Jarosław Bińczyk, Fot. Piotr Sumara, 8 września 2022

Mistrzostwa świata 2022. Polska w półfinale turnieju po horrorze z USA

Cztery lata temu Polska zmierzyła się w Turynie z USA w półfinale mistrzostw świata. O zwycięstwie Biało-czerwonych zdecydował tie-break. Teraz było podobnie, choć stawką była runda niżej. Ale oba mecze stały na niesamowicie wysokim poziomie i - co najważniejsze - za każdym razem  lepsi byli Polacy. W czwartek przyszło im to wyjątkowo ciężko.

Los sprawił, że w dwóch ćwierćfinałach spotkały się cztery najlepsze drużyny tegorocznej Ligi Narodów. Jako pierwsza pożegnała się z mistrzostwami Francja, najlepsza w tych rozgrywkach, wyrzucona przez czwarte wtedy Włochy. W Gliwicach zaś zagrały trzecia Polska z drugimi Stanami Zjednoczonymi. To ich czwarty mecz w tym sezonie i na pewno najważniejszy.

Widać było ogromną stawkę, bo Polacy popsuli dwie pierwsze zagrywki. Ale nie rezygnowali z mocnych serwów, bo tak silnej drużynie nie można dać się rozpędzić. Amerykanie na początku odskoczyli na dwa punkty (7:5), jednak na krótko, gdy po bloku Kamila Semeniuka na Matthew Andersonie był remis, a za chwilę koncert rozpoczął Jakub Kochanowski, zaliczając pierwszego asa. Później dołożył jeszcze dwa, a po jego serii Biało-czerwoni odskoczyli na 20:14! Nasi siatkarze grali kapitalnie: zagrywka pomagała ustawiać blok (4 punkty), a w ataku nie popełnili ani jednego błędu.

Przeciwnicy grali bardzo dobrze. Anderson zaczął słabiej, lecz później spisywał się jak za swoich najlepszych czasów. Na Polaków to nie wystarczyło. W końcówce trener Nikola Grbić tradycyjnie przeprowadził podwójną zmianę, a Grzegorz Łomacz trzy razy wykorzystał skuteczność swoich środkowych, a seta zakończył blokiem Bartosz Kurek.

John Speraw, trener USA, na drugiego seta wprowadził Garretta Muagutitię, żeby poprawić przyjęcie. I poprawił, bo reprezentanci Polski już tak bezkarnie nie nękali przeciwników. Gra była bardzo wyrównana. Skoro mocne serwy nie pomagały, to Marcin Janusz spróbował skrótów, zdobywając 6. i 7. punkt. Ale Biało-czerwoni musieli gonić przeciwników, wśród których błyszczał Anderson. Amerykanie nie byli w stanie odskoczyć na więcej niż dwa punkty. Prowadzili 23:21, jednak po ataku Muagututii w antenkę był remis. Nasi obronili setbola po ataku znakomicie grającego Aleksandra Śliwki, który następnie posłał tak mocny serw, że piłka wróciła na naszą stronę. Prowadzenie 2:0 przypieczętował blok Bieńka na Jeffreyu Jendryku - jedyny dla naszego zespołu w tej partii.

Trener Grbić szukał optymalnego zestawienia i pierwszy raz w tym turnieju zdecydował się grać na dwóch libero: Zatorski wchodził do przyjęcia, a Jakub Popiwczak - do obrony. Amerykanie potwierdzali, że są niezwykle mocną drużyną. Przede wszystkim coraz lepiej serwowali, to znaczy coraz mocniej. Dlatego szybko na boisku pojawił się Fornal, lecz nie za Śliwkę, jak to bywało w poprzednich meczach, a Semeniuka. Fornal odbierał serwy znakomicie, jednak siatkarze z z USA  byli w tym secie nie do zatrzymania. Anderson robił wszystko: mocno serwował, atakował (65 proc. skuteczności po trzech setach). Ambitni Polacy nie zdołali się przeciwstawić mimo wsparcia 12.250 kibiców

Poprzedni mecz tych drużyn, w grupie, zakończył się wynikiem 3:1 dla Polski, stał na wysokim poziomie. Teraz widowisko było jeszcze lepsze, a poziom wyższy. W trzech setach obie drużyny popełniły tylko pięć błędów w ataku, a przecież nikt ręki nie wstrzymywał. Każdy punkt trzeba było wywalczyć, wyszarpać. Wystarczyła chwila słabości, by z trzypunktowej przewagi zrobiła się jednopunktowa strata (11:12). Amerykanie wykorzystywali każde zawahanie, każdą okazję stworzoną nie przez złe, ale trochę gorsze zagranie Polaków. Grali naprawdę doskonale, a dobra postawa naszych nie wystarczyła i o awansie musiał zadecydować tie-break. W nim trener wrócił do wyjściowej szóstki, a Semeniuk zrewanżował się asem. Wcześniej Bieniek zablokował Aarona Russella i było 6:3. Rywale zbliżyli się na punkt, ale wtedy Bieniek ustrzelił mocnym serwem Russella (8:5).

Rywale nie odpuszczali. Defalco podbił piłkę za bandami, Erik Shoji był wszędzie. Nasza drużyna też pokazywała najwyższy kunszt. Ogłuszający doping zrobił swoje i serwy Amerykanów nie były tak skuteczne. Wystarczyło jednak, by Bieniek nie skończył ataku, by przewaga stopniała z trzech punktów do jednego (12:11). Kolejną akcję też wygrali przeciwnicy, lecz Grbić poprosił o sprawdzenie dotknięcia siatki. Miał rację! Wielkie drużyny i wielkich sportowców cechuje to, że w najważniejszych momentach grają najlepiej. Takim jest Semeniuk, który jedynego asa zaserwował przy stanie 13:11. Pierwszego meczbola Amerykanie obronili, ale przy ataku Śliwki byli bezradni i Polska awansowała do półfinału mistrzostw świata. Zmierzy się w piątek z Brazylią, już w katowickim Spodku. 

Polska - USA 3:2 (25:20, 27:25, 21:25, 22:25, 15:12)

Polska: Janusz 3, Śliwka 11, Kochanowski 17, Kurek 22, Semeniuk 7, Bieniek 16, Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek 2, Fornal 8, Popiwczak (libero), Kwolek

USA: Christenson 2, Defalco 3, Averill 3, Anderson 18, A, Russell 24, Smith 6, Shoji (libero) oraz Jendryk 7, Tuaniga, Ensing 1, Muagututia 9, K. Russell

Polską Siatkówkę wspierają

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej