Rozmawiała Karolina Szewczyk, 4 marca 2011

Gdy kończył podstawówkę miał już 199 cm wzrostu. W technikum urósł jeszcze 16 cm. Chociaż na początku siatkówka sprawiała mu wiele trudności, nie poddał się. Jest czterokrotnym mistrzem Polski, 225 razy reprezentował nasz kraj w kadrze seniorów. O siatkówce i nie tylko opowiada środkowy AZS Politechniki Warszawskie – Marcin Nowak.

pzps.pl: Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?
Marcin Nowak: Zaczęło się przypadkowo. W szkole podstawowej uczył pan, który prowadził również sekcję siatkówki. Niestety nie w mojej szkole. Wiedział, że takiego wysokiego chłopaka jak ja, wypadałoby zwerbować do sekcji, ale nie było mojego rocznika. W końcu, kiedy kończyłem podstawówkę, zaczynałem technikum zostałem dokoptowany do klubu. Miałem wtedy 199 cm wzrostu. Dołączyłem do grupy, która trenowała już od 2 lat. Ja zaczynałem od podstaw. Szło mi kiepsko, nie umiałem nic. Na pierwszym obozie nie umiałem nawet zrobić 5 pompek. Do tej pory się z tego śmieje, teraz mój 9 letni syn potrafi zrobić ich 20. Musiałem włożyć dużo pracy i siły żeby nadgonić. Musiałem przymykać oczy na moich kolegów, którzy się ze mnie wyśmiewali. Było ciężko, było dużo roboty, ale wykonywałem ją rzetelnie i się udało. W siatkówce upatrywałem przyszłość. Wiedziałem, że wzrost mi pomaga. Nadrabiałem nim inne rzeczy, jak skoczność.

- A jaki element siatkarskiego rzemiosła był/jest dla Ciebie najtrudniejszy?
- Cały czas czegoś brakuje. Jak już wydaje mi się, że w jakimś elemencie jestem dobry, to zaraz weryfikuje to mecz. Człowiek uczy się całe życie i cały czas chciałby poprawiać swoje umiejętności. Na pewno nie brakuje mi chęci, cały czas staram się być lepszym siatkarzem. Zadawalać siebie samego i wszystkich wokół. Ciężko mi powiedzieć, w którym elemencie jestem lepszy, a w którym gorszy. Na pewno nie jestem orłem w obronie i to jest normalne z racji wzrostu. Ale myślę, że w innych elementach to jest kwesta dnia. Raz jest lepiej, raz gorzej.

- Co Cię kręci w siatkówce kręci? Co daje Ci największą satysfakcję?
- Adrenalina – taka, która pojawia się przed meczem i ta ogromna przy wyjątkowych spotkaniach. Niektóre sytuacje, niektóre akcje, które powodują, że wszystko we mnie buzuje. Każdy potrzebuje emocji, adrenaliny i ja ją właśnie w taki sposób otrzymuję. I w ten sposób się nakręcam.

- Największy sukces…
- Jednym z największych sukcesów są medale MP, które zdobywaliśmy z Częstochową. W każdym sezonie, który spędziłem w Pluslidze, starałem się realizować cele, które były założone mojemu zespołowi. I wydaje mi się, że jeżeli nie w 100% to w 90 je realizowaliśmy. To takie drobne sukcesy. Także wyjazd na Olimpiadę, mimo że na miejscu nie odnieśliśmy większego sukcesu, ale samo to, że awansowaliśmy w tamtym okresie. To był ogromny sukces dla nas wszystkich. Od tamtej pory ciężko mi sobie skojarzyć coś, co przyniosło mi większą radość.

- A porażka…
- To, że nie zdobyłem medalu z reprezentacją seniorów. To najbardziej we mnie tkwi. W momencie, kiedy ja już nie byłem w kadrze narodowej, chłopaki zdobyli wice mistrzostwo świata. To taki niewielki okres czasu między zakończeniem mojej kariery reprezentacyjnej, a tym sukcesem. Wydaje mi się, że wtedy jeszcze byłem w stanie znaleźć się w dwunastce. Czułem w środku, że dałbym radę. Żałuję, że mnie tam nie było. Ale to był wybór trenerów. Ten brak medalu uważam za największą porażkę, tym bardziej, że wiele razy byliśmy bardzo blisko podium.

- Mecz, akcja, piłka, którą pamiętasz najlepiej?
- Ostatnio Wojtek Żaliński przypomniał mi o jednym meczu z Olimpiady, który obejrzał na portalu youtube.. Był to mecz z Brazylią, w którym obiłem sobie piętę. Niefortunnie skoczyłem i trudność sprawiało mi samo chodzenie. Jednak trener kazał mi nie gadać głupot, zacisnąć zęby i grać. I wtedy przy zagrywce z jednego kroku udało mi się 4 albo 5 zaserwować asa. To cieszy, gdyż był to mecz na Olimpiadzie, do tego z Brazylią i z bólem nogi. Pewnie takich miłych sytuacji, meczów w mojej karierze było więcej, ale bez dłuższego zastanowienia przypomniałem sobie o tej.

- Co chciałbyś jeszcze w siatkówce osiągnąć?
- Wiadomo, że najbardziej chciałbym zdobyć medal z reprezentacją, ale to już nierealne. Po prostu do końca mojej kariery chciałbym osiągać, realizować cele, jakie stawia klub, w którym gram. Realizacja tych założeń jest dla mnie najważniejsza.

- Czy po tylu latach spędzonych na boisku siatkówka dalej sprawia Ci frajdę?
- Oczywiście. Powiem szczerze, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony początkiem tego sezonu w Politechnice. Jednak zmiany klubów dodają dużo nowych chęci, dużo energii do pracy. Przez pierwsze 2-3 tygodnie na każdym treningu było coś nowego. Nie myślałem o zmęczeniu. Wiadomo, że po jakimś czasie w jakimś stopniu to się zmienia, mam czegoś dosyć, pojawia się zmęczenie. Ale cały czas mam frajdę z gry.

- Atak z obejścia grasz jako jedyny w Pluslidze. Skąd to się wzięło?
- Zacząłem go grać we Włoszech z Pawłem Zagumnym, z którym graliśmy w jednym klubie. Później z różnymi przerwami stosowałem to zagranie z innymi wystawiającymi. We Włoszech robiło to furorę. Do tej pory, kiedy mamy dobre przyjęcie, też potrafimy, obecnie z Maikelem, zrobić dużo zamieszania. Jednak warunkiem jest idealne przyjęcie do siatki. Bez niego całe to zagranie nie ma sensu. Jestem wtedy zupełnie wyłączony z gry, bo gdy umawiamy się na atak z obejścia, jestem wykluczony z pójścia na normalną krótką. Jest to zagranie trochę ryzykowne, ale zazwyczaj skuteczne, sprawia dużo problemów przeciwnikom.

- Kilka sezonów temu zacząłeś grać w plażówkę…
- Zawsze chciałem, ale nigdy wcześniej nie miałem czasu. Chciałem się sprawdzić siatkarsko na piachu. Dać sobie kolejny cel w karierze i przekonać się czy jestem siatkarzem o dobrych umiejętnościach technicznych. W plażówce technika jest bardzo ważna, nie wzrost. Chęć sprawdzenia się była dla mnie dużym motorem napędowym. Zdobyłem brązowy medal. Generalnie plażówka jest przygotowaniem do hali. Dzięki niej utrzymuje rytm treningowy i jest mi dużo łatwiej wejść w kolejny sezon na hali. Dzięki plażówce podszkoliłem swoje umiejętności, po graniu na piachu ma się też dużo silniejsze nogi, a to jest bardzo ważne.

- Zobaczymy Cię w tym roku na plaży?
- Jeżeli będę zdrowy, to na pewno. Muszę tylko znaleźć jeszcze partnera. Najpierw zakończę sezon z Politechniką, a potem będę myślał o plażówce.

- Co zyskałeś dzięki siatkówce?
- Na pewno wszystko to co mam. Nie mogę narzekać. Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym nie był sportowcem. Źle byłoby gdybym z tych warunków fizycznych nie skorzystał. Jestem szczęśliwy bo robię to co kocham, a do tego mam z tego korzyści finansowe. To najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać. Siatkówka zbudowała mi przyszłość.

- Miałeś jakiś plan b na wypadek gdyby z siatkówką nie wyszło?
- W szkole podstawowej chciałem być kierowcą TIR-ów (śmiech). Nie wiem dlaczego, może z pasji samochodowej, a może myślałem, że tam się zmieszczę i będę czuł się dobrze (śmiech).

- Myślałeś o tym, co będzie po zakończeniu kariery?
- Był taki moment, że myślałem o zakończeniu kariery. Miałem zaplanowany wyjazd do Kataru. Oczywiście żeby grać w siatkówkę. Jednak nic z tego nie wyszło. Na jakieś 2-3 miesiące straciłem miejsce w Pluslidze. Liga się zaczęła i trudno było mi znaleźć klub. W końcu znalazła się Delecta. Skończyło się to dla mnie dobrze, w klubie zrealizowaliśmy założenia. Na razie spełniam się w miarę możliwości jako siatkarz. I chciałbym żeby było tak, jak najdłużej. A co będę robił potem? Może zostanę trenerem? Może otworzę jakiś biznes? Może samochodowy, bo to moja pasja.

- No właśnie, jakie są Twoje zainteresowania, pasje?
- Głównie wędkarstwo. Gdy tylko mam wolną chwilę to łowię. Przy tym odpoczywam i relaksuję się. Łowienie sprawia mi dużo przyjemności, realizuje swoje jakieś tam marzenia – złowić jak największą rybę, jak najwięcej ryb, taką, jakiej jeszcze nie złowiłem. Daje mi to dużo radości. Pasjonuję się też motoryzacją, samochodami. Lubię sobie po prostu posiedzieć w Internecie i pooglądać samochody, poczytać o nowinkach i ciekawostkach.

- Lubisz też „grzebać” w samochodach?
- Jestem technikiem samochodowym, ale wszystkie praktyki, jakie miałem ominęły mnie, spędziłem je na hali. Doświadczenie mam niewielkie, ale posiadam dużą wiedzę teoretyczną.

- Co przedstawia Twój tatuaż?
- To tatuaż z trzech części. Na torsie mam Matkę Boską z zarysami mojej małżonki. Na części ramienia mam krzyż, a na tylnej części łopatki mam takiego złego człowieka, którym ja czasami jestem. Taka moja druga osobowość. Cały tatuaż współgra ze sobą.

- Jakim jesteś człowiekiem prywatnie, a jakim na boisku? Tym złym człowiekiem, czy raczej miłym gościem?
- Raczej miłym. Wybucham jeśli ktoś mnie wyprowadzi z równowagi. Wtedy potrafię być agresywny. Ale jeżeli ktoś mi nie zajdzie za skórę to jestem w porządku i na pewno nie traktuję nikogo z góry. W tym sezonie na boisku jestem bardzo spokojny. Mało we mnie tej sportowej złości, którą do tej pory prezentowałem. Wręcz słynąłem ze swoich wybuchów. Teraz w drużynie mam dużo kolegów, którzy są podobni do mnie i oni spełniają tę rolę na boisku. Ja staram się tej energii nie potrajać, bo mogłoby to doprowadzić do wielkiej eksplozji.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej