Justyna Żółkiewska, fot. Piotr Sumara, 30 kwietnia 2019

Jovana Brakocević-Canzian: dziewczyny wyniosą z tego lekcję

Serbska atakująca, to niekwestionowana gwiazda właśnie zakończonego sezonu Ligi Siatkówki Kobiet. Pomimo jej wysiłków w finale z ŁKS Commercecon Łódź - Grot Budowlani Łódź kończy sezon ze srebrnymi krążkami na szyi. Siatkarkom trenera Błażeja Krzyształowicza będzie potrzeba czasu, żeby docenić ten medal. - Ja jednak muszę pogratulować ŁKS-owi za postawienie poprzeczki tak wysoko – mówiła Jovana Brakocević-Canzian na gorąco po trzecim i ostatnim meczu finałowym. W play off ŁKS Commercecon wygrał 3-0, a wszystkie trzy spotkania zakończyły się wynikami 3:2.

pzps.pl: Również dla pani to jest przegrane złoto, a nie wygrane srebro? Robiła pani na boisku wszystko i widać było, że bardzo chcecie. A jednak skończyło się trzema koszmarami.
Jovana Brakocević-Canzian: Tak to były trzy ciężkie mecze. Nie jestem pewna, czy to przez to, że trochę nie doceniłyśmy ŁKS-u. Jednak po wszystkim co się w tym sezonie stało, kontuzjach i innych takich to ważny finał. Ta drużyna jest głównie młoda, więc ma duże pole do rozwoju. Z takich sytuacji płynie duża nauka. Trzeba umieć przegrywać. Smutno mi i jestem zawiedziona, ale nie da się z tym nic zrobić. Dziewczyny na boisku bardzo się starały. Ja jednak muszę pogratulować ŁKS-owi za postawienie poprzeczki tak wysoko.

Co zrobiłyście, żeby podnieść głowy po pierwszym secie przegranym do 10?
Pierwszy set nam nie wyszedł, byłyśmy zbyt naładowane emocjami. Wiedziałyśmy i wciąż wisiało nam nad głową, to, że musimy wygrać ten mecz. To sprawiło, że udało nam się zdobyć tylko 10 punktów. Dotarło do nas potem, że nie ma już nic do stracenia, więc na szczęście zespół się rozbudził i zaczęłyśmy grać znacznie lepiej jak drużyna. Powtarzam, że walczyłyśmy do samego końca. Niestety, we wszystkich trzech meczach popełniałyśmy niepotrzebne błędy.

Podwójne odbicia, ataki w aut.
To są rzeczy które przydarzają się młodym zawodniczkom nawet na takim poziomie. Dziewczyny są młode i niedoświadczone. Dały z siebie wszystko, a to co zagrałyśmy było naszym maksimum na dziś. Powinniśmy się cieszyć, że pomimo wszystkiego co stało się w tym roku zagrałyśmy w finale.

Anna Bączyńska zdradziła mi, że była pani trochę jak drużynowy psycholog. Na czym to polegało? Chciała pani nauczyć koleżanki czegoś konkretnego?
Nie. Ja chciałam tylko przekazać trochę mojego doświadczenia. Nie ma ich czego uczyć. Chciałam przekazać im trochę spokoju i mojej woli walki. Dawałam trochę rad i trochę z nimi rozmawiałam. Ponieważ ja na swojej drodze trafiłam na bardziej doświadczone siatkarki i trenerów, którzy dawali mi rady i rozmawiali w pewien sposób. Kierowana takim doświadczeniem chciałam dać tej drużynie coś od siebie. Pomimo porażki myślę, że wszystkie dziewczyny wyniosą z tego lekcję. Następnym razem będą grały w finałach z jeszcze większą determinacją.

Zwłaszcza, że dla niektórych to był pierwszy mecz o tak wielką stawkę.
Faktycznie. Jest Magda, jest Mery (Maria Stenzel – przyp.aut) i całą resztę, która ma mniej niż 23 lata to był dla nich ważny finał i odgrywają ważne role w drużynie. Mamy tylko dwie siatkarki powyżej 30 lat, a tak to same młode. Pewnie, że brakowało nam Agaty (Babicz-przyp.aut) która odniosła kontuzję i która nie mogła wrócić do grania w tym sezonie, a ona daje w drugiej linii dużo spokoju. Nie chcę przez to powiedzieć, że przyjmującym czegoś brakowało. Raczej, że może przydałby się ktoś bardziej doświadczony jak Agata właśnie. Dlatego musimy zdać sobie sprawę, że zrobiłyśmy wszystko co mogłyśmy.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej