Janusz Pindera z Warny, 10 października 2015

Dziś w Warnie (początek 19.30) mecz ze Słowenią, dla Polaków chyba najtrudniejszy i najważniejszy w fazie grupowej mistrzostw Europy. Rywali prowadzi legendarny Andrea Giani.

Stephane Antiga zapytany po zwycięstwie nad Belgami, co sądzi o kolejnym rywalu, o Słowenii, odpowiedział krótko: są lepsi, będą groźni. W podobnym tonie wypowiadają się siatkarze, ale widać gołym okiem, że nie wyobrażają sobie porażki ze Słoweńcami. Wielu z nich znają doskonale, grali przecież z nimi w PlusLidze.

Swój pierwszy mecz na tych mistrzostwach nasi dzisiejsi rywale wygrali szybko i pewnie z Białorusią, ale w drugim secie, na własne życzenie, mieli trochę problemów. Uporali się jednak z nimi na czas i zrobili ostatecznie, to co powinni.

Gdyby w ich drużynie grał Andrea Giani, ten słynny „Giangio”, który teraz jest ich trenerem, to obawiałbym się tego spotkania bardzo. Ale Giani, trzykrotny mistrz świata, czterokrotny mistrz Europy i wielokrotny MVP największych imprez ma już 45 lat i teraz na pewno marzą się podobne sukcesy w roli trenera. Wielka gwiazda włoskiej, złotej reprezentacji nie ma tylko w swoim CV olimpijskiego złota. Dwa srebra wywalczone na igrzyskach w Atlancie (1996) i Atenach (2004), oraz brąz z Sydney (2000) tego braku nie zrekompensują. Kto wie, może kiedyś Giani nadrobi to już jako trener. Na razie pracuje ze Słoweńcami, i jak twierdzą ci, którzy słoweńską siatkówkę znają dobrze, widać efekty.

Tegoroczny finał Ligi Europejskiej rozgrywany w Wałbrzychu wygrali w dobrym stylu. Chwalił ich Andrzej Kowal, trener naszej reprezentacji B, która też grała w tym finale i mówił, że trzeba na nich uważać w mistrzostwach Europy. Słoweńcy są na fali, wywalczyli przecież awans do Ligi Światowej, będą grać też w styczniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Rio de Janeiro w Berlinie. Na dziś to jest na pewno drużyna znacznie słabsza od Polaków, ale jak ma swój dzień i podasz jej rękę robiąc za dużo błędów, to jest w stanie takie prezenty wykorzystać.

Ci, którzy wiodą z niej prym w większości występowali w PlusLidze. Chociażby środkowy Alan Pajenk, który grał ostatnim sezonie w Jastrzębskim Węglu. Rozgrywający Dejan Vincić w swoim czasie występował w Skrze Bełchatów, przed polską publicznością występowali też atakujący Mitja Gasparini (Jastrzębie) i przyjmujący Tine Urnault (Zaksa). Tego ostatniego bardzo ceni Oskar Kaczmarczyk, nasz statystyk. Jego zdaniem to właśnie Urnault (teraz zawodnik włoskiej ligi) zagrał najlepiej w meczu z Białorusią. Ale jest jeszcze drugi ciekawy skrzydłowy, Klemen Cebulj, łakomy kąsek dla wielu znanych klubów. On też znalazł przystań swoją we Włoszech, w słynnej Maceracie.

Jeśli Polacy zagrają tak, jak w pierwszym meczu z Belgią powinni wygrać bez większych problemów, ale jeśli będą mieć gorszy dzień, to spotkanie może trwać dłużej.

Teraz kiedy to piszę, są na treningu w warneńskim Pałacu Kultury i Sportu. Ze Słowenią zagrają prawdopodobnie w takim samym składzie, jak z Belgią, choć być może wróci do pierwszej szóstki Piotr Nowakowski, który wczoraj narzekał na bóle pleców.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej