Janusz Uznański - rzecznik Polskiego Związku Piłki Siatkowej z Sofii, 17 października 2015

W sofijskiej Armeec Arena Francuzi pokonali w meczu półfinałowym mistrzostw Starego Kontynentu gospodarza turnieju Bułgarię po tie braku.

Francja – Bułgaria 3:2 (22:25, 18:25, 26:24, 25:21, 15:12)

Francja: Antonin Rouzier (30), Benjamin Toniutti (1), Kevin Tillie (14), Earvin Ngapeth (14), Kevin Le Roux (7), Nicolas Le Goff (7), Jenia Grebiennikov(L) – Pierre Pujol, Nicolas Marechal

Trener: Laurent Tillie

Bułgaria: Geotgi Bratoev (3), Vladimir Nikolov (15), Victor Yosifov (9), Teodor Todorov (10), Todor Aleksiev (21), Nikolay Pechev (12), Vladislav Ivanov (L) – Teodor Salparov, Miroslav Gradinarov, Stanislav Petkov

Trener: Plamen Konstantinov

Trzeba przyznać, że współgospodarze Mistrzostw Europy 2015 (z Włochami) – Bułgarzy uczynili niemal wszystko, by ich drużyna dostąpiła zaszczytu gry w wielkim finale. Imponująca sofijska Armeec Arena wypełniła się szczelnie 12 500 widownią, widownią fantastyczną i fanatyczną. „Bulgarcy – Junacy” to był wcześniej sprawdzony w meczach grupowych i ćwierćfinale, praktycznie motyw wiodący płynący z trybun dyrygowanych przez dwóch „zapiewajłów” – jednego z wielkim bębnem a drugiego z piskliwą trąbką. Obydwa te naturalnie już głośnie instrumenty „wspomagały” nastawione na maksa mikrofony. Trzeba przyznać, że efekt ich działalności niemal „rozrywał” bębenki w uszach, szczególnie dziennikarzy na stanowiskach okalających boisko. Do tego trzeba jeszcze wspomnieć o roznegliżowanym, owszem atrakcyjnym „Aniołku” ze skrzydłami w barwach narodowych Bułgarii i lwie – maskotce, która była raczej flegmatyczna w zestawieniu z „głównymi” wcześniej wspomnianymi „animatorami”. Mimo dość mocno ograniczonego repertuaru „wodzirejów” Francuzi, którzy jeszcze przed rozgrzewką odśpiewali, i to dość wokalnie obiecującą pieśń motywującą nie wytrzymali presji w setach otwierających drugie spotkanie półfinałowe.  Nakręceni Bułgarzy w secie pierwszym „zmietli” rywali zwyciężając do 18. a ich pierwszą ofiarą stał się Earvin Ngapeth, na którego wymierzone zostały serwisy Bułgarów. Podobne rozwiązanie obowiązywało w drugiej, wygranej przez gospodarzy partii drugiej, ale już nie tak prostej. Francuzi ugrali bowiem 22 punkty, wykazując, że hałas z trybun przestaje stanowić presję.

Trójkolorowi są bardzo „złożonym” zespołem. Wytrawna technika pomieszana jest z odrobiną szaleństwa. To szaleństwo zaprocentowało na finiszu trzeciej partii, kiedy to gracze z Francji w sposób absolutnie niewytłumaczalny zwyciężyli na przewagi do 24. Bułgarom po tej przegranej zaczęły opadać ręce. Seta czwartego przegrali do 21, głównie po własnych błędach. Nie mniej rywale bez żadnych zahamowani do tych błędów ich „naprowadzali”.

Tie break, który chyba słusznie definiowany jest jako set prawdy wykazał, że to Francja w tym meczu miała więcej atutów i pomysłów. Walka, i owszem była wyrównana, ale na finiszu wygrała finezja a nie siła i hałas…

Francuzi zasłużenie są w finale, gdzie czeka ich równie siatkarsko „cwana” Słowenia

 

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej