Marta Gula, 23 sierpnia 2011

- Przegraliśmy dwa ostatnie mecze i zajęliśmy najgorsze miejsce z możliwych. Po ostatnim meczu pozostaje kac. Ale uważam nasz występ za sukces - podsumowuje występ na MŚ kadetek trener Andrzej Peć.

- Umie Pan sobie wyjaśnić, co stało się z Pańskimi zawodniczkami w meczu i brązowy medal MŚ? (3:0 dla Serbii - przyp. red.)

- Gdyby taki mecz przydarzył nam się na początku turnieju, to jeszcze możnaby to było jakoś zrozumieć. My natomiast walczyliśmy o medal MŚ kadetek - taki, który można zdobyć tylko raz w życiu. Dziewczyny same wypuściły go z ręki. Nie wiem, czy tak jak to było po meczu z Brazylią, powodem było zmęczenie i brak koncentracji po wcześniej rozegranym spotkaniu? Bo trzeba przyznać, że dzień wcześniej w półfinale w Chinkami zagrały bardzo dobrze. Nie skończyło się to happy-endem, bo Azjatki były lepsze o 2-3 piłki w trzecim secie.

- Rzeczywiście, nawet finał był w naszym zasięgu. Dziewczyny prowadziły w trzecim secie 11:4!

- Gdybyśmy wykorzystali prowadzenie, wygrali tę partię, byłoby 2:1 i dorga do finału stałaby otworem. Niemniej, słowa uznania dla dziewczyn za ten mecz. Tam pokazały wszystko to, czego zabrakło w meczu o brązowy medal. Z Serbkami bardzo ciężko nam się zarabiało punkty, a łatwo trwoniło. Widać było, że dziewczyny, choć bardzo chcą, to są zdekoncentrowane, zmęczone turniejem i ciężarem, który na nie spadł. Po prostu tego nie udźwignęły. Będziemy jeszcze rozmawiać. Mam nadzieję, że wspólnie dojdziemy do tego, co się stało i dlaczego tak się zaprezentowaliśmy w tym ostatnim spotkaniu.

- Dziewczny nie spoczeły na laurach awansując do czwórki?

- Gdy rozmawialiśmy przed meczem, wszyscy zgodnie powtarzali, że jest to ostatni mecz reprezentacji kadetek - jedyna i ostatnia szansa na medal w tej kategorii wiekowej. Dziewczyny były też zaangażowane w rozgrzewkę przed meczem - pobudzone, dynamiczne. Wydaje mi się, że fizycznie zniosły te mistrzostwa. Być może tylko na twarzy było widać motywację, a pod tą powłoką kryło się coś innego. Może też czuły za duży respekt przed Serbkami. A może właśnie miały już komfort, bo wiedziały, że poniżej czwartego miejsca nie spadną. A taki wynik to przecież jest sukces. Dziewczyny od wielu trenerów zebrały dobre opinie i recenzje. Jest więc sukces, ale i niedosyt. Jak się gra o medale, to powinno się wykrzesać z siebie resztki sił, zapomieć o wszystkim, co się dzieje dookoła, postawić wszystko na jedną kartę i walczyć do końca. Tego w tym meczu zabrakło.

- To był drugi w krótkim czasie mecz o medal, tak gładko przegrany przez Pana zespół. Podobnie było w lipcu w Trabzonie w Olimpijskim Festiwalu Młodzieży Europy. Jest jakieś podobieństwo do tych spotkań?

- W Trabzonie generalnie grało nam się ciężko. Być może z powodu trudnych warunków klimatycznych. Dziewczyny były bardzo zmęczone. Ze wględu na problemy organizacyjne mało trenowały tuż przed pierwszym meczem. Poza tym, tam była inna atmosfera. Nie były skupione tylko na siatkówce. Inne były motywacje, inne emocje. Mam wrażenie, że dziewczyny tego nie "ogarnęły". Koncentracja na własnej dyscyplinie rozmieniła się na drobne - na inne dyscypliny. Po raz pierwszy miały z czymś takim styczność. Nie sprotały temu.

- Przyzna Pan, że w czwórce sprawiedliwości stało się za dość? Polska awansowała do półfinału z zaledwie trzema wygranymi meczami. Pozostali z co najmniej pięcioma.

- Każdy zespół ma lepszą lub gorszą ścieżkę do medalu. Wygrana z Japonią i punkt z Brazylią nie przyszły znikąd. Wywalczyliśmy sobie awans do półfinałów zasłużenie. Japonki w meczu z Brazylią złapały drugi oddech. Nie grały dla nas, w biało-czerwonych koszulkach, tylko dla swojego kraju. Dzięki temu nasze cztery punkty okazały się wystarczające. Oczywiście, łatwiejsi przeciwnicy w I etapie imprezy (oprócz Turcji, Algieria i Egpit - przyp. red.) na pewno ułatwili nam osiągnięcie takiego wyniku. Mogliśmy spokojnie awansować do pierwszej ósemki i dopiero tam nastawić się na twardą walkę z trudnymi zespołami. I tak było. Pokonaliśmy Japonię, która ograła wicemistrza Europy - Włoszki i czwarty zespół ME - Niemki. Wygrywając z nimi w dziewczynach urosła wiara we własne możliwości i chęć do gry. Kolejny mecz z Brazylią potwierdził, że jesteśmy mocnym zespołem. Nie ustępowaliśmy Brazylijkom w żadnym elemencie. To był jeden z lepszych meczów w naszym wykonaniu. Na własne życzenie dziewczyny zamiast wygrać go 3:1 przegrały 2:3. Dzień później zmęczone z Serbkami przegrały końcówki. Ta faza była najlepszą w naszym wykonaniu. Ale i pófinał z Chinkami zagraliśmy bardzo dobrze. Niestety ten ostatni mecz o brąz zostawił po nas taki przykry obraz. To przykre, bo grając naprawdę dobrze w najważniejszym momencie turnieju, nie postawiliśmy kropki nad i.

- Jakie wnioski po tym turnieju?

- Te misrzostwa dały nam dużo do przemyślenia. Musimy więcej czasu poświęcić na trening indywidualny, by popracować nad techniką poszczególnych zawodniczek. Każda z nich ma pewne braki. Musimy poprawić przyjęcie, popracować nad obijaniem i omijaniem bloku. Każdą z dziewczyn sobie scharakteryzuję - jej plusy i minusy.

- W ME naszą piętą Achillesową był pierwszy set. W MŚ mieliśmy z kolei syndrom czwartego seta. Gdy przegrywaliśmy 1:2 nie udawało nam się już doprowadzić do tie-breaka. To chyba powód do niepokoju...

- To jest powód do pracy. Przeanalizujemy to, obejrzymy jeszcze raz materiały wideo. Wydaje mi się, że w kluczowych momentach szliśmy na maksa, a nie było w tym logicznego myślenia. Uderzaliśmy siłowo, zapominając o taktyce i tym, co sobie wcześniej założyliśmy. Liczyliśmy na szczęście, że po takim ciosie piłka gdzieś tam zachaczy o ręce. A tu trzeba było uderzyć mocno, ale jeszcze obrać kierunek, uderzyć z premedyatcją po dłoniach przeciwnika. Przegrywamy końcówki a to podcina nam skrzydła, bo cel już był tak blisko. Ten probelem ma nam pomóc rozwiązać wspomniana praca nad techniką. Jeśli połączymy to z naszą siłą, to gra będzie wyglądać inaczej.

- Wracamy na tarczy czy z tarczą?

- Nie zdobyliśmy medalu, ale dziewczyny nabrały ogromnego doświadczenia. Zagrały z takimi zespołami jak Brazylia, Chiny, Japonia - nigdzie indziej nie miałyby ku temu okazji. Pytałem dziewczyn, jak wyobrażają sobie siebie w kwalifikacjach do ME juniorek, gdbyśmy tych wszystkcih turniejów nie zagrali. Gra o stawkę to ogromne doświadczenie, które zaprocentuje i w juniorkach, i w seniorkach. Co do MŚ, wiedziałem, że prawdziwy turniej zaczniemy w II rundzie. Wiedziałem też po dziewczynach, że bardzo chcą pokazać się z dobrej strony. Udowodnić, że otarcię się o czwórkę ME i wyeliminowanie Rosji nie było przypadkiem. Tu wiedziałem, że czwórka jest możliwa, bo nie ma przecież drużyn niepokonanych. Dobre wejście w drugi etap było bardo ważne. Widziałem, że to nam pozwoli zawalczyć dalej. I wywalczyliśmy awans, ale bilans spotkań pozostał zły. Gdybyśmy zamiast tego walczyli o miejsca 5-8 bilans byłby lepszy, ale miejse gorsze. Przegraliśmy dwa ostatnie mecze i zajęliśmy najgorsze miejsce z możliwych. Jeślibyśmy się nie dostali do czwórki, wiedziałem, że stać nas na miejsce tuż za. Mały kac jednak pozostaje.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej