Filip Grądek, 27 kwietnia 2016

Do Igrzysk Olimpijskich Rio de Janeiro 2016 pozostało 100 dni. Nasi siatkarze o awans do IO muszą jeszcze zawalczyć w Japonii, a trzy pary plażowe mają go „na 99,9 procent”. Tymczasem całkowicie pewny swojego udziału w igrzyskach może być tylko nasz sędzia międzynarodowy – Piotr Dudek. Opowiedział nam m.in. o niuansach pracy sędziego, jej kulisach i zmianach związanych z nowymi technologiami.

Do Igrzysk Olimpijskich Rio de Janeiro 2016 pozostało 100 dni. Nasi siatkarze o awans do IO muszą jeszcze zawalczyć w Japonii, a trzy pary plażowe są mają go „na 99,9 procent”. Tymczasem całkowicie pewny swojego udziału w igrzyskach może być tylko nasz sędzia międzynarodowy – Piotr Dudek. W wywiadzie udzielonym podczas finału MP Juniorów w Leżajsku opowiedział PZPS.pl m.in. o niuansach pracy sędziego, jej kulisach i zmianach związanych z nowymi technologiami.

PZPS.pl: - Czy ma Pan jakieś oczekiwania, projekcje na sędziowanie turnieju olimpijskiego?

Piotr Dudek: - Oczekiwania - czy ja wiem? Nie… Posędziować jeden mecz i będę spełniony – tak to traktuję. W swoim życiu sędziowałem już wszystko: finały mistrzostw świata, mistrzostw Europy, Pucharu Świata, za chwilę lecę na finały World Grand Prix w Bangkoku… Liga Światowa co prawda bez finałów, ale w tym roku będzie finał w Krakowie. Gwizdałem wiele ciężkich spotkań i brakowało mi właściwie tylko meczu igrzysk olimpijskich. Jeden mecz, jak każdy inny. Zwłaszcza, że od wielu lat grupa sędziów na najważniejsze zawody na świecie jest praktycznie ta sama, więc z roku na rok jest łatwiej.

- Tak zupełnie bez emocji?

- Emocje zdecydowanie są – w końcu to igrzyska olimpijskie – tam trzeba być. Raz byłem na otwarciu Uniwersjady i nawet tam jest inaczej niż np. na mistrzostwach Europy. Ranga sportowa nie jest tak wysoka jak mistrzostw świata. Nie będą tam grać wszystkie najlepsze zespoły siatkarskie globu. System kwalifikacyjny jest taki, że wiele bardzo dobrych zespołów tam nie pojedzie, a na MŚ są wszystkie. Sportowo mistrzostwa świata są wyżej, ale igrzyska to igrzyska. Zdecydowanie jest pewna magia olimpijskich kółek.

- Sędziów mogących „gwizdać” te mecze jest niewielu…

- W tym momencie w FIVB jest to tzw. grupa A, bardzo mocna, i tylko sędziowie z tej grupy mogą sędziować mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie, najważniejsze mecze. Podobnie, jak w Europie ME, finały Ligi Mistrzów i Mistrzyń… To rzeczywiście wąska grupa.

- A co decyduje o przynależności do niej?

- O przynależności decydują komisje sędziowskie. W Europie CEV Refereeing Commission, a w międzynarodowej federacji, FIVB Refereeing Commission.

- To może konkretniej: co trzeba zrobić by się w tym gronie znaleźć?

- Najpierw trzeba posędziować parę dobrych spotkań, mieć trochę szczęścia, trochę dobrych ludzi za sobą i cały czas potwierdzać, że potrafi się, od strony psychicznej, podołać tym wyzwaniom. Sędziów potrafiących dobrze sędziować technicznie jest dużo, bardzo dużo. Czasem problemem jest jednak wytrzymałość psychiczna, odporność na stres i tak dalej. A do tego trzeba mieć otoczenie, które pozwala na to hobby. Bo sędziowanie piłki siatkowej to hobby, a nie zawód.

- Właśnie – w jednym z wywiadów po Pana powołaniu olimpijskim była mowa o pracy nauczyciela jako Pana drugim zajęciu.

- Nie, nie. Mogło pojawić się takie niefortunne stwierdzenie, ale moją pierwszą, podstawową pracą jest praca nauczyciela – tu w szkole. Sędziowane to hobby, na które muszę mieć zgodę. Do 2009 r. było to proste: 2-3 wyjazdy międzynarodowe, wyjazdy w weekendy, 3-4 dni w szkole. ME kadetów i kadetek z reguły w długie weekendy. Teraz jestem poza domem 60 lub więcej dni rocznie – ktoś w szkole musi zgodzić się na bezpłatny urlop dla mnie. To jedna strona medalu, a drugą jest dom i rodzina. Wielu bardzo dobrych sędziów rezygnowało ze względu na napięcia związane z pracą lub rodziną, a gratyfikacje nie są nawet w kilku procentach zbliżone do tych w piłce nożnej, do której z reguły się to porównuje. To jest hobby.

- Turniej finałowy Mistrzostw Polski Juniorów jest właśnie rozgrywany w szkole, w której jest Pan nauczycielem. Inaczej sędziuje się mając na trybunach swoich uczniów?

- Podobnie było trzy lata temu, gdy też odbywały się tu mistrzostwa. Zdecydowane jest inaczej. Ja na co dzień nie mam zwolnienia z pracy – sobota, niedziela – to wolne, ale środa, czwartek i piątek uczyłem, więc po meczach… kwalifikatorów było wielu. Szczególnie wśród uczniów. Inna rzecz to trochę większa presja. Szybka piłka, czasem coś ucieknie, a relacja nauczyciel-uczeń bywa różna. Z drugiej strony za długo już sędziuję, żeby takiej presji nie podołać. Powiedziałbym raczej, że jest trochę dodatkowych emocji.

- Czy doświadczenie nauczyciela pomaga w sędziowaniu?

- Zdecydowanie tak. Chodzi zwłaszcza o psychologię. Przy dzisiejszej szybkiej grze jest mi łatwiej wyjść właściwie z wielu sytuacji kontrowersyjnych. Podobnie wiele sytuacji i zachowań dotyczących dyscypliny – są bardzo krótkie i szybkie do rozstrzygnięcia.

- Spokój i autorytet.

- Tak jest, a tego człowiek uczy się przez wiele lat pracy w szkole. No i na studiach, gdzie podstawy psychologii także są przecież nauczane. W nadchodzących tygodniach czeka mnie nawet test na odporność psychiczną. To przygotowanie pod Rio.

- W związku z przygotowaniami do igrzysk leci Pan też na turniej kwalifikacyjny do Japonii.

- Tak, ale na turniej kobiet. Dwudziestka, która gwiżdże w Rio, została podzielona po 10 osób na turniej kwalifikacyjny męski i żeński, z rozdzieleniem sędziów i reprezentacji z tych samych krajów, dla jak największej neutralności.

- Mówił Pan o dobrym, „technicznym” sędziowaniu. Mówi się czasem o stylu sędziowania – na czym to właściwie polega i jakie są różnice?

- Gdy nie było challenge’u, nie było mowy o „stylach” sędziowania. Teraz, gdy jest, widać wyraźnie sędziów, którzy mają challenge na co dzień w swoich krajach – sędziują trochę inaczej. Ciężko jest przejść z challenge’ów non-stop na taki turniej jak tu. Przy systemie wideoweryfikacji sędziuje  się z lekkim opóźnieniem, żeby „nie wpaść”. To też kwestia osobowości. Jeśli ktoś chce natychmiast gwizdać, od razu pokazywać błąd, to może się nadziać. Niektóre sytuacje lepiej widać z placu – lepiej gwizdnąć, popatrzeć po zespołach i podjąć decyzję – częściej właściwą. To ta różnica między „nowym” i „starym” stylem sędziowania i ona jest widoczna.

- System challenge był rewolucją?

- Na początku challenge wywoływał skrajne emocje w krajach poza Polską. U nas  wszyscy przyjęli to dobrze – ani zawodnicy ani sędziowie nie czuli, że to przeciwko nim. Zawodnicy nie robią niepotrzebnych gestów w stronę sędziów jeśli challenge został uznany, albo decyzja została utrzymana, a z reguły decyzja sędziego jest potwierdzona.

- Swego czasu statystyki mówiły że ponad 60 procent decyzji sędziów w sytuacjach challenge’u jest potwierdzanych…

- Mam na bieżąco statystyki z Plus Ligi i w tym roku jest o wiele lepiej. Ale też nikt nie robi z tego jakiejś wojny. Natomiast na klubowych MŚ w Katarze, gdzie pomagałem w obsłudze (pierwszego) challenge’u, opór materii był duży. Nikt nie chciał się przyznać do błędu – bywały sytuacje wręcz komiczne. Jednak z biegiem lat było coraz lepiej. Wśród „braci sędziowskiej” bardzo szybko poszły instrukcje wieści jak z tym współpracować, jak odczytywać. To kwestia techniki. Nie ma już sytuacji jak na początku, że trener, jak swego czasu Rezende w Gdańsku, „nie wierzy telewizji”.

- Czy i jaki challenge zobaczymy na igrzyskach w Rio?

- W użyciu w Brazylii ma być system podobny do polskiego. Zobaczymy – wszystkiego dowiemy się w Japonii, bo tam będzie to testowane.

- Nowinek technicznych w siatkówce jest coraz więcej.

- Technika wdziera się coraz mocniej w sędziowanie. Challenge przyjęli wszyscy, choć nadal istotne są kwestie samego regulaminu challenge’u. Teraz są i inne rzeczy – tablety na słupkach i na ławkach do zgłaszania zmian. Chyba jedyny znany mi trener, który radzi sobie z tym bez najmniejszych problemów to Karch Kiraly… Co do elektroniki w siatkówce, to nawet niepozorne słuchawki nie są bez znaczenia. Robiłem swoją własną statystykę „przegranych” challenge’ów na zawodach CEV. Okazuje się, że 70% bloków z prawej strony nie słyszałem - mówię o takich blokach „po paznokciach”. Z lewej może raz czy dwa nie udało mi się czegoś takiego zauważyć.

- Gdy myśli się o pracy sędziego, słuch nie jest pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy…

- Gdy sytuacja jest tuż przy mnie, to nawet takie „smyrgnięcie” słychać. Nie ma szans, żeby przy piłce 120 km/h taki blok zobaczyć. Jak ktoś mówi inaczej, to tylko się uśmiecham. To bardziej wyczucie i psychologia – na przykład zawodnik spojrzy się – czy sędzia widział, czy nie widział?

- Jak dużo pracy czeka Pana w Rio?

- Teraz mecz obsługuje czterech sędziów: pierwszy, drugi, rezerwowy i challenge’owy, więc w Rio mamy dziennie po dwa lub trzy mecze, a stres i obciążenie są bardzo duże. Największe, jak teraz widzę, u sędziego challenge’owego. To jemu trafiają się wszystkie najtrudniejsze i decydujące piłki, a to jego decyzja jest ostateczna. Pierwszy sędzia nie może jej zmienić. Przynajmniej według obecnego regulaminu.

- Bardzo dziękuję za rozmowę.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej