Tomasz Biliński, Polska The Times, 25 kwietnia 2017

Skończył się sezon PlusLigi. Pierwszy dla siedmiu mistrzów Europy juniorów. Żaden z nich nie przesiedział go na rezerwie, a jeden trafił nawet do reprezentacji Polski. - Było trudniej niż w I lidze czy rozgrywkach juniorskich, nawet międzynarodowych, ale tego się spodziewaliśmy. W PlusLidze o wszystkim decydują detale i taktyka - powtarzają zgodnie.

Skończył się sezon PlusLigi. Pierwszy dla siedmiu mistrzów Europy juniorów. Żaden z nich nie przesiedział go na rezerwie, a jeden trafił nawet do reprezentacji Polski. - Było trudniej niż w I lidze czy rozgrywkach juniorskich, nawet międzynarodowych, ale tego się spodziewaliśmy. W PlusLidze o wszystkim decydują detale i taktyka - powtarzają zgodni.

Trener reprezentacji Polski Ferdinando De Giorgi na Ligę Światową powołał Jakuba Kochanowskiego. To kapitan drużyny juniorów, która we wrześniu poprzedniego roku wygrała mistrzostwa Europy. - Nie spodziewałem się, że zostanę zgłoszony przez trenera do „światówki”. Mam nadzieję, że dostanę powołanie na jakieś zgrupowanie. Choć te seniorskie i juniorskie będą się pokrywały - stwierdził 20-letni środkowy.

Siedmiu juniorów niemal rok temu zakończyło edukację i grę w PZPS SMS Spała. Kochanowski przed sezonem wybrał ofertę Indykpol AZS Olsztyn, z którym zajął piąte miejsce. Rywali do gry miał trudnych. Wśród nich Daniel Pliński, srebrny medalista mistrzostw świata z 2006 r. i mistrz Europy z 2009 r. - W jego przypadku nie można mówić o rywalizacji z nim. Miłosza Zniszczoła i mnie przewyższa pod każdym względem. Kontroluje wszystko swoim doświadczeniem i spokojem. Często rozmawiamy i bardzo dużo się od niego nauczyłem - przyznał Kochanowski.

O miejsce w składzie walczył ze Zniszczołem. - Na początku wchodziłem na pojedyncze akcje i końcówki setów. Z czasem grałem coraz częściej. Jednak nie można powiedzieć, że wygrałem rywalizację z Miłoszem. Zwykle grał ten, kto akurat był w lepszej formie. A pod tym względem trener Gardini jest bardzo uczciwy - tłumaczył Kochanowski, który dwukrotnie otrzymał statuetkę dla najlepszego gracza meczu.

- Nie jestem zaskoczony powołaniem dla Kuby. Zaprezentował się bardzo dobrze i cieszę się, że jego praca i umiejętności zostały docenione - podkreślił trener kadry juniorów Sebastian Pawlik.

Pod względem nagród MVP najlepszy został Tomasz Fornal. Przyjmujący Cerradu Czarnych Radom otrzymał je trzy. - Nic specjalnego z nimi nie zrobiłem. Stoją wśród innych trofeów - wzruszył ramionami przyjmujący siódmego zespołu PlusLigi. Robert Prygiel od razu rzucił go na głęboką wodę. - Trener mi zaufał, dzięki temu dużo się nauczyłem. Przed sezonem nie zastanawiałem się, jak on będzie wyglądał. Chciałem grać jak najwięcej i jak najlepiej. No i jestem z niego bardzo zadowolony, podobnie jak trener. Choć wiadomo, że zawsze może być lepiej - podsumował syn wielokrotnego reprezentanta Polski na przełomie lat 80. i 90. Marka.

W Radomiu oprócz Fornala jest też Jakub Ziobrowski. Atakujący, który wszedł podczas meczu w trakcie pożegnania z kadrą Pawła Zagumnego w katowickim Spodku. - Liga okazała się łatwiejsza niż tamto spotkanie. Wtedy wszedłem na boisko niemal prosto z autobusu, bez rozgrzewki i przeciwko świetnym graczom - śmiał się Ziobrowski, który sezon ocenił pozytywnie.

- Początek był dla mnie trudny, ale z czasem było coraz lepiej. W drugiej części sezonu dostałem znacznie więcej szans na pokazanie się. Ta forma falowała. Jednak bardzo dużo się nauczyłem i wiem, nad czym muszę jeszcze więcej pracować. Głównie chodzi o zagrywkę, bo była nieregularna - stwierdził zawodnik, który zakończył sezon z jedną statuetką MVP.

- To był mecz z Cuprum Lubin w marcu. Akurat przyjechali na niego moi rodzice, brat i dziewczyna. Zrobiłem im więc miłą niespodziankę, sobie zresztą też. Oczywiście statuetkę zostawiłem sobie - zaznaczył.

Dwóch mistrzów Europy juniorów jest też w zespole MKS Będzin. To rozgrywający Łukasz Kozub i środkowy Dawid Woch. I oni wzbogacili się o jedną nagrodę MVP. - Moja stoi pośrodku moich wszystkich trofeów - chwali się ten ostatni, który grał najrzadziej. - Było tak, jak sobie wyobrażałem. Wiedziałem, że nikt nas nie będzie traktował z jakąkolwiek ulgą. Bywały momenty, że byłem zły na to, że gram mniej, ale to zwykła ambicja. Mimo wszystko sezon był bardzo przyjemny - podsumował.

- Też sezon uważam za udany, dostałem dużo szans na granie. Miejsce drużyny w tabeli mogłoby być lepsze, ale nie ma tragedii [11 - red.] - uzupełnił Kozub, który nie wystąpił tylko w czterech z 32 meczów.

On miał o tyle trudniej, że jako rozgrywający musiał kierować starszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami. - Nie miałem z tym problemów. Na boisku to są naturalne reakcje i żadnych spięć nie było - zapewnił najlepszy rozgrywający juniorskiego Euro.

Spore wyzwanie czekało też na Mateusza Masłowskiego. On przyjął ofertę Asseco Resovii, czyli wtedy wicemistrza Polski. Ten sezon drużyna do niedawna prowadzona przez Andrzeja Kowala zajęła czwarte miejsce.

- Zaryzykowałem. Chciałem zacząć w możliwie jak najlepszym klubie. Miałem świadomość, że może mi się nie udać, ale stało się całkiem inaczej. Choć na początku było mi trudno, praktycznie wcale nie grałem. Dopiero po pół roku wywalczyłem sobie miejsce w składzie i do czasu kontuzji grałem jako pierwszy libero. Ten czas dużo mi dał, bo rozegraliśmy mnóstwo ważnych meczów, w których prezentowaliśmy wysoką formę - analizował 20-letni Masłowski, który wygrał rywalizację z 29-letnim Damianem Wojtaszkiem, mającym na koncie spotkania w reprezentacji Polski.

- Od każdego można się czegoś nauczyć, tak samo było z Damianem. Zawsze staraliśmy się sobie pomagać - podkreślił MVP w jednym meczu.

Tak właśnie przytrafiła mu się wspomniana kontuzja. Ból mięśni przywodzicieli poczuł miesiąc temu. Do gry wrócił Wojtaszek. Ale ten w półfinale PlusLigi doznał urazu kolana. Masłowski wszedł i... odnowiła mu się kontuzja. - Nikt mnie nie zmuszał do gry, chciałem pomóc. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że niepotrzebnie, ale to nic nie da. Lekarze mówią o miesiącu przerwy. Mam nadzieję, że na kwalifikacje do mistrzostw świata juniorów, czyli 19-21 maja, będę gotowy - stwierdził libero.

Na turniej czeka też Bartosz Kwolek. Na mistrzostwach Europy został najlepszym przyjmującym. Sezon spędził w Onico AZS Politechnice Warszawskiej, gdzie wystąpił w większości meczów, ale rzadziej od początku do końca.

- Były plusy i minusy. Liczyłem na nieco więcej szans gry. Brakowało mi rytmu, przez co nie byłem tak pewny siebie. Problemem był także ograniczony dostęp do hali. Dla młodego zawodnika to podstawa. Inna sprawa, że same rozgrywki mnie zweryfikowały. Podobnie jak cały zespół. Wiele osób mówiło, że mamy być „czarnym koniem”, ale skończyliśmy na dziewiątym miejscu. Był jednak okres, w którym szło mi całkiem nieźle, czego efektem była na przykład statuetka MVP. Generalnie sezon był udany. Dużym plusem były dla mnie treningi choćby z Pawłem Zagumnym czy Guillaume Samiką - podsumował Kwolek.

Cała siódemka spotka się w Spale, by przygotowywać się do eliminacji mistrzostw świata juniorów, które zostaną rozegrane w drugiej połowie maja. Zgrupowanie rozpoczyna się 25 kwietnia. Oprócz kontuzjowanego Masłowskiego w pierwszym tygodniu zabraknie Fornala i Ziobrowskiego, którzy biorą udział w rozgrywkach Młodej PlusLigi.

- Mamy mało czasu na przygotowania i przypomnienie sobie wspólnej gry, ale w podobnej sytuacji jest większość rywali - stwierdził trener kadry Sebastian Pawlik, który jest zadowolony z tego, jak jego zawodnicy poradzili sobie w pierwszym sezonie.

- Naprawdę nie ma na co narzekać. Większość chłopaków dostała sporo szans gry. Tomek Fornal i Kuba Kochanowski mnóstwo meczów zaczynali w podstawowym składzie. Był okres, w którym spotkania zaczynał Łukasz Kozub. Kuba Ziobrowski i Mateusz Masłowski dłużej czekali na swoje szanse, ale jak już je dostali, to pokazali się z dobrej strony - podsumował szkoleniowiec. 

http://www.polskatimes.pl/sport/a/plusliga-nie-taka-straszna-dla-mistrzow-europy-juniorow-nie-ma-na-co-narzekac,12018462/

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej