Janusz Pindera z Warny, 11 października 2015

Dzisiejszy mecz z najsłabszą w naszej grupie Białorusią nie powinien dostarczyć większych emocji. Polacy są o kilka klas lepsi od drużyny Wiktora Sidielnikowa.

W pierwszym występie w Warnie Białoruś przegrała ze Słowenią 0:3, choć w drugiej partii trochę postraszyła zespół Andrei Gianiego, w drugim z Belgią nie miała już nic do powiedzenia. Z Polską zapewne skończy się podobnie, choć Michał Kubiak przestrzega mówiąc, że Białorusini potrafią grać lepiej niż do tej pory.

Jakby nie było, w niezłym stylu wygrali przecież rywalizację o prawo startu w mistrzostwach Europy ze Szwecją, Danią i Turcją. Pięć zwycięskich spotkań i tylko jedna przegrana z Turkami 2:3 potwierdzałaby słowa kapitana naszej reprezentacji, choć wydaje się, że jest to raczej dmuchanie na zimne. Na poprzednim mistrzowskim turnieju Białoruś przegrała wszystkie mecze, teraz zapewne też tak się stanie, bo trudno sobie wyobrazić, że mogliby wygrać choć jednego seta z Polakami.

54. zespół w rankingu FIVB nie ma w swoim składzie znaczących postaci europejskiej siatkówki. Tylko 25-letni Andriej Radziuk grać będzie w zagranicznej lidze, ostatnio podpisał kontrakt ze szwajcarskim Dragons Lugano. Pozostali występują w białoruskich klubach, w Mińsku lub Borisowie.

Twarda ręka Sidielnikowa, byłego gracza Stilonu Gorzów, gdzie grał z Sebastianem Świderskim, nic więc tu nie pomoże. Sidielnikow wie jak smakuje wielki sukces, bo w 2008 roku poprowadził Dynamo Kazań do sukcesu w Lidze Mistrzów, ale to już tylko wspomnienie. Narodowy zespól Białorusi jest zbyt słaby, by postawić twarde warunki znacznie mocniejszym rywalom. Nie brakuje nawet głosów, że jest za słaby, by brać udział w takim turnieju jak mistrzostwa Europy, ale to już lekka przesada. Warunki zostały przecież przez Białorusinów spełnione, awans wywalczyli zgodnie z obowiązującymi regułami.

Kto wie, może w swoim ostatnim występie, grając z mistrzami świata pokażą swoje najlepsze oblicze. Nie można tego wykluczyć, bo często nawet najsłabsze drużyny koncentrują się maksymalnie, gdy przyjdzie im walczyć z takim zespołem jak Polska.
Później się spakują i wrócą do domu, podobnie jak trzy inne drużyny, które w swoich grupach zajmą ostatnie miejsca. Nasi siatkarze wprawdzie też  opuszczą Warnę i w środku nocy pojadą na lotnisko, choć jest duże prawdopodobieństwo, że jednak do Sofii na dalszą część turnieju wybiorą się autokarem. Teraz trenują w hotelu na siłowni. Tylko kilku z nich pojechało do hali na indywidualny trening, to ci którzy grają najmniej. Później wszyscy będą jeszcze mieli video, następnie drobny posiłek i na półtorej godziny przed meczem wyjazd do Pałacu Kultury i Sportu, gdzie zagrają swój ostatni mecz grupowy z Białorusią..

Ogromny, zbudowany w 1977 roku Grand Hotel Varna, kiedy już opuszczą go siatkarze, opustoszeje całkowicie. Zresztą i tak wygląda jak wymarły, mimo ich obecności.. Za oknem wciąż chmury, deszcz nie zamierza przestać padać, można się tylko pocieszać, że nikt tu przecież nie przyjechał na wypoczynek.

Prawdziwe mistrzostwa, tak naprawdę, rozpoczną się w nadchodzącym tygodniu w Sofii, gdy przyjdzie walczyć o awans do strefy medalowej. Tytułu mistrzów Europy bronią Rosjanie, srebro przed dwoma laty zdobyli Włosi, a brąz Serbowie. Polacy byli wtedy daleko, teraz ich celem jest podium. A najlepiej jego najwyższy stopień. Mistrzom świata nie wypada sobie przecież stawiać innych celów.


www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej