RM, 22 kwietnia 2013

Atakujący Asseco Resovii – Zbigniew Bartman po raz pierwszy w karierze zdobył medal PlusLigi i to od razu złoty. 26-letni zawodnik po zaledwie roku gry w zespole z Rzeszowa tuż po ostatnim finale w Kędzierzynie-Koźlu zapowiedział, że odchodzi z ekipy mistrza Polski.

- W zeszłym sezonie na tej hali w Kędzierzynie przegrałem z Jastrzębiem piąty mecz w walce o brąz, dlatego w tym roku nie chciałem żeby historia się powtórzyła. Dlatego musieliśmy zacisnąć zęby i obronić tytuł – mówi ZBIGNIEW BARTMAN. – Na pewno zwycięstwo na terenie przeciwnika i to w takim meczu o dużą stawkę smakuje podwójnie. Ci z nas, którzy pojadą na kadrę będą chcieli szybko udać się na wakacje, a reszta będzie mogła długo świętować to złoto.

pzps.pl: - W trakcie meczów finałowych ogłosił pan ciszę medialną. Co było jej powodem?
- Po prostu miałem swoje powody aby nic nie mówić i nadal je mam. Nie będę jednak zdradzał o co chodzi, bo to nie ma sensu. Puszczam to w niepamięć i teraz wszyscy cieszymy się z mistrzostwa Polski. Cel nadrzędny, jaki mieliśmy postawiony przed sezonem, został zrealizowany. Tak jak mistrzostwo Polski jest ciężko zdobyć, tak obronić je jest podwójnie trudną sztuką.

- Co było decydujące w tym ostatnim meczu o złoto?
- Psychika i charakter. Przez pierwsze dwa sety na boisku, to nie była prawdziwa Resovia. To nie był zespół, który wcześniej przyzwyczaił do siebie kibiców. Graliśmy poprawnie w pierwszej partii, ale zabrakło tego błysku i charakteru, który zawsze okazywaliśmy na boisku. Brakowało tego, co jest naszą cechą charakterystyczną, czyli walki o każdą piłkę, sportowej złości i zacięcia. Fajnie, że po przegranym dość gładko drugim secie, stanęliśmy sobie przy linii bocznej i powiedzieliśmy: panowie, to nie jest mecz o czapkę śliwek, czy ligowy o punkty, tylko pojedynek o mistrzostwo Polski, w którym czas pokazać charakter i oddzielić chłopców od mężczyzn. Później dostaliśmy wręcz sportowego szału i udało nam się zdecydowanie wygrać.

- Czyli paradoksalnie ten wysoko przegrany drugi  set był kluczowym momentem, bo ZAKSA poczuła się zbyt pewna siebie?
- Nie wiem, czy rywale poczuli się pewnie, bo początek trzeciej partii był wyrównany, dopiero w środku odskoczyliśmy. Przede wszystkim zadecydował nasz charakter i wola walki. Te nasze cechy było już widać w ćwierćfinałach ze Skrą, gdzie w najtrudniejszych momentach zawsze się podnosiliśmy i wychodziliśmy obronną ręką.

- To był dla was chyba wyjątkowo ciężki tydzień po tej porażce w meczu nr 4, w którym wszyscy liczyli na koronację mistrza w Rzeszowie.
- Zachowaliśmy pełen spokój. Niektórzy z nas mający jakieś dolegliwości zdrowotne mogli się nieco podleczyć. Trenowaliśmy po 1,5 godziny, co uważam, że było bardzo istotne w przygotowaniu do tego meczu, bo np. w pojedynku nr 4 w Rzeszowie brakowało nam świeżości i siły motorycznej. Dlatego teraz dobrze postąpiliśmy i to poskutkowało złotem.

- Jaki to był dla pana ten sezon?
- Dobry i jestem z niego zadowolony. Wbrew temu, co dziennikarze wypisują ja nie byłem rezerwowym, bo zacząłem sezon w podstawowym składzie. Grałem w nim do momentu, kiedy nie naderwałem mięśnia dwugłowego uda. Później wszedł Jochen i chwała mu za to, że udźwignął ciężar i pociągnął zespół w ważnym momencie. Wówczas miałem rolę zmiennika i starałam się w tamtym czasie wywiązać z niej, jak najlepiej potrafiłem. Myślę, że to zrobiłem i spełniłem oczekiwania. A jak przyszedł moment, że mogłem go wykorzystać i pokazać „jaja”, to po prostu to zrobiłem.

- Sprawdził się zatem wariant z dwoma bardzo dobrymi atakującymi, bo przed sezonem było wiele kontrowersji, czy jeden z was zaakceptuje rolę zmiennika?
- Jak widać po tym zespole, to się sprawdziło. Eksperyment udany, pacjent przeżył i ma się bardzo dobrze.

- A jak pan się czuł kiedy stał w kwadracie dla rezerwowych?
- Byłem tam głównie w rundzie play-off. Miałem ważne wejście z Bełchatowem i Bydgoszczą, ale do finałowego meczu byłem zmiennikiem. Zacisnąłem jednak zęby, sprężyłem się na maksa na treningach żeby pokazać trenerowi że zasługuję na szanse i jak widać, to się opłaciło.

- Kontrakt w Asseco Resovii miała pan podpisany tylko na rok, a co z przyszłością? Czy zostanie pan w Rzeszowie?
- Klub nie podjął ze mną żadnych rozmów, więc wydaje mi się, że odchodzę. Mam już dwie bardzo mocne oferty zagraniczne z europejskich klubów. W Kędzierzynie był mój menadżer i prawdopodobnie w przyszłym tygodniu zdecyduję, co zrobić.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej