Anna Daniluk, fot.Piotr Sumara, 6 lipca 2017

Mateusz Masłowski: na mistrzostwa mogłem w ogóle nie pojechać

Lekarz zalecał mi żebym nie jechał do Czech. Wiedziałem jednak, że żałowałbym tego do końca życia. Teraz poświęcę się przede wszystkim regeneracji mówi Mateusz Masłowski, Mistrz Świata U21.

pzps.pl: Przed mistrzostwami w Czechach wiele mówiło się o Twoich problemach ze zdrowiem. Jak teraz wygląda sytuacja?

Mateusz Masłowski:  Wtedy było nieciekawie, ale teraz jest już lepiej. Muszę jednak poświęcić trochę czasu na kompletne odbudowanie swojego zdrowia.

Czas może okazać się problemem, bo figurujesz na liście powołanych do szerokiego składu na Mistrzostwa Świata U23…

Cóż… tak jak mówiłem, potrzebuję teraz przede wszystkim skupić się na własnym zdrowiu. Muszę odbudować się po tej kontuzji, bo i tak lekarz zalecał mi żebym nie jechał do Czech. Nie mogłem wtedy tego odpuścić, bo wiem że żałowałbym do końca życia. Myślę, jednak że teraz zrezygnuję z tego powołania, bo nie mogę lekceważyć swojego zdrowia. Przede mną jeszcze całe życie i kilkanaście lat grania, które szkoda by było zaprzepaścić jakąś głupią kontuzją.

Minione dni pokazały, że gdybyś zrezygnował z turnieju w Czechach, straciłbyś kolejne mistrzostwo… Co drużyna, która wygrała wszystko, może jeszcze wygrać?

Niestety wydaje mi się, że już  niczego takiego nie ma… (śmiech). W swojej kategorii wiekowej zdobyliśmy już wszystko. Teraz czekamy na nowe wyzwania i na szansę gry w seniorskiej reprezentacji. Miejmy nadzieję, że nam wszystkim się to uda!

Nie szczędziłeś pięknych słów pożegnań dla całej drużyny. Większa jest w Tobie radość ze zdobycia mistrzostwa, czy strata związana z zamknięciem pewnego etapu?

Chyba w tej chwili większy jest nawet żal niż radość. Czas spędzony z tą drużyną był czymś niesamowitym, a my dogadywaliśmy się naprawdę świetnie. Myślę, że każdy poświęciłby wiele żebyśmy zamiast mistrzostwa, mogli grać razem w tych juniorach już do końca życia. Choć radość ze zwycięstwa jest również ogromna...

Bardzo wiele mówiło się o waszej dobrej atmosferze. Częstym tematem był też… rytuał kanapek. To rzeczywiście prawda?

Tak. Podobnie jak każda drużyna, przed meczem musimy zjeść jakiś posiłek i faktycznie doktor naszej drużyny Krzysztof Zając i dyrektor SMS Spała Leon Bartman przygotowują dla nas kanapki. Każdy ma jakiś rytuał i każdy stara się go powtarzać, bo to tylko konsoliduje drużynę.

W Czechach wygraliście wszystkie mecze, mało tego nie przegraliście od prawie pięćdziesięciu spotkań. Która z drużyn na mistrzostwach była dla was najtrudniejsza?

Pod kątem sportowym najcięższymi spotkaniami były starcia z Iranem i Brazylią. Mentalnie z kolei każdy mecz był dla nas trudny. Natomiast jeśli chodzi o jakość sportową i trudność to na pewno te dwa, które wymieniłem.

W spotkaniach nie brakowało emocji, wy jednak wielokrotnie wydawaliście się im nie podlegać. Dojrzeliście pod pieczą trenera Pawlika?

Na pewno w jakimś stopniu nasza gra dojrzała, ale też często koncentracja wiąże się z celami jakie sami przed sobą stawiamy. W meczu z Kubą, w drugim secie narzuciliśmy na siebie próg punktowy i robiliśmy wszystko, żeby nasi rywale nie zdobyli w tamtej partii dziesięciu „oczek”. Zawsze stawiamy przed sobą wymagające cele i staramy się je zrealizować.

Do Brna zawitała liczna grupa polskich kibiców. Ich doping „nie wiązał” wam nóg i rąk?

Taka grupa kibiców tylko i wyłącznie nam pomagała. Po raz kolejny udowodnili, że są najlepsi na świecie. Czymś fenomenalnym było to, że przyjechały nasze rodziny i czymś pięknym była obecność tak licznej grupy biało-czerwonych fanów. Kibice pokazali, że są z nami, a my w zamian za to chcieliśmy zdobyć dla nich trofeum. Cieszę się, że ich nie zawiedliśmy.

A co z telewizją… Dla „plusligowców” to chleb powszedni, ale gracze pierwszoligowi, jak Norbert Huber na przykład mogli odczuwać dodatkowy stres…

O Norberta byłem akurat bardzo spokojny, bo to chłopak z wielkim pazurem i charakterem do gry. Jestem pewny, że nikt z nas się nie przestraszył, bo sprawy takie jak kamera czy telewizja, to są poboczne kwestie, które nigdy nie mają na nas większego wpływu.

Miniony sezon spędziłeś w Rzeszowie. Jak pomocne było w młodzieżowej reprezentacji doświadczenie wyniesione z ekstraklasy?

Z roku spędzonego w Asseco Resovii wyniosłem bardzo dużo. Wydaje mi się, że było to widać podczas mistrzostw świata, bo naprawdę czułem się na tym turnieju bardzo dobrze, szczególnie w fazie finałowej. Mimo tej długiej przerwy zdrowotnej grało mi się świetnie i cieszę się, że mogłem przyczynić się do zwycięstwa w czempionacie.

W kolejnym sezonie wciąż będziesz grał na podkarpackich parkietach. Skład Asseco Resovii jest dość młody – Śliwka, Kędzierski, Rossard, ty…

Myślę, że najważniejsze będzie to żebyśmy dobrze czuli się jako drużyna – bez znaczenia będzie to czy jesteśmy ekipą młodą wiekowo, czy nieco starszą. Moim osobistym marzeniem jest powrót na tron jako Asseco Resovia Rzeszów.

Po raz pierwszy od wielu lat Resovię poprowadzi nowy szkoleniowiec. Co sądzisz o Roberto Serniottim?

Wcześniej znałem go tylko z opowieści, ale w ostatnim czasie nie raz się ze mną kontaktował. Mogę zatem zapewnić wszystkich kibiców, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jest bardzo konkretny i pracowity, co tylko dodaje mu zalet. Jestem bardzo szczęśliwy, że będę miał okazję współpracować z takim szkoleniowcem. Dla mnie będzie to zupełnie nowe doświadczenie, bo pierwszy raz poprowadzi mnie trener z zagranicy.

Najbliższy czas poświęcisz na kompletną regenerację?

Ja na pewno. Jakieś wakacje, czas spędzony z rodziną, czyli kompletny odpoczynek nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Będę chciał pograć w różne inne dyscypliny jak chociażby tenis. Chcę poświęcić chwilę dla siebie, a potem z pełnym kompletem sił przystąpić do przygotowań z Resovią.

Trwa obecnie Final Six Ligi Światowej – kto jest twoim faworytem?  

Osobiście uważam, że w turnieju zwycięży Francja, bo widać, że w ostatnim czasie ponownie jest w bardzo dobrej formie.

 

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej