardzo dużo. Może dać kolosalną zaliczkę na granie.

- Co teraz będą robili młodzi siatkarze?
- Część chłopaków kończy wiek juniora. Zostaje przed nimi walka o to, żeby się załapać w Młodej Lidze, w przyszłym roku i rok czy dwa pograć właśnie tam. Inną możliwością może być to, że zespoły drugoligowe zainteresują się chłopakami. Część zostaje, część ma jeszcze rok do grania. Doświadczenie zdobyte na tym turnieju powinno zaprocentować w przyszłości. Jeżeli chodzi o mojego drugiego libero i rozgrywającego to będą oni w tym roku walczyć jeszcze w kadetach. Mam nadzieję, że o najwyższe miejsca.

- Jak wyglądały przygotowania do turnieju mistrzostw Polski juniorów?
- Byliśmy o tyle w trudnej sytuacji, że po powrocie z półfinałów z Gdańska, połowa zespołu się rozchorowała. Mieliśmy grypę jelitową. Przez tydzień czasu trenowaliśmy w niekompletnym składzie. Dopiero praktycznie od poniedziałku wszyscy byli na treningu a we wtorek przyjechaliśmy już do Olsztyna. Patrząc na poprzedni tydzień, mieliśmy tylko dwa treningi wspólne, gdyż oszczędzaliśmy zawodników oraz staraliśmy się żeby nie zachorowali pozostali.

- Czy uważa Pan, że to przesądziło o dyspozycji chłopaków na tym turnieju?
- Nie chcę zrzucać winy na chorobę, bo nie o to chodzi. Po turnieju półfinałowym byliśmy pełni optymizmu. Wygraliśmy z drużyną Czarni Radom. "Odgryźliśmy się"  na Gdańsku, z którym mieliśmy stare porachunki. Wydawało się, że wszystko fajnie się układa. Niestety, różne są koleje losu. To jest tylko sport. Z każdego meczu trzeba wyciągać wnioski, czy jest to wygrana, czy przegrana.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej