Patrycja Rzeźniczak, 27 sierpnia 2011

Zbigniew Bartman jest już zdrowy. Teraz przed nim najtrudniejsza walka. Walka, na którą nie ma bezpośredniego wpływu. Walka z czasem. – Mam go coraz mniej. Jestem w trudnej sytuacji, ale jeszcze nie składam broni i cały czas robię wszystko, żeby udało mi się powrócić – zapowiada atakujący, który musi przekonać trenera, że jest w stanie pomóc polskiej reprezentacji obronić tytuł mistrzów Europy.

Zbigniew Bartman jest już zdrowy. Teraz przed nim najtrudniejsza walka. Walka, na którą nie ma bezpośredniego wpływu. Walka z czasem. – Mam go coraz mniej. Jestem w trudnej sytuacji, ale jeszcze nie składam broni i cały czas robię wszystko, żeby udało mi się powrócić – zapowiada atakujący, który musi przekonać trenera, że jest w stanie pomóc polskiej reprezentacji obronić tytuł mistrzów Europy.

pzps.pl: Jak na dzień dzisiejszy przedstawia się stan Twojej kontuzjowanej łydki? Odczuwasz jeszcze w niej ból?
- Z medycznego punktu jest dobrze. Mięsień jest zagojony w 100 procentach. Włókna, które zostały zerwane, odbudowały się tak jak powinny, czyli wzdłuż mięśnia. Nie ma tam żadnej „pajęczynki” i to jest na pewno informacja pozytywna. Jedyny problem, jaki pozostał to krwiak. Co prawda nie jest on duży, ale znajdują się w nim jeszcze skrzepy i odczuwam to, gdy wykonuję zbyt wiele obciążeń. Rehabilitacja nadal trwa. Wciąż pracuję bardzo intensywnie zarówno na siłowni, jak i poza nią. Pomaga mi sztab medyczny, który niesamowicie o mnie dba i jestem im bardzo wdzięczny. Niestety noga nie jest jeszcze w pełni gotowa, aby przetrwać trudy meczu.

- Jak wygląda Twój proces treningowy?
- W tym momencie zaczynam coraz więcej wchodzić w trening z chłopakami. Już tę pierwszą część zajęć, czyli rozgrzewkę, odbicia w parach i pierwsze ataki rozpoczynam z całym zespołem. Niestety później przechodzę do swoich indywidualnych, specjalistycznych ćwiczeń. Mają one jak najbardziej wzmocnić nogę, aby doszła do takiej dyspozycji, która pozwoli mi wytrwać cały trening.

- Stoisz przed trudnym zadaniem. Twoja rywalizacja o bilet na mistrzostwa Europy to walka czasem. Zdążysz?
- Największym dla mnie problemem jest właśnie czas, którego mam coraz mniej. Zegar tyka dla mnie w zastraszającym tempie. Jest mi przykro i obawiam się, że może tego czasu zabraknąć.

- Trener Anastasi mówił Ci, kiedy podejmie decyzję, czy znajdziesz się w czternastce na mistrzostwa?
- Nie rozmawiałem jeszcze z trenerem na ten temat. Myślę, że taką rozmowę przeprowadzimy w najbliższych dniach. Nie będzie już żadnych meczów sparingowych, a to nie sprzyja dojściu do formy. Jestem w trudnej sytuacji, ale jeszcze nie składam broni i cały czas robię wszystko, żeby udało mi się powrócić.

- Ile dajesz sobie procent szans na wyjazd na turniej do Austrii i Czech?
- Ciężko mi powiedzieć. Raczej procentowo bym tego nie ujął. Teraz moja noga jest przeciążona, bo wykonuję dużo ćwiczeń. Po Memoriale mamy trzy dni wolnego i bardzo istotne będzie jak ona zareaguje na ten odpoczynek. Być może zejdzie całe napięcie mięśniowe i pozwoli mi to już wejść w normalny trening. Ale może zdarzyć się też tak, że niestety nie dam rady.

- Jest szansa, że pojawisz się na parkiecie podczas tegorocznego Memoriału?
- Myślę, że chyba jednak nie. Trener nie będzie chciał niczego przyspieszać. Aczkolwiek to jest jego decyzja. Ja jestem do dyspozycji i jeżeli desygnuje mnie do gry, to z wielkim honorem i uśmiechem na twarzy wyjdę na boisko. Nie ukrywam, że chciałbym już zagrać. Ciągnie mnie do piłki, ale pewnych rzeczy nie jestem w stanie przyspieszyć.

- Poczynania kolegów oglądałeś z trybun. Dzisiaj wyglądało to bardzo słabo. Byliśmy tylko tłem dla reprezentacji Czech. To wina ciężkich treningów i braku świeżości?
- Trudno powiedzieć, gdy ogląda się to z boku. Może nie było tego po mnie widać, bo starałem się tego nie okazywać, ale aż się we mnie gotowało. Bardzo chciałbym pomóc kolegom. Zmęczenie na pewno jest, bo trenują mocno i solidnie. Nikt nie odpuszcza w żadnym momencie, ponieważ najważniejsza impreza jest przed nami i mamy jeszcze trochę czasu. Z boku wyglądało to trochę sennie. Uważam, że zabrakło charakteru, który zawsze jest naszą mocną stroną i który pokazywaliśmy w poprzednich spotkaniach, nawet gdy przegrywaliśmy. Wydaje mi się, że to było główną przyczyną tej porażki, bo technicznie nie odstajemy od Czechów, fizycznie też nie. Zabrakło właśnie charakteru. Nie jestem w stanie powiedzieć skąd to się wzięło, bo wcześniej był on domeną naszego zespołu, który walczy do końca i nigdy się nie poddaje. Dzisiaj tego niestety zabrakło.

- Co trzeba zrobić, żeby wygrać z Włochami? Można mówić o jakiejś taktyce, czy najpierw przede wszystkim trzeba poprawić własną grę?
- Na pewno trzeba zagrać lepiej. Bardzo istotne będzie nasze podejście do tego spotkania. Samym nastawieniem, wolą walki i chęcią gry można naprawdę dużo zmienić.

- Zaskoczył Cię wynik meczu otwierającego turniej i wygrana Włochów?
- Trochę tak. Osobiście obstawiałem 3:1 dla Rosji. Nie mieliśmy okazji obejrzeć tego spotkania, bo w tym samym czasie zawodnicy, którzy nie brali udziału w meczu, byli na siłowni. Dostawaliśmy tylko suchy wynik, ale słyszałem, że Rosjanie zagrali bardzo słabo i poniżej oczekiwań. Przyznaję, że nie spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej