Katarzyna Gotowiec, 13 maja 2011

Zbigniew Bartman do niedawna grał na pozycji przyjmującego. Nowy szkoleniowiec biało-czerwonych Andrea Anastasi zdecydował się przesunąć tego zawodnika na pozycję atakującego. Nowy potencjalny atakujący reprezentacji Polski dzieli się wrażeniami na temat pierwszych dni spędzonych na zgrupowaniu w Spale.

Zbigniew Bartman: Jest to coś nowego dla mnie. Atak wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Gra na nowej pozycji wymaga złapania trochę techniki ataku z lewego, ale też  i z prawego skrzydła, i z drugiej linii. Nie atakowałem ostatnio zbyt dużo, doszła przerwa po sezonie, pojechałem na wakacje  i praktycznie nie miałem kontaktu z piłką, bo zabawa na plaży to nie to samo. Muszę jak najszybciej wrócić do odpowiedniego rytmu, treningów i grania. Ciężko pracujemy na siłowni, więc wiadomo, że nie da się atakować od razu, tak jak by się tego chciało.

pzps.pl: Trener Anastasi  rozmawiał z tobą o swoich pomysłach, byłeś przygotowany na to, że będziesz grać na ataku?
- Takiej rozmowy nie było. Powiedział mi po poniedziałkowym treningu, że od następnego widzi dla mnie jakieś zmiany. Uznałem, że nie będzie to dla mnie jakiś duży problem, od wtorku przestawił mnie na atak, więc spróbowałem gry na innej pozycji, póki co tego się trzymamy. Ja generalnie jestem otwarty na pomysły, jeśli trener zobaczył u mnie predyspozycje atakującego, to dlaczego nie? Na pewno  muszę się przyzwyczaić do tej pozycji, bo jest to dla mnie coś nowego. Szczególnie do ataku z prawej strony z wysokich piłek. Cieszy mnie to wyróżnienie, spowodowane niejako brakiem odpowiedniej osoby na tej pozycji, ale trener Anastasi musiał zobaczyć u mnie pewne zadatki na atak. Obdarzył mnie zaufaniem i cierpliwością, bo jak popełniałem kila razy ten sam błąd, to się nie złościł, tylko podchodził i wyjaśniał co robię nie tak.
 
- Pierwsze wrażenia ze zgrupowania?
- Atmosfera jest znakomita, dawno takiej nie było. Jestem bardzo zadowolony z pracy jaką wykonujemy, pracujemy bardzo dobrze na siłowni – jest to nieco inny system niż w ubiegłych latach. Jest inny człowiek od siłowni, więc on ma też inne wizje tego, jak praca powinna wyglądać. Tak samo jest z trenerami – każdy ma inną koncepcję. Mamy mnóstwo nowych ćwiczeń, których nigdy wcześniej nie wykonywałem. Z kolei treningi na hali różnią się intensywnością. Przez dwie godziny pracujemy na bardzo wysokiej intensywności, na bardzo dużej ilości powtórek. Po błędzie powtarza się aż do skutku. Daje się to nam we znaki, bo trenujemy bardzo dużo i bardzo szybko. Mamy mało przerw. Trzy, maksymalnie cztery przerwy na to, żeby się napić wody i cały czas trenujemy.

- Pomału organizm przyzwyczaja się do tego rytmu pracy
- Jeszcze czasami zakwasy doskwierają, bo tak od razu organizm tego nie wyeliminuje, ale mamy wspaniałą opiekę medyczną. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem pracy naszych opiekunów od odnowy biologicznej.  Jesteśmy im wdzięczni, bo robią niesamowitą robotę. Nie bylibyśmy w stanie bez nich tak ćwiczyć, jak ćwiczymy. To przede wszystkim chroni nas przed kontuzjami.

- Jak wygląda twoja przyszłość klubowa?
- W najbliższą niedzielę mam spotkanie z panią prezes Jolantą Dolecką, bo ja ciągle podkreślam, że chce zostać w Warszawie, dużo rzeczy mnie z tym miastem łączy i chciałbym zostać. Czy tak się stanie, to zależy od kilku kwestii. Na pewno ważną rzeczą jest wysokość kontraktu, nie całe życie będę grać w siatkówkę i chcę trochę odłożyć na przyszłość. Istotnym aspektem jest poziom sportowy zespołu, w którym miałbym grać, oraz cele stawiane na kolejny sezon przez dany klub. Ja w końcu chcę walczyć o medale PlusLigi, dość mam już walki o piąte miejsce. Czyli skład zespołu musi gwarantować wysoki poziom sportowy drużyny. Wierzę, że w niedzielę będę już coś więcej wiedział. Nie ukrywam też, że Jastrzębski Węgiel jest również moją osobą zainteresowany. Trener Lorenzo Bernardi jest moim sportowym idolem, a także serdecznym przyjacielem, ale jak podkreślam – Warszawa ma pierwszy głos.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej