Eugeniusz Andrejuk, fot. Piotr Sumara i Wiesław Kozieł, 8 kwietnia 2020

#CzasyChwały. Marek Karbarz: czuliśmy się mocni

- Przed podróżą do Meksyku czuliśmy się mocni i z wiarą we własne siły lecieliśmy na mistrzostwa świata - mówi Marek Karbarz, który z reprezentacją Polski zdobył złote medale czempionatu globu oraz igrzysk olimpijskich.

pzps.pl: Często Pan wspomina mistrzostwa świata w Meksyku?
Marek Karbarz: Raczej przy jakiejś okazji, na przykłąd ostatnich mistrzostw świata, w których Polska zdobyła złoty medal. Ogląda człowiek nasz znakomity zespół i zaczyna sobie przypominać swoje sukcesy oraz to, że był kiedyś młody i tak wysoko skakał jak obecni nasi mistrzowie. Miło jest mieć świadomość, że kiedyś było się mocnym i też się wygrywało. Osobnym czasem są Memoriały Hubarta Wagnera. Zwykle przyjeżdża prawie cała nasza drużyna. Odżywają wspomnienia. Rozmawiamy o rzeczach i wydarzeniach, których nie podaje się do publicznej wiadomości.

W jakich nastrojach lecieliście do Meksyku?
Czuliśmy się przede wszystkim mocni. Wiedzieliśmy, ile potu wylaliśmy na zgrupowaniach. Byliśmy m.in. we francuskim Font-Romeu oraz w Cachadzor w Armenii. Pracowaliśmy z ogromną determinacją. Były grane sparingi z ZSRR i obojętnie jaką szóstkę Wagner wystawiał, to wygrywaliśmy.

Początek turnieju był bardzo udany...
Egipt nie należał do potentatów. Amerykanie mieli już wtedy dobrą drużynę, o czym mogliśmy się przekonać w kwalifikacjach do igrzysk w Monachium. Ale wtedy też z nimi wygraliśmy. Związek Radziecki był w tamtych czasach potentatem i zwycięstwo nad tą drużyną tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że możemy osiągnąć dużo.

Coś szczególnego utkwiło w pamięci z turnieju mistrzowskiego?
Przede wszystkim ten mecz z NRD. Wagner uznał, że potrzebny jest nam trening i jedni grali, a drudzy za kotarą trenowali. Zmian dokonywał dwójkami. Prowadziliśmy 2:0 i potem trzeba było twardo walczyć o zwycięstwo 3:2. Oczywiście zapamiętałem też ostatni mecz z Japonią, który decydował o medalach.

Potem była wielka feta...
...w hotelu z udziałem kilku reprezentacji. Szampański nastrój był też w drodze powrotnej. Mistrzostwo świata upoważniało i usprawiedliwiało wielką radość.

Jak przyjęto sukces w Rzeszowie?
Siatkówka była wtedy na topie. Resovia, w której grałem, cieszyła się w mieście i okolicy dużą popularnością. Klub sponsorowały Rzeszowskie Zakłady Budowlane, w skład których wchodziły różne firmy. Kibice chcieli zobaczyć złoty medal czy dowiedzieć się, jak to jest w Meksyku, do którego wtedy tak łatwo się nie udawało.


www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej