Rozmawiała Anna Daniluk, 8 sierpnia 2015

Początek piątkowego meczu Ligi Europejskiej z Grecją był bardzo nieudany. Ostatecznie polskie siatkarki wygrały 3:2, dzięki m.in. wielkiej ofiarności i woli walki. - Momentami bałyśmy się zaryzykować, a w sumie o to chodzi w siatkówce - ocenila Kornelia Moskwa, środkowa biało-czerwonych.

pzps.pl: Co się stało, że tak słabo rozpoczęłyście to spotkanie? To kwestia braku zgrania czy presji gry przed własną publicznością?
Kornelia Moskwa: Mecz rzeczywiście rozpoczęłyśmy bardzo nerwowo. Kwestia zgrania nie miała tu znaczenia, bo na treningach nasza gra układa się naprawdę bardzo dobrze. Myślę, że ważnym czynnikiem był pierwszy występ przed własną publicznością. Kiedy wychodzimy na mecz, zaczynamy się stresować i boimy się ryzykować, a w sumie o to chodzi w siatkówce. W końcówkach setów byłyśmy drużyną do końca, a to przyniosło efekt i mogłyśmy cieszyć się ze zwycięstwa.=

- Bardzo żywiołowo reagujecie, kiedy wygrywacie akcje, ale też kiedy potrzebny jest wzajemny doping. Wydajecie się być zgranym zespołem…
- Tak, staramy się wzajemnie nakręcać, bo to nam bardzo pomaga. W drużynie rzeczywiście mamy super atmosferę i stanowimy dobry kolektyw, który rozumie się pod każdym względem. Żywiołowe reakcje i wybuchy radości napędzają naszą grę i dzięki temu jesteśmy w stanie walczyć w końcówkach. Zwycięstwa w meczach, takich jak ten są dla nas bardzo ważne i dla takich chwil naprawdę warto żyć. Niektórzy pewnie w nas zwątpili i my same też bałyśmy się, że przegramy, ale właśnie wtedy pokazałyśmy, że razem jesteśmy drużyną, która może wiele.

- Wasza drużyna pełna jest zawodniczek na różnym poziomie. Od stale grających w klubach, przez kadetki, aż do tych które nie mają wielu szans na zaprezentowanie umiejętności w lidze. Czy ta różnica poziomów jest odczuwalna?
- Trener daje szansę wszystkim zawodniczkom, co było widać chociażby w pierwszym spotkaniu z Greczynkami, a to jest dla nas bardzo korzystne. Każda z nas chce z kadry B, trafić do kadry A i grać na najwyższym poziomie. Myślę, że jeśli już od najmłodszych lat zaczynamy szkolenie to daje nam to perspektywy na przyszłość. Dziewczyny bardzo młode mają szansę wejść do składu pierwszej reprezentacji właśnie przez to, że trenują z bardziej doświadczonymi zawodniczkami. Myślę, że taki układ kadry zaprocentuje w przyszłości.

- Przed wami mecz rozegrała reprezentacja męska, która na Kalisz Arenę przyciągnęła większą ilość kibiców. Nie czujecie, że siatkówka kobieca jest w Polsce trochę dyskryminowana?
- Wydaje mi się, że po tym jak dziewczyny zajęły drugie miejsce w Igrzyskach Europejskich w Baku, siatkówka żeńska staje się ponownie bardziej popularna. Rzeczywiście było tak, że trochę nasza dyscyplina ucierpiała, ale to dlatego, że nie wygrywałyśmy. Nikt nie chce patrzeć na zespół, który nie walczy. Nie chodzi nawet o to, że się przegrywa, tylko o to w jakim stylu to się dzieje.

- Trener Wiesław Popik nie powołał Pani na pierwszy mecz do Izraela, natomiast w Kaliszu dał Pani okazję do gry. Była Pani zaskoczona jego decyzją?
- Byłam zaskoczona, ale traktuję ją jak szansę, którą staram się wykorzystać najlepiej jak tylko mogę.

- To dopiero wasz trzeci mecz w Lidze Europejskiej. Przed wami drugi mecz z Grecją, potem czekają na was Gruzja, Turcja i Węgry. Który rywal może być najtrudniejszy?
- Jeszcze nie wybiegamy, aż tak w przyszłość, bo teraz koncentrujemy się przede wszystkim na drugim meczu z Grecją. Musimy wyrzucić z głów piątkowy mecz i wyjść w pełni skoncentrowane, żebyśmy mogły wygrać.

- Wiecie co jeszcze trzeba poprawić?
- Ciężko tak na gorąco powiedzieć, ale na pewno nie możemy się bać. Musimy zniwelować strach i stres, a przez to grać odważniej.

- W meczu nie brakowało zwrotów akcji. Czułyście w trudnych momentach doping polskich kibiców?
- Tak, oczywiście. Kocham grać przy własnej publiczności i uważam, że jest jedną z najlepszych na świecie. Ich wsparcie bardzo nam dzisiaj pomogło.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej