Anna Daniluk, 29 sierpnia 2015

Leon Bartman (drugi od lewej), dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Spale, a także menedżer reprezentacji kadetów, która zdobyła w Argentynie złoty medal mistrzostw świata opowiada o kulisach swojej pracy.

pzps.pl: Był Pan menedżerem reprezentacji kadetów. Czy mógłby opowiedzieć Pan o swoich obowiązkach?
Leon Bartman: Menedżer musi dbać o całokształt funkcjonowania drużyny. Przede wszystkim kontaktowanie się z organizatorami turnieju, z władzami FIVB i kształtowanie ogólnego wizerunku ekipy. W tego typu imprezie uczestniczę już po raz trzeci. Pierwszy raz byłem w Arabii Saudyjskiej, potem w Algierii, a teraz razem z naszymi mistrzami w Argentynie. Muszę przyznać, że Ameryka Południowa negatywnie nas zaskoczyła.

- Dlaczego?
- Zawsze bierze się poprawkę, na egzotyczność kraju, jednak od każdego gospodarza wymaga się warunków socjalno-bytowych utrzymanych na pewnym poziomie. W ostatniej fazie turnieju trafiliśmy do fatalnego hotelu. Dodatkowo, podczas każdego naszego wyjścia do miasta, towarzyszyło nam dwóch policjantów z bronią. Widocznie taka była potrzeba. Na początku czuliśmy się nieswojo, ale później przyzwyczailiśmy się.

- Na co dzień jest Pan dyrektorem Szkoły Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Spale. Domyślam się, że nie ma problemu z naborem…
- Muszę przyznać, że problem z naborem jest, ale dlatego, że nie wiemy na kogo się decydować (śmiech). Wielu chłopakom musimy odmówić z powodu braku miejsc. Chcemy żeby nasza placówka była elitarna, odnosiła sukcesy międzynarodowe i dlatego nie możemy pozwolić sobie na zbyt dużą liczbę uczniów.

- Proszę powiedzieć o SMS PZPS Spała
- Takie wyjazdy jak ostatni do Argentyny są przedłużeniem tego co robimy na co dzień. Pracujemy w bardzo dobrych warunkach i dlatego możemy pozwolić sobie na profesjonalizm. Na mistrzostwa świata pojechaliśmy pięć dni wcześniej, na krótkie zgrupowanie.  Rozegraliśmy wtedy sparing z Argentyną, co okazało się niezwykle przydatne w finale. Warunki socjalne stworzone przez Polski Związek Piłki Siatkowej są bardzo dobre i to przenosi się na wyniki. Z drugiej strony nasze wysokie miejsca, zachęcają do inwestowania w polską siatkówkę. Taka wzajemność jest na pewno impulsem do dalszego rozwoju.

- Jest pan ojcem Zbigniewa Bartmana złotego medalisty mistrzostw Europy w 2009 roku. Teraz razem z kadetami sięgnął pan po złoto czempionatu globu…   
- Wszyscy chłopcy, którzy wychodzą z naszej szkoły to poniekąd moi synowie. Szkołą jesteśmy tylko z nazwy, bo tak naprawdę jesteśmy zakładem opiekuńczo-wychowawczym. Z chłopakami przebywamy przez 24 godziny na dobę i przez dziewięć miesięcy w roku, odejmując wolne. Dlatego traktuję ich jak synów – kiedy trzeba pogłaszczę, ale kiedy trzeba musi być porządek… w pokojach również (śmiech). Dlatego złoty medal mistrzostw świata kadetów cieszy mnie jeszcze bardziej.

- Od nowego sezonu pana syn będzie reprezentował barwy chińskiego Sichuan Chengdu. Myśli pan, że to dobra decyzja, czy może powinien pozostać w kraju?
- Chińczycy w ostatnim czasie postawili na siatkówkę, a rocznik 1995 jest, moim zdaniem, jednym z faworytów mistrzostw świata juniorów w Meksyku. My sami baliśmy się tego zespołu, bo mało wiemy o siatkówce azjatyckiej, która jest zupełnie inna. Świetnie grają w obronie i mają inne rozwiązania w ataku. Dodatkowo korzystają z m.in. podwójnej krótkiej. To bywa zaskakujące dla zespołów, które grają europejską siatkówkę.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej