Katarzyna Porębska, 10 września 2014

- Mieliśmy walczyć o dziewięć punktów, ale nikt nie zakładał, że to wszystko potoczy się z takim przytupem - mówi Oskar Kaczmarczyk, statystyk biało-czerwonych, który w specjalnej rozmowie opowiada o emocjach związanych z Meczem Otwarcia FIVB Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn Polska 2014, grze Polaków w pierwszej części turnieju i drużynach, z którymi od środy rozgrywać będzie mecze reprezentacja Polski w II fazie MŚ w Łodzi.

pzps.pl: Na początku proszę powiedzieć o emocjach po Ceremonii i Meczu Otwarcia FIVB Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn Polska 2014.
Oskar Kaczmarczyk: Szczerze mówiąc już o tym zapomniałem, ale bardzo miło wraca się do tych wspomnień. To było wspaniałe wydarzenie. Ciężko opisać słowami wszystko to, co się tam działo. Takie wydarzenie człowiek pamięta przez całe życie. Dla mnie osobiście jest to swego rodzaju wisienka na torcie, za te wszystkie lata, kiedy pracowałem dla reprezentacji Polski. Nie być tam i nie widzieć tego na żywo było wielkim błędem.

- To były porównywalne emocje do tych z igrzysk olimpijskich, podczas których wspólnie z wszystkimi polskimi zawodnikami i członkami sztabów szkoleniowych braliście udział w ceremonii otwarcia w Londynie w 2012 roku?
- To są całkowicie inne wrażenia i emocje. W Warszawie na Stadionie Narodowym czuło się nieprzeciętne święto siatkówki. I oprócz tego, że był to bardzo ważny mecz, bo otwierający mistrzostwa świata wszyscy żyliśmy całą otoczką ceremonii otwarcia. Sam mecz był na dalszym planie. Musieliśmy naprawdę bardzo mocno się starać, żeby nam to spotkanie nie uciekło. Na szczęście było idealnie. To była ogromna sztuka utrzymać odpowiednią koncentrację, pomimo tej wspomnianej otoczki turnieju. Z kolei igrzyska olimpijskie były całkowicie inne. Od początku było czuć tę specyficzną atmosferę. Niby każdy, z każdym się przywitał, ale wiadomo było że każdy przyjechał tam wygrać i otwarcie ze sobą rywalizował.

- Fazę grupową we Wrocławiu zakończyliście z kompletem punktów. Do tej części mistrzostw świata nie możemy mieć żadnych zastrzeże. Wszystko poszło zgodnie z planem.
- Szczerze powiedziawszy nie poszło zgodnie z planem. Nie myśleliśmy o tym, że zakończymy fazę grupową z kompletem punktów. Tego nikt się nie spodziewał. W całym dotychczasowym turnieju straciliśmy tylko seta z Kamerunem, który zagrał dobry mecz, trochę na fali szaleństwa i swobody. My z kolei podeszliśmy, do tego spotkania nieco zdekoncentrowani. Mieliśmy walczyć o dziewięć punktów, ale nikt nie zakładał, że to wszystko potoczy się z takim przytupem.

- Chcesz powiedzieć, że oczekiwania względem drużyny były nieco mniejsze?
- Powiem tak, my czujemy się silni, ale mamy bardzo duży respekt do naszych rywali. Na pewno pod znakiem zapytania stał nasz mecz na Stadionie Narodowym. Nie wiedzieliśmy jak się tam wszystko poukłada. Trzeba przyznać, że Argentyńczycy to też nie są chłopcy do bicia. Poza tym Kamerun, Wenezuela, czy  Australia są nieobliczalne. To, że powiedziałem, że nie poszło zgodnie z planem trzeba potraktować w formie żartu. Nie możemy absolutnie powiedzieć, że coś poszło nie tak. Wręcz przeciwnie. Mam na myśli to, że do każdego meczu podchodziliśmy z dużą rezerwą. Co przekładało się skutecznie na wynik.

- Rozmawiając z zawodnikami podczas fazy grupowej wielokrotnie powtarzali mi, że skupiają się na kolejnym rywalu. Nie wybiegają w przyszłość, nie myślą o kolejnej rundzie mistrzostw świata. Odnoszę wrażenie, że pod wodzą Stephane’a Antigi bardzo zmieniła się mentalność zawodników.
- Oczywiście, że tak. Mentalność o której wspomniałaś zmieniła się na tyle, że wszyscy czują się pewni swoich możliwości i umiejętności. Stephane Antiga popycha zawodników do wielu rzeczy. Stara się zawsze przesuwać granice u zawodników. A oprócz tego, że popycha ich do tej wiary w swoje umiejętności, to jeszcze uczy ich respektu do każdego rywala, do każdej piłki czy akcji. My nie rozmawiamy o zwyciężaniu w turnieju. Skupiamy się tylko na tym, żeby dobrze grać w siatkówkę. Pochodną tego wszystkiego mają być właśnie wygrane.

- W kolejnej rundzie zmierzycie się z zespołami z grupy D, w której to doszło do kilku ciekawych rozstrzygnięć. W ostatnim dniu m.in. Francja pokonała Belgię dopiero po zaciętym tie-breaku 3:2. Z kolei Włosi z wielkim trudem awansowali do dalszej części turnieju. Chyba nie takiej postawy spodziewaliśmy się po Włochach podczas tych mistrzostw?
- Okazuje się, że Francuzi nie potrafią liczyć. Jakby przegrali 2:3 to mieliby jeden punkt więcej, ale to ich problem. Jeśli mówimy natomiast o Włochach, to spodziewać się można było, że któraś z drużyn w grupie D polegnie. Okazało się, że trafiło na Włochów. Ale trzeba uważać, bo oni grają jeszcze ostatnie spotkanie z USA [wywiad został przeprowadzony przed ostatecznym rozstrzygnięciem meczu USA -Włochy w niedzielę 7 września - przyp.red]. Włosi mają jednego podstawowego zawodnika. Jak z tej reprezentacji odszedł jeszcze Savani to wszystko kręci się wokół Zajcewa [niestety Iwan Zajcew z powodu kontuzji, której nabawił się w niedzielnym meczu przeciwko USA nie zagra już w tegorocznych mistrzostwach świata; zawodnik w poniedziałek wrócił do Włoch - przyp.red.]. Drużyny szybko się uczą i wiedzą jak grać przeciwko temu zespołowi i wspominanemu siatkarzowi. Niemniej nie przekreślałbym jeszcze Włochów, bo powiedziałem już to w jednym wywiadzie. Przypomnę tylko igrzyska olimpijskie, w których Włosi wychodzili z czwartego miejsca w grupie. Trafiali na najmocniejsze drużyny m.in. USA. Mecz wtedy trwał około godziny, Amerykanie wrócili do domu, a Włosi potem zdobyli brązowy medal igrzysk olimpijskich. Nie lekceważmy jeszcze Włochów, bo oni są nieobliczalni. My natomiast od początku wiedzieliśmy, że grupa D jest silniejsza. Jednak liczmy na to, że po pierwsze, to co wydarzyło się we Wrocławiu jeszcze bardziej nas nakręci, a po drugie inne drużyny są już trochę „poobijane”, dzięki czemu będzie się nam łatwiej grało. To co, nam daje nam ogromną przewagę nad inni zespołami, to przewaga punktową. Mamy zachowany margines błędów.

- I tak jak powiedział ostatnio Paweł Zagumny, w Łodzi zacznie się prawdziwe granie.
- Myślę, że prawdziwe granie zaczęło się już w niedzielę, kiedy to zmierzyliśmy się z Argentyną. Towarzyszyły nam nieco inne emocje, niż dotychczas. Wiedzieliśmy, że ten mecze musimy wygrać, a nie że możemy. To było widać i dlatego jestem szczęśliwy, że udało się utrzymać nerwy na wodzy. A w Łodzi tak jak powiedziałaś, zacznie się granie, tylko że teraz to my jesteśmy spokojniejsi, a inni niech się męczą, martwią, liczą i kalkulują punkty, bo to jest teraz ich problem.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej