- Rozgrywki
- Rozgrywki seniorskie
- 2. Liga Mężczyzn
- Aktualności
- Podsumowanie 2022: kobieca reprezentacja
Anna Daniluk, foto: Piotr Sumara, FIVB, 30 grudnia 2022
Rok 2022 był dla reprezentacji Polski kobiet czasem gruntownej przebudowy i punktem zero w historii tej kadry. Definitywnie zamknięto poprzednie lata i obrano całkiem nowy kierunek, którego ocena miała sens dopiero po zakończeniu sezonu.
12 stycznia w gliwickiej Arenie ogłoszono, że nowym trenerem reprezentacji Polski kobiet został Stefano Lavarini. Włoch zastąpił na stanowisku Jacka Nawrockiego, który z polską kadrą związany był od 2015 roku. Ceniony szkoleniowiec Serie A, który zasłynął sensacyjnym wynikiem z reprezentacją Korei podczas Igrzysk Olimpijskich – Tokio 2020, jest dopiero drugim w historii zagranicznym szkoleniowcem pracującym z polskimi siatkarkami. Przed nim tę możliwość otrzymał tylko Marco Bonita, który jednak nie zrobił w Polsce wielkiej furory.
- Warsztat, charyzma i doświadczenie w pracy z młodzieżą przekonały nas by to właśnie Lavariniemu powierzyć stery reprezentacji Polski – powiedziała Aleksandra Jagieło, przewodnicząca zespołu ds. rekomendacji trenerów kadry kobiet.
Kolejne miesiące upływały pod znakiem kompletowania sztabu szkoleniowego i bacznej obserwacji siatkarek, by wreszcie w kwietniu Stefano Lavarini ogłosił oficjalnie grupę z którą chce rozpocząć pracę w sezonie 2022. Na wyczekiwanej liście pojawiła się Joanna Wołosz, która ostatni raz w reprezentacji zagrała w Apeldoorn w styczniu 2020 roku podczas turnieju kwalifikacyjnego do IO.
Po niespełna miesiącu od poznania składu kadra Polski zebrała się w Szczyrku na pierwszym w sezonie zgrupowaniu - To było jak pierwszy dzień w szkole - przyznał szczerze Stefano Lavarini. Jeszcze silniejsze emocje odczuwały Aleksandra Szczygłowska, Weronika Sobiczewska i Magdalena Jurczyk, które na kadrze seniorskiej pojawiły się po raz pierwszy.
Kalendarz reprezentacyjny nie pozwalał jednak na powolne wchodzenie w kadrową rzeczywistość, a dni coraz szybciej pędziły w stronę Siatkarskiej Ligi Narodów, która od początku do końca ścigała się z czasem. W tych rozgrywkach zdecydowanie brakowało regularnych treningów, co dało o sobie znać w kolejnych tygodniach. Niestety nie był to jedyny problem Biało-Czerwonych.
Pierwszy tydzień VNL polskie siatkarki spędziły w Stanach Zjednoczonych, a poleciały tam bez… nominalnej atakującej. W składzie zabrakło Magdaleny Stysiak, która leczyła uraz kolana po żmudnym sezonie klubowym oraz Malwiny Smarzek, która potrzebowała przerwy od gry. W USA Polki uzbierały trzy zwycięstwa: nad Kanadą, Koreą i Niemcami, ustępując po walce jedynie Brazylii. W drugim tygodniu przenosiły się na Filipiny, jednak po drodze czekało je jeszcze minizgrupowanie w Korei – wszystko po to by zaoszczędzić czas na podróże pomiędzy Europą a drugą półkulą. W między czasie doszło do przetasowania – Alicję Grabkę i Agnieszkę, jeszcze wtedy Kąkolewską, zastąpiły Martyna Czyrniańska i Magdalena Jurczyk.
Na Filipinach gra Biało-Czerwonych się załamała, a brak zgrania i luka na pozycji atakującej wybiły na tyle mocno, że dały o sobie znać również na turnieju w Bułgarii. Z ośmiu spotkań tej części VNL podopieczne Stefano Lavariniego wygrały jedynie z Tajlandią, a przegrane z rywalkami z tej samej półki znacznie osłabiły morale naszej drużyny. Starta punktów z Belgią, Dominikaną czy Bułgarkami pozbawiły reprezentację Polski szans gry w turnieju finałowym Siatkarskiej Ligi Narodów i dostarczyły szerokiego materiału do analizy.
W odpowiedzi na tę sytuację sztab szkoleniowy zdecydował o ponad trzytygodniowej przerwie na odpoczynek. Wszak, spora część naszych reprezentantek na zgrupowanie udała się praktycznie bezpośrednio z klubów i dopiero teraz miały sposobność na regenerację po intensywnych, wielomiesięcznych zmaganiach.
Przygotowania do drugiej części sezonu rozpoczęły się w Warszawie, a kolejne tygodnie Polki spędzały w Szczyrku przygotowując się do docelowej imprezy w tym roku – FIVB Mistrzostw Świata, w piłce siatkowej kobiet, które Polska współorganizowała z Holandią. Czas do mistrzostw podzielony został na okres treningowy i sparingowy. Do składu wróciła Magdalena Stysiak, której siła ofensywne od samego początku robiła wiele dobrego, co widać było już w meczach towarzyskich. W okresie przygotowawczym nasze kadrowiczki zmierzyły się dwukrotnie z Niemkami (Kienbaum), dwukrotnie z Bułgarkami (Katowice) oraz zagrały w DHL Test Match Tournament (Neapol), rywalizując z Włoszkami, Serbkami i Turczynkami.
Wreszcie nadszedł czas mistrzostw świata, które Polki zainaugurowały meczem z Chorwacją w holenderskim Arnhem. Choć po stronie Biało-Czerwonych nie brakowało nierównej gry, to kamieniem milowym okazało się wprowadzenie na boisko Katarzyny Wenerskiej i Moniki Gałkowskiej, które uratowały końcówkę trzeciego seta, ustawiając wynik na 2:1. Ten fragment meczu miał znacznie większy impakt. W tym momencie narodziła się DRUŻYNA, a dziewczyny zaczęły wierzyć w siebie nawzajem i na własne oczy zobaczyły jak duży potencjał w nich drzemie. Na koniec czempionatu same przyznawały, że właśnie wtedy zbudowała się reprezentacja Polski.
Kolejne mecze były jak piękny sen. Polskie siatkarki wróciły przed własną publiczność i w ERGO ARENIE kontynuowały grupową przeprawę. Najpierw wygrały bez straty seta z Tajlandią i Koreą, jednak trzeciego z rzędu dnia zmagań uległy 1:3 Dominikanie. Na zamknięcie grupy B Polki zagrały z Turczynkami, wynosząc kobiecą siatkówkę na niewyobrażalny poziom. Spektakularny pięciosetowy mecz z trybun obserwowało blisko 8 tys. widzów, którzy żywym dopingiem nieśli dziewczyny przez kolejne akcje. Ostatecznie nasz zespół przegrał 2:3, ale zyskał coś znacznie ważniejszego – oddanie i szacunek kibiców.
W Łodzi reprezentacja Polski rozgrywała drugą fazę grupową, która rozpoczęła się od zimnego prysznica z Serbkami. Mecze z Kanadą i Niemkami przyniosły wymęczone zwycięstwa w pięciu setach, przez co ta część turnieju mogłaby wydawać się nieudana. Wydarzyło się jednak coś historycznego – wygrana z USA. Z Amerykankami nasze kadrowiczki spotkały się bezpośrednio po jednostronnym starciu z Serbkami i wydawało się, że tu także będzie to mecz do jednej bramki. Nasz zespół zagrał jednak znakomicie, światowo i bez kompleksów, ostatecznie pokonując mistrzynie olimpijskie 3:0. I to właśnie do tego meczu wracały pamięcią pewne awansu do ćwierćfinału czempionatu, rozgrywanego w Gliwicach.
Wszyscy wiemy jak wyglądał mecz ćwierćfinałowy z Serbią - ile było w nim punktowych pogoni, zwrotów akcji czy piłek meczowych. Każdy długo będzie pamiętał tę nieszczęsną ostatnią zagrywkę spotkania, która przekreśliła marzenia o strefie medalowej. Prawda jednak jest taka, że o medalu w tym czempionacie nikt przed sezonem nie odważyłby się marzyć i mało kto uwierzyłby, że reprezentacja Polski kobiet w tym momencie rozwoju może dosłownie deptać po piętach światowej czołówce.
Na awans do najlepszej ósemki mistrzostw świata polskie siatkarki czekały 60 lat. Tak wielkiego zainteresowania rozgrywkami kobiecymi nie było od czasu „Złotek” Andrzeja Niemczyka. Od dawna nasze zawodniczki nie plasowały się tak wysoko w indywidualnych rankingach. I po raz pierwszy nie chciały wracać z reprezentacji do domów. I to właśnie najlepiej podsumowuje sezon „Babskiego Gangu”.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej