Janusz Pindera z Sofii, 14 października 2015

Polscy siatkarze przegrała w Sofii ze Słowenią 2:3 po dramatycznym, pięciosetowym meczu i nie zagrają o medal mistrzostw Europy. Zatrzymali się na ćwierćfinale.

Polska – Słowenia 2:3 (17:25, 19:25, 25:23, 25:19, 14:16)

Polska: Bartosz Kurek (20), Karol Kłos (6), Mateusz Bieniek (5), Fabian Drzyzga (4), Michał Kubiak (15), Mateusz Mika (11), Paweł Zatorski (L) – Piotr Nowakowski, Rafał Buszek (2), Grzegorz Łomacz, Dawid Konarski

Trener: Stephane Antiga

Słowenia: Alen Pajenk (7), Mitja Gasparini (14), Dejan Vincic (3), Jan Kozamernik (6), Tine Urnaut (14), Klemen Cebulij (14), Jani Kovacic (L) – Alen Sket (3), Jan Klobucar (2), Miha Plot (L), Danijel Koncilja 

Trener: Andrea Giani

Polscy siatkarze przegrała w Sofii ze Słowenią 2:3 po dramatycznym, pięciosetowym meczu i nie zagrają o medal mistrzostw Europy. Zatrzymali się na ćwierćfinale.

 

Nie takich emocji oczekiwaliśmy, nie takiego zakończenia. Polacy byli faworytami, awansowali do ćwierćfinałów z pierwszego miejsca w grupie wygrywając wcześniej w Warnie z Belgią, Słowenią i Białorusią i wydawało się, gdy już poznaliśmy rywala w walce o półfinał, że powtórka jest możliwa. Słowenia nie jest przecież siatkarską potęgą, ale ma nowego ambitnego trenera (Andrea Giani), solidnych graczy i wielki głód zwycięstw. W tym roku wygrała w Wałbrzychu Ligę Europejską i pamiętam, jak trener Andrzej Kowal mówił, że nie można ich lekceważyć, bo są w stanie sprawić sporo kłopotów najlepszym.

Andrea Giani, legendarny przed laty włoski multimedalista (trzy tytuły mistrza świata, cztery Europy, trzy medale olimpijskie) doskonale wiedział, jak ważny może być początek tego spotkania. Porażka Polaków byłaby sensacją, więc zdecydowany atak od pierwszych piłek miał być receptą na sukces.

„Oni najlepiej grają, jak prowadzą, nie można im na to pozwolić, bo wtedy się nakręcają i grają najlepiej, jak potrafią. A wtedy są groźni dla najlepszych” – mówili statystycy naszej ekipy. I niestety mieli rację.

Początek należał do Słoweńców. Dobrze serwowali, skutecznie atakowali i szybko wyszli na prowadzenie 11:5. Polacy, którzy zaczęli ten mecz, tak jak poprzednie: z Fabianem Drzyzgą na rozegraniu, Bartoszem Kurkiem w ataku, Michałem Kubiakiem i Mateuszem Miką na lewym skrzydle, z parą środkowych (Karol Kłos, Mateusz Bieniek) i Pawłem Zatorskim w roli libero, gonili zacięcie, ale co zbliżyli się do rywali (10:12), to ci znów uciekali (16:20) na bezpieczną odległość, bo nasi siatkarze popełniali zbyt dużo błędów. Zaskakująco słabo spisywał się Mika, który nie radził sobie z przyjęciem, ale Antiga wpuścił w jego miejsce Rafała Buszka dopiero przy stanie 16:23, gdy losy tego seta były już  przesądzone. Chwilę wcześniej Bieńka zmienił Piotr Nowakowski, ale widać to były tylko zmiany, by uspokoić tych, którzy grali słabiej, bo od początku drugiej partii, zarówno Mika, jak i Bieniek znów pojawili się na boisku. Niewiele to jednak dało. Mika znów się pogubił, z prowadzenia 6:2 zrobił się remis 7:7 i raz jeszcze zmienił go Buszek . Tym zmian było znacznie więcej, ale gra Polaków dalej się nie kleiła. Graliśmy bez bloku, ze słabiutkim przyjęciem (25 proc), oddając rywalom 10 pkt po błędach własnych. A oni atakowali ze skutecznością 91 proc. Z rozpędu wygrali też gładko drugiego seta (25:19) i dopiero w trzecim dostali zadyszki. Czwartą partię też przegrali i wydawało się, że w tie breaku już się nie podniosą. Tym bardziej, że Kubiak walczył jak lew, odbudowywał się Mika, ważne punkty zdobywał Kurek. Szczęście było blisko, mieliśmy meczbola (14:13), ale wojnę nerwów lepiej wytrzymali nasi rywale. Najpierw wyrównali, a następnie zdobyli dwa brakujące punkty odsyłając Polaków do domu. Dla Słoweńców to historyczny sukces, po raz pierwszy najpierw awansowali do ćwierćfinału mistrzostw Europy (wygrywając z Holandią w barażu), a teraz do półfinału, eliminując aktualnych mistrzów świata. Wielka szkoda, bo nie tak miały dla polskich siatkarzy wyglądać te mistrzostwa.

 

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej