Janusz Pindera z Berlina, 8 stycznia 2016

Wszyscy się znają, wszyscy ze sobą rozmawiają. Trenerzy z trenerami, zawodnicy z zawodnikami. Tak wygląda turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro od kuchni.

Wszyscy się znają, wszyscy ze sobą rozmawiają. Trenerzy z trenerami, zawodnicy z zawodnikami. Tak wygląda turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro od kuchni.

Siedem ekip (tylko Niemcy mieszkają w innym hotelu) zakwaterowano w Holiday Inn East, 9 km od miejsca zawodów. - To nie jest czas dla małych ludzi – chyba można tak powiedzieć. W pierwszych dniach stycznia średnia wzrostu w tym hotelu, to około 2 metry. A kto wie, może i trochę więcej.

Siatkarze na boisku walczą zacięcie, bo przecież w tym piekielnym turnieju zwycięzca jest tylko jeden. Tylko ta drużyna, która w niedzielę, w Max Schmeling Halle, stanie na najwyższym stopniu podium będzie już mogła być pewna startu na igrzyskach w Brazylii.

Ale na stosunki towarzyskie to nie wpływa. Językiem urzędowym siatkówki jest wprawdzie włoski, tak jak uśmiech, ale przedstawiciele tej dyscypliny, to prawdziwi poligloci. Kapitan reprezentacji Bułgarii, Władimir Nikołow zna pięć języków, jego kolega trener, Płamen Konstantinow podobnie. I tak jest na każdym kroku.

Wczoraj przed północą, już po przegranym meczu Bułgarów z Rosją dłuższą rozmowę ucięli sobie trener Serbów, Nikola Grbić z Nikołowem. Dziś rano, w hotelowym lobby, Władimir Alekno, trener sbornej Rosji, z Grbiciem. Nawet nie wiem w jakim języku rozmawiali, bo można stracić orientację.

Jak Stephane Antiga siedzi w większym, międzynarodowym towarzystwie to przechodzi jak automat z polskiego na francuski, później na włoski czy angielski. A przecież mówi jeszcze znakomicie po hiszpańsku, tyle, że tu nie ma przedstawicieli tego kraju.

Mieszkam tu kilka dni i odnoszę wrażenie, że wszyscy się znają. Sami swoi.

Kiedy Andrzej Wrona z Karolem Kłosem siadają sobie wieczorem przy stoliku z Serbem Srećko Lisinaćem, by po przyjacielsku pogadać, to zupełnie normalne. Grają przecież razem w Skrze Bełchatów. Lisinać mówi w naszym języku bezbłędnie, więc można dodać, że barier nie ma żadnych. Obcokrajowców grających w PlusLidze jest oczywiście znacznie więcej, więc i kontakty towarzyskie są mocno rozbudowane. A jak jeszcze dodamy tych, którzy mają za sobą jakiś czas spędzony nad Wisłą, to okazuje się, że to grono jest bardzo duże.

Do tego dochodzą ci, którzy grają w innych ligach i tam się spotykają. Sporo znajomych ma chociażby Michał Kubiak, kapitan naszej drużyny, czy Bartek Kurek.

Osobny świat to trenerzy, lekarze, statystycy, fizjoterapeuci. W tym świecie każdy albo już gdzieś w obcym kraju pracował, albo dopiero będzie. Taki turniej to świetna okazja, by poszukać pracy. Jeden ze znanych włoskich trenerów, który pracował już wszędzie doszedł do wniosku, że jeszcze nie było go w Polsce, więc delikatnie zgłasza kandydaturę. Nazwiska nie podam, ale ludzie z branży wiedzą o kogo chodzi.

Jeśli jednak ktoś myśli, że rozmowy przy hotelowym barze trwają do późnych godzin nocnych, to się myli. Bar dość szybko pustoszeje, bo dla tych ludzi najważniejsza jest praca i cel jaki przed nimi stoi. A w tym turnieju cel jest jeden: wygrana w niedzielnym finale. Będą jeszcze dwie nagrody pocieszenia za miejsca na podium, co oznacza, że cieszących się na koniec zawodów nie będzie jednak zbyt wielu.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej