- Rozgrywki
- Rozgrywki młodzieżowe
- Imprezy PZPS
- Komunikaty
- Temp
- Zadowolony Michał Kądzioła
Katarzyna Porębska, 1 października 2013
pzps.pl: Kibicowałeś reprezentacji Polski podczas XI Memoriału Huberta Jerzego Wagnera w Płocku. Co przyciągnęło siatkarza plażowego na halę?
Michał Kądzioła: Lubię oglądać siatkówkę halową. Przyjechałem dla tej atmosfery, która towarzyszy meczom biało-czerwonych w Polsce. Jak ogląda się siatkówkę w telewizji nie da się poczuć tego klimatu. Poza tym znam się z zawodnikami, otrzymałem od nich zaproszenia na mecze, więc postanowiłem przyjechać do Płocka. Żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji.
- W takiej sytuacji nasuwa mi się pytanie, czy jest taka możliwość, żeby Michał Kądzioła kiedyś zagrał w siatkówkę halową?
- Na pewno nie na takim poziomie na jakim gra reprezentacja Polski. Jeżeli będę schodził z piasku na halę, czego sobie oczywiście nie życzę, będę miał około 35-40 lat. W związku z czym przypuszczam, że ciężko byłoby mi znaleźć klub, który byłby zainteresowany moją osobą. Dla mnie najważniejsza jest siatkówka plażowa. Jej poświęcam się w całości.
- Jak oceniłbyś cały sezon w Waszym wykonaniu?
- Osobiście jestem zadowolony z tegorocznego sezonu i pracy, którą wspólnie z Jakubem Szałankiewiczem wykonaliśmy. Powiem więcej mój partner jest wniebowzięty! Choć przyznam szczerze, że czuję pewien niedosyt. Kilku meczów mogłem i powinienem lepiej zagrać. Dlatego też czuję, gdzieś tam w środku niedosyt. Na pewno w pierwszej części sezonu zagraliśmy naprawdę dobrze. Zdobyliśmy brązowy medal w CEV Baden Masters. Zajęliśmy dziewiąte miejsce w mistrzostwach świata w Starych Jabłonkach. Warto przypomnieć, że Jakub Szałankiewicz cały czas grał z kontuzjowanym barkiem.
- Ten brązowy medal zdobyty w Baden na niespełna miesiąc przed FIVB Mistrzostwami Świata w Starych Jabłonkach dodał Wam chyba pewności siebie.
- Zagraliśmy tam naprawdę bardzo dobrze. Takie zwycięstwa zawsze dodają wiary człowiekowi. Wiedzieliśmy, że zmierzamy w dobrym kierunku.
- Czy presja ciążąca na polskich zawodnikach, z racji tego że mistrzostwa świata odbywały się w naszym kraju nie sprawiła, że wyniki nie były takie jakich większość kibiców oczekiwała?
- Presja na nas nie ciążyła. Byliśmy w komfortowej sytuacji. Większość uwagi mediów i kibiców skupiła się na parze Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel. My po prostu robiliśmy swoje. Nas wysyłano grać na boczne boiska, dzięki czemu nie byliśmy w centrum zainteresowania. Graliśmy konsekwentnie swoją siatkówkę, dzięki czemu wywalczyliśmy najlepsze miejsce spośród wszystkich polskich par. Po drugie zawsze przed turniejem, który odbywa się we własnym kraju, przed własną publicznością pojawia się dodatkowa mobilizacja, a dla niektórych jest to dodatkowe obciążenie.
- Po odpadnięciu z turnieju pary Fijałek-Prudel, na Was skupiła się uwaga kibiców.
- Taki jest sport. Kiedy z rywalizacji odpadła najlepsza polska para, to na nas skupiła się cała uwaga. Grzegorzowi Fijałkowi i Mariuszowi Prudlowi nie wyszedł właściwie jeden mecz podczas turnieju w Starych Jabłonkach. Pech chciał, że ta porażka przytrafiła się im zaraz po fazie grupowej. Mogło zdarzyć się tak, że przegraliby ostatni mecz o złoto. Po prostu tak się wszystko ułożyło. Przed nimi kolejne turnieje i mistrzostwa. Najlepszym przykładem tego, że odbudowali się były mistrzostwach Europy, gdzie zajęli trzecie miejsce.
- Nie udało się Wam zdobyć medalu w mistrzostwach świata, za to do Polski wróciliście ze złotym krążkiem z Kazania.
- Uważam, że podczas Letniej Uniwersjady w Kazaniu byliśmy w szczytowej formie. Zagraliśmy świetnie, choć na dobrą sprawę przed wylotem z Polski nie wiedzieliśmy dokładnie z kim przyjdzie nam zagrać. Lecieliśmy Rosji bronić złotego medalu i udało się nam to zrobić. Byliśmy nie do pokonania. Podczas mistrzostw świata w Starych Jabłonkach nie udało się nam „przeskoczyć” Niemców, gdzieś tam czuliśmy, że było stać nas na więcej. Natomiast do turnieju w Kazaniu podeszliśmy na większym luzie. Usiedliśmy i powiedzieliśmy sobie, że jesteśmy po mistrzostwach świata, że niekoniecznie musimy zdobyć medal. Co nie oznaczało wcale, że odpuściliśmy ten turniej. Być może ten większy luz i spokój pomógł zdobyć nam złoty medal.
- Z powodu kontuzji Jakuba Szałankiewicza, w mistrzostwach Polski zmuszony byłeś zagrać z innym partnerem. Twoim partnerem został Marcin Kantor, brat Piotra. Wydaje mi się, że na ten turniej trzeba patrzeć z lekkim przymrużeniem oka, prawda?
- Nieobecność Jakuba Szałankiewicza podczas mistrzostw Polski w Niechorzu była w pełni uzasadniona. Tydzień przedtym turniejem miał przejść zabieg barku. Z różnych powodów termin operacji został przesunięty. Wtedy było już za późno na jakiekolwiek zmiany. Dlatego też poprosiłem Marcina Kantora, żeby zagrał w tym turnieju razem ze mną. To mój były partner z występów na plaży. Graliśmy razem jakieś osiem lat temu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Marcin będzie trochę zmęczony z tej racji, że przygotowuje się do nowego sezonu w I lidze. Miał za sobą ciężki obóz przygotowawczy, bowiem trenował cztery razy dziennie. Może rzeczywiście zagraliśmy na większym luzie, nie nastawialiśmy na medale.
- Jakie masz plany na wakacje?
- Nauka! Mam do zaliczenia trzeci i czwarty semestr na studiach i jest to mój priorytet. Mam czas od września do stycznia, żeby wszystko zaliczyć. Mam nadzieję, że się uda.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej