Angelika Knopek, fot. Piotr Sumara, 2 października 2017

Piotr Łuka: powrót do PlusLigi jest marzeniem nas wszystkich

AZS PWSZ Stal Nysa przegrał z  Exact Systems Norwid Częstochowa 1:3 (24:26, 25:21, 23:25, 22:25) w pierwszej kolejce I ligi mężczyzn. Trenerem zespołu gospodarzy jest Piotr Łuka, który jeszcze w poprzednich rozgrywkach występował na pozycji przyjmującego. Nowy szkoleniowiec przez wiele lat bronił barw klubów PlusLigi, grając między innymi w Jastrzębskim Węglu, Asseco Resovii Rzeszów czy AZS-ie Olsztyn.

pzps.pl: Niedawno zakończył Pan karierę zawodniczą, jak wspomina Pan swój ostatni mecz? Nie brakuje Panu gry?
Piotr Łuka: Szczerze mówiąc, swój ostatni mecz wspominam bardzo źle, bo było to przegrane spotkanie o brązowy medal w poprzednim sezonie. Jednak wtedy nie byłem jeszcze świadomy tego, że jest to mój ostatni mecz (śmiech). Chętnie zagrałbym sobie takie prawdziwe, pożegnalne spotkanie, tak, żeby ten wynik był dużo lepszy i milej się kojarzył. Natomiast jeżeli chodzi o to, czy ciągnie mnie na boisko, to szczerze powiem, że nie mam czasu za tym tęsknić. Z zawodnika od razu stałem się trenerem, a jest to praca wymagająca bardzo dużo czasu i poświęcenia. Jednak stojąc z boku, denerwuję się i przeżywam mecz chyba dużo mocniej, niż gdy byłem na boisku (śmiech).

Nie spodziewał się Pan, że to będzie pański ostatni mecz, skąd zatem decyzja o zakończeniu kariery?
Sytuacja przedstawiała się tak, że planowałem jeszcze w tym sezonie grać. Jednak działacze w Nysie postanowili rozstać się z dotychczasowym szkoleniowcem przez co mnie i kilku innym trenerom została złożona propozycja objęcia funkcji pierwszego trenera. Przedstawiłem zarządowi swój plan, wizję, jak według mnie będzie to wszystko wyglądało, a zarząd ją przyjął. Tak z Piotra Łuki zawodnika stałem się Piotrem Łuką trenerem. Było w tym dużo zbiegów okoliczności i przypadku, ale nie ma co ukrywać, spędziłem wiele lat na parkietach i wiek też już robi swoje. Na razie wcale nie martwi mnie to, że zakończyłem karierę zawodniczą.

Ostatnim sprawdzianem przed sezonem dla nyskiej drużyny był Memoriał  Zdzisława Kiczyńskiego, w którym Pana zespół zajął drugie miejsce.
Pierwszy mecz rozegraliśmy z Sanokiem. Był to dla nas już drugi sparing z tą drużyną, ponieważ spotkaliśmy się z nimi także w trakcie obozu przygotowawczego w Kielnarowej. Udało nam się wygrać, ale to był zupełnie inny etap przygotowań. Minął prawie miesiąc i wszystkie drużyny są już w przygotowaniu „ligowym”. Początek spotkania był w naszym wykonaniu bardzo słaby, jeden z najsłabszych, biorąc pod uwagę wszystkie sparingi, które rozegraliśmy. Nie graliśmy w ataku, słabo graliśmy na zagrywce. Bardzo się cieszę, że po wyrównanej końcówce, udało nam się przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść, dzięki czemu wygraliśmy 3:1. W niedzielę natomiast przegraliśmy z AGH Kraków 2:3 i w rezultacie uplasowaliśmy się na drugiej pozycji.

Jak ocenia Pan pracę zespołu w trakcie przygotowań do sezonu?
Jestem bardzo zadowolony z okresu przygotowawczego. Udało nam się zrealizować wszystkie założenia praktycznie w stu procentach. Przez pierwsze pięć tygodni zawodnicy ciężko pracowali na siłowni, a dodatkowo wieczorem mieliśmy treningi typowo siatkarskie. Wielkim szczęściem jest to, że nie mieliśmy żadnych poważniejszych kontuzji w zespole, zdarzyły się tylko drobne mikrourazy przeciążeniowe, które zniknęły po kilku dniach odpoczynku. Cieszę się przede wszystkim z tego, że możemy trenować w pełnym, czternastoosobowym składzie. Dwa tygodnie temu zeszliśmy z obciążeń, teraz pracujemy nad dynamiką i szybkością. Myślę, że będzie to widać już w najbliższych meczach.

Mimo porażki w pierwszym meczu zespół z Nysy wymienia się w gronie faworytów rozgrywek?
Potencjał w tej drużynie jest duży, każdy z zawodników ma możliwości i umiejętności, żeby zagrać w podstawowym składzie. Z drugim trenerem, Arkiem Olejniczakiem, mamy problem, kogo wypuścić w danym dniu na boisko. Jednak takie problemy chciałby mieć chyba każdy trener. W naszym zespole nie ma jednej szóstki, na której będzie się opierał cały sezon. Niektóre sezony już wcześniej pokazały, że mocna ławka rezerwowych jest bardzo potrzebna. My nie mamy zawodników rezerwowych, mamy czternastu podstawowych graczy.

Często i głośno mówi się się o awansie AZS PWSZ Stali Nysa do PlusLigi. Uważa Pan, że to realny cel?
Zawsze przestrzegam przed tym, żeby zakładać i narzucać sobie takie plany do realizacji. Oczywiście, powrót do najwyżej klasy rozgrywkowej jest marzeniem chyba nas wszystkich, zawodników, zarządu, kibiców. Zawsze jednak powtarzam, że przy obecnych przepisach jest to cel osiągalny, ale bardzo trudny. Do jego osiągnięcia trzeba dążyć małymi krokami. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym meczem, czy to w rundzie zasadniczej, czy w fazie play-off, będziemy się do tego celu zbliżać. Jeżeli znajdzie się on w zasięgu ręki, będzie dla nas osiągalny, to wtedy będziemy o nim myśleć.

Niebawem przeniesiecie się do nowej hali. Nie będzie Pan tęsknił za słynną atmosferą nyskiego kotła?
Nie wiemy dokładnie, kiedy nowa hala zostanie oddana do użytku. Podobno jest już praktycznie ukończona, trwają odbiory. Dopóki nie mamy realnej daty przejścia do nowej hali, to koncentrujemy się na tym, żeby jak najlepiej grać jeszcze w tej starej. Zmiana obiektu zawsze niesie za sobą konieczność zaaklimatyzowania się, na pewno nie wejdziemy do hali z marszu. Będziemy musieli odbyć w niej kilka-kilkanaście treningów, zanim rozegramy tam pierwszy mecz. A wielki sentyment do nyskiego kotła na pewno pozostanie.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej