- Rozgrywki
- Rozgrywki seniorskie
- 2. Liga Mężczyzn
- Aktualności
- 45 lat od złota olimpijskiego
30 lipca 2021
W tle olimpijskiej rywalizacji w Tokio obchodzimy 45.rocznicę wywalczenia złotego medalu igrzysk w Montrealu w 1976 roku. Podobnie jak dziś, także i wtedy polska siatkówka odgrywała kluczową rolę w świecie, stanowiła prawdziwą DRUŻYNĘ i głośno mówiła o celu – mistrzowskim tytule. Oby długo niespełniony sen w tym roku spełnił się także w Japonii!
Polscy siatkarze przygotowywali się do Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w odosobnieniu. Pośród mazurskich lasów, w Rudziskach Pasymskich, z bezwzględną konsekwencją podnosili swoje umiejętności techniczne i kondycję. Hubert Wagner kładł szczególny nacisk na przygotowanie psychicznie zawodników. Głęboko w pamięć zapadło wystąpienie selekcjonera reprezentacji na temat konieczności skutecznej gry z siatkarzami Związku Radzieckiego. Bilans ostatnich meczów z ZSRR nie był dla Polski korzystny. Naszym celem jest złoty medal, a zadecydować o tym może zwycięstwo nad Związkiem Radzieckim – mówił Wagner. Miał rację.
Turniej olimpijski w piłce siatkowej mężczyzn rozegrano w dniach od 18 do 30 lipca 1976 roku. W turnieju startowało 10 zespołów, które podzielono na dwie pięciodrużynowe grupy. Reprezentacja Polski przyjechała na Igrzyska w zmienionym składzie, w porównaniu do złotej drużyny z Mistrzostw Świata w Meksyku. W Kanadzie nie zagrali Stanisław Gościniak i Wiesław Czaja. W ich miejsce w zespole pojawili się Zbigniew Lubiejewski i Lech Łasko. Trzeba pamiętać, że Wiesław Czaja uchodził za jednego z najskuteczniejszych atakujących, natomiast rozgrywający Stanisław Gościniak został dwa lata wcześniej uznany za najlepszego siatkarza zwycięskich Mistrzostw Świata. Trudno nie uznać takich decyzji za odważne i kontrowersyjne...
W olimpijskim turnieju Polacy w fazie grupowej spotkali się kolejno z Koreą Południową (3:2), Kanadą (3:0), Kubą (3:2) i Czechosłowacją (3:1). Potem czekało ich półfinałowe spotkanie z Japonią, które wygrali także w pięciu setach. W meczu o złoto Biało-Czerwoni zaserwowali kibicom kolejny tie-break, tym razem z ZSRR. Prorocze słowa Wagnera sprawdziły się, a zwycięstwo nad Rosjanami dały naszym legendom upragnione złoto.
Bohaterowie Igrzysk Olimpijskich – Montreal 1976 o turnieju:
Włodzimierz Stefański: Pamiętam początek turnieju, na który jechaliśmy z deklaracją Wagnera, że zdobędziemy złoto. W pierwszym meczu przegrywaliśmy 0:2 z Koreą. Nawet członkowie władz polskiego sportu stracili w nas wiarę, bo opuścili trybuny po drugim secie. My na szczęście nie zwątpiliśmy, koniec był zupełnie inny niż przypuszczali działacze.
Mirosław Rybaczewski: To był kolejny daleki wyjazd i ciężki turniej. W pierwszym meczu graliśmy z Koreańczykami, którzy wyglądali jednakowo, dobrze że mieli numery na koszulkach bo nie rozróżnilibyśmy ich. Mieszali w ustawieniach i kombinacjach w ataku, zanim połapaliśmy się o co chodzi było 0:2. Nawet Wagner był wystraszony, przestał nas opieprzać, zaczął nas prosić żebyśmy zaczęli lepiej grać. Na szczęście udało się wygrać, bo ten turniej skończyłby się dla nas po pierwszym meczu. W pięciosetowym meczu z Kubą Lopez zaatakował meczową dla nich piłkę ponad blokiem Edka Skorka i w dziesięciocentymetrowy aut na szerokości boiska. Mieliśmy ponownie ogromne szczęście, podobnie było w finale. Naszą siłą był kompletny skład, każdy miał równowartościowego zmiennika. Trochę podobnie jak obecna reprezentacja Polski, której życzę powtórzenia w Tokio naszego wyniku.
Edward Skorek: O wielkości tamtego zespołu świadczyło to, że nawet przegrywając w meczu 0:2, potrafiliśmy odwrócić losy rywalizacji. Moim zdaniem bardzo trudnym meczem było spotkanie z Czechami. Akurat trafiło to na dzień kryzysowy w turnieju. Wyniki badań wydolnościowych z tego dnia nie kłamały, graliśmy słabo. Męczyliśmy się strasznie, ale wygraliśmy 3:1. Poza tym pięciosetowy mecz z Kubą, o którym rzadziej się mówi. Tam nie dość, że urwało transmisję telewizyjną w piątym secie i Wojtek Zieliński komentował w sposób radiowy, to w końcówce działy się rzeczy dramatyczne. Skończyliśmy wygrany mecz, ale sędziowie odgwizdali atak po bloku, którego nie było. Wróciliśmy na boisko i wszystko się odwróciło. Tomek Wójtowicz zaatakował nieprawdopodobną piłkę z siódmego metra. To był prawdziwy horror. Mieliśmy furę szczęścia, ale jak to się mówi: zwycięzców się nie sądzi. Mecz finałowy utkwił w pamięci ludziom w Kanadzie chociażby z tego powodu, że był jedynym nie przerywanym reklamami podczas transmisji. Staliśmy się rozpoznawalni podczas spacerów po Montrealu. Ludzie wychodzili z biur i sklepów aby pogratulować nam wygranej w finale.
Tomasz Wójtowicz: Dla każdego sportowca występ na igrzyskach jest największym osiągnięciem. Jest to jedyny turniej, w którym możemy spotkać najlepszych sportowców z innych dyscyplin. Mieliśmy okazję spotkać postaci znane nam tylko z gazet i telewizji. Jedliśmy posiłki w towarzystwie największych gwiazd światowego sportu. Deklaracja Wagnera, że jedziemy po złoto na pewno dołożyła nam stresu. Jechaliśmy oczywiście w roli faworyta, ale bez marginesu błędu. Każdy inny medal byłby porażką. Presja była duża, przeciwnicy też przygotowywali się do ogrania nas. O ile w Meksyku nasza gra dla wielu była zaskoczeniem, rywale spodziewali się, że jak zwykle zawiedziemy w kluczowych momentach, to w Montrealu wiedzieli czego można po nas oczekiwać. Dlatego na igrzyskach szło nam trochę trudniej. Większość meczów rozstrzygnęliśmy w pięciu setach.
Ryszard Bosek: Odczuwaliśmy bardzo dużą presję! A co więcej to była nie tylko presja, ale też odpowiedzialność, ponieważ do Meksyku lecieliśmy jako outsiderzy, a na IO 1976 już jako faworyci. Przed turniejem nikt nie chciał grać z nami żadnych sparingów, bo nie znalazł się odważny do odsłonięcia kart. Czuliśmy jak wielkie zadanie na nas ciąży, ale ponieważ byliśmy mocną grupą to umieliśmy dawać sobie z tym radę. Większą presję odczuwali trenerzy. My broniliśmy się przyjaźnią – bo jeśli jest się grupą dobrze zgranych przyjaciół to jest łatwiej. Nie bardzo łatwo, ale łatwiej… W finale starliśmy się z ZSRR. Nigdy nie odnosiliśmy się do tego politycznie i zawsze chodziło o wynik sportowy. Wszyscy byliśmy sportowcami i dobrymi kolegami. Tak naprawdę znamy się do tej pory, a nigdy nie rozmawialiśmy o polityce. Były takie momenty, że na koniec turniejów, na bankietach spotykaliśmy się w grupach i najczęściej byli w nich Polacy, Rosjanie i Amerykanie. Nigdy nie było tematu politycznego.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej