Anna Daniluk, fot. Radomka Radom, 9 października 2017

Jacek Skrok: nie potrzebuję gwiazd tylko liderek

Wkraczająca na pierwszoligowe parkiety MKS E. Leclerc Radomka Radom, pokonała 3:2 (25:18, 13:25, 25:21, 21:25, 15:8) Joker Mekro Energoremont Świecie i zaliczyła udany debiut – Mogliśmy wywieźć trzy punkty, jednak te dwa zdobyte „oczka” także nas cieszą – przyznaje radomski szkoleniowiec, Jacek Skrok.

pzps.pl: Debiutująca w I lidze Radomka Radom wygrała swój pierwszy mecz. Chyba nie ma pan wiele do zarzucenia swoim podopiecznym?

Jacek Skrok: Rzeczywiście wiele nie mam, ale parę spraw mógłbym im wytknąć (śmiech). Troszkę za łatwo oddaliśmy pole w drugim secie, przegranym przez nas do 13. i nie wykorzystaliśmy prowadzenia 19:15 w czwartej partii. Gdybyśmy utrzymali tę przewagę, wyjechalibyśmy ze Świecia z trzema punktami. Jednak muszę przyznać, że jesteśmy zadowoleni także z tych dwóch zdobytych „oczek”.

Prezes Radomki Radom – Artur Altman – mówił otwarcie, że celem na ten sezon jest walka o medale I ligi. Czy taki wynik jest rzeczywiście osiągalny czy trzeba troszkę ostudzić zapał Zarządu?

Myślę, że trzeba mieć ambicje. Nie czujemy się wcale gorsi od innych zespołów grających w I lidze. Oczywiście wszystko zweryfikują mecze i upływający czas, ale na ten moment, patrząc na to, co stało się w Pucharze Polski, gdzie awansowały cztery zespoły: Wieliczka, Kalisz, Warszawa i nasza Radomka Radom, to ta pierwsza czwórka wydaje się być osiągalna. Trzeba jednak powiedzieć sobie od razu, że są drużyny, które bardzo mocno będą chciały dostać się do czołówki. W tym roku system jest inny i będziemy grać play off dla drużyn z miejsc 1-8, dlatego można mniej przejmować się układem tabeli po fazie zasadniczej, jednak na pewno pretendentów medalowych będzie kilku. Nie ukrywam, że dla mnie bardzo ważne jest to, by udało nam się znaleźć w pierwszej czwórce ligi.

Jest pan radomianinem z krwi i kości. Domyślam się, że możliwość pracy w klubie z własnego miasta jest dla pana bardzo dobrą opcją?

Jak najbardziej, nie będę nawet tego ukrywał. Swoją ścieżkę szkoleniowca, zaczynałem jako trener siatkówki żeńskiej, właśnie w Radomce i wtedy z bardzo młodym zespołem, wzbogaconym o kilka starszych zawodniczek, awansowałem do II ligi.  Stamtąd poszedłem w Polskę i prowadziłem inne drużyny. Powrót do Radomia jest bardzo sentymentalny i cieszę się z tego. Chciałem by naturalną koleją rzeczy był powrót do domu i praca dla radomskiego klubu.

Przez wiele lat losy Radomki Radom były różne. Zniknięcie z siatkarskiej mapy zabolało pana szczególnie?

Trochę tak. Bolało mnie przede wszystkim zniknięcie tej pierwszej Radomki, którą wtedy organizowałem. Zostawiałem ją w dobrym stanie, z ciekawą perspektywą i wydawało się, że można było coś z niej zrobić. Niestety priorytety w całym mieście w tamtym czasie były inne. Weszliśmy w struktury AZS-u i graliśmy pod ich szyldem, jako AZS Politechnika Radomka Radom. Troszeczkę wtedy się to nie poukładało, bo każdy miał inne cele i na co innego kładł nacisk. W Radomiu zawsze kobieca siatkówka miała sporą konkurencję w postaci koszykówki, piłki nożnej czy siatkówki męskiej, dlatego tym bardziej cieszy mnie to, że teraz próbujemy ją reaktywować. W przyszłym roku do oddania będzie nowa hala i mamy nadzieje, że będzie nas stać, by może nie na poziomie ekstraklasy, ale I ligi, rozgrywać swoje mecze w nowym obiekcie.

Jest pan zadowolony z drużyny jaką udało się zbudować w tym sezonie?

Ja zawsze mówię tak, że nie potrzebuję gwiazd, tylko chcę mieć liderki. Liderkami mogą być wszystkie dziewczęta, może być każda z nich osobno, ale jednocześnie mają tworzyć zespół, bo przecież o to chodzi w sportach drużynowych. Jeszcze za wcześnie mówić o tym czy jestem zadowolony, bo jesteśmy dopiero na starcie. Niemniej pracuje nam się bardzo dobrze, dziewczyny mają swoje ambicje, dają z siebie wszystko. Chcemy być coraz lepsi, a sobotni mecz pokazał, że mamy nad czym pracować i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Jednak zwycięstwa ligowe czy również te w okresie przygotowawczym, pokazały dziewczynom, że opłaca się pracować i dały im sporą motywację do tego by z tygodnia na tydzień stawać się coraz lepszymi. Być może efektem tego będzie wspólny sukces pod koniec sezonu.

W drugiej rundzie zagracie z 7R SOLNĄ Wieliczką. Na co zwrócicie szczególną uwagę przed tym spotkaniem?

Przede wszystkim na poprawę tych elementów, które nie wyszły nam w sobotę, czyli zagrywka, blok, przyjęcie serwisu i wyprowadzenie ataku. Te pierwsze kolejki gramy z zespołami, możne powiedzieć z „czołówki”. Teraz przed nami Wieliczka, a za chwilę będą Gliwice, które znacznie przebudowały swój skład, a w następnej kolejce zmierzymy się z MKS-em Kalisz, który jasno precyzował swoje medalowe aspiracje i deklarował awans do ekstraklasy. Będziemy się skupiać na tych elementach, które wiemy, że lekko nam szwankują i które trzeba ciągle poprawiać. Pracujemy sporo, często dwa razy dziennie, co w warunkach pierwszoligowych sprawia nie lada problem, bowiem wielokrotnie mamy trudności z dostępem do hali. Staramy się jednak dawać sobie z tym jakoś radę i pracować więcej niż inni albo chociaż trenować tyle, by był zauważalny progres.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej