Janusz Pindera z Beer Szewy, 1 sierpnia 2015

Izrael pokonał Polskę 3:0 (25:23, 25:23, 25:19) w meczu pierwszego weekendu Ligi Europejskiej siatkarek. Dzień wcześniej biało-czerwone wygrały 3:2.

Tym razem górą była drużyna Izraela, która w drugim meczu z Polkami zrewanżowała się porażkę w pierwszym meczu i wygrała 3:0 (25:23, 25:23, 25:19). Spotkanie trwało godzinę i 26 minut.

Pierwszego znów rozpoczynała na rozegraniu młodziutka Agata Michalewicz, która będzie reprezentowała polskie barwy na mistrzostwach świata kadetek w Peru, i niestety podobnie jak poprzedniego dnia nie może tego występu zaliczyć do udanych. Widać, że ma talent i pomysły na nieszablonowe zagrania, ale zabrakło dokładności, stąd zmiana, już przy stanie 16:11 dla drużyny Izraela. Paulina Bałdyga jest znacznie bardziej doświadczoną rozgrywającą, więc gdy Polki odrobiły większość strat (14:16), a później po kolejnym skutecznym ataku Magdaleny Wawrzyniak miały już rywalki na wyciągnięcie ręki (19:20) wydawało się, że tego seta da się uratować. Co więcej, po chwili Kamila Gańszczyk zdobyła kolejny punkt i był już remis (20:20). Niestety końcówka należała do zespołu Izraela, a 78-letni, urodzony w Krakowie trener Arie Selinger (właściwie Leon) mógł odetchnąć.  Jest bowiem przekonany, że za kilka lat jego dziewczęta zrobią znaczący postęp i wejdą na znacznie wyższy poziom. Dzięki osobistym kontaktom załatwił możnego sponsora, który nie szczędzi pieniędzy, a federacja izraelskiej siatkówki zatrudnia zawodniczki na etatach, oczywiście z całym sztabem szkoleniowym w którym w roli asystenta jest również Sebastian Pęcherz, znany przed laty siatkarz, wciąż czynny zawodnik miejscowej ligi, a prywatnie mąż najlepszej siatkarki Izraela, Galit Devash.

Arie Selinger chyba nie spodziewał się, że jego drużyna wygra z Polkami w trzech setach. To nasze siatkarki były przecież faworytkami. Ale jak popełnia się 30 błędów, to trudno znaleźć wytłumaczenie dla tego co się stało. Te które ciągnęły grę poprzedniego dnia, a więc Martyna Grajber i nasza libero Lucyna Borek zagrały słabiej. Trudno mieć pretensję do środkowej Kamili Gańszczyk (7 bloków), ale koleżanki nie mają się czym pochwalić. Magdę Wawrzyniak (od nowego sezonu włoska Serie A) też stać na lepszą grę. Do tego rozgrywające popełniały chwilami tak proste błędy, że trener Popik łapał się za głowę.

W trzeciej partii cała seria takich właśnie błędów przydarzyła się Bałdydze, szybko zmieniła ją Michalewicz, ale niewiele to pomogło.

Błędami zaczynaliśmy więc błędem też skończyliśmy. Izrael wygrał w niespełna półtorej godziny. Najwięcej punktów w ich zespole zdobyła Elvira Kolnogorov (20), a w naszym środkowa Gańszczyk (12).

Powiedzieli
Trener Wiesław Popik:
Ja wiem, że dopiero tu mają okazję pograć w siatkówkę, bo w klubach najczęściej nie ma takiej szansy, ale to nie moja wina, że dokonały takich wyborów. Najgorsze, że były przecież lepsze od siatkarek Izraela w ataku, lepiej przyjmowały, blokowały, a przegrały 0:3. Wczoraj w pięciu setach popełniły 39 błędów, dziś w trzech setach 30. Obie rozgrywające niestety się pogubiły, na boisku był bałagan, zabrakło uporządkowanej, spokojnej gry. Szkoda, bo mieliśmy zrobić krok do przodu, a zrobiliśmy do tyłu. Nie tak miało być.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej