Dorota Szturm de Hirszfeld, 14 marca 2012

- Jesteśmy inną drużyną niż przed dwoma laty, bardziej dojrzałą. Mamy większe szanse na wygranie Ligi Mistrzów - mówi rozgrywający PGE Skry Bełchatów Miguel Falasca przed turniejem Final Four Ligi Mistrzów w Łodzi.

W miniony weekend zawodnicy PGE Skry Bełchatów odnieśli przed własną publicznością dwa zwycięstwa nad AZS Politechniką warszawską i do awansu do półfinału play off PlusLigi brakuje im jednej wygranej. Zanim jednak dojdzie do kolejnych meczów w ekstraklasie wezmą udział w łódzkiej Atlas Arenie w turnieju Final Four Ligi Mistrzów. O swoich szansach w łódzkim finale, opowiada rozgrywający Skry Bełchatów – Miguel Angel Falasca.

pzps.pl: W tym sezonie, w fazie zasadniczej, mieliście problemy z pokonaniem AZS Politechniki Warszawskiej. Obydwa spotkania kończyły się  pięciu setach. W ćwierćfinale, nie daliście szans przeciwnikom, wygrywając obywa mecze  w trzech partiach. W czym tkwi sekret?
Miguel Falasca: Jesteśmy teraz w innej fazie przygotowań i rozgrywek. Zaczęła się walka o mistrzostwo Polski. Inną wagę mają przegrane spotkania w fazie zasadniczej, inne w play offach. Poza tym, jesteśmy teraz w dużo lepszej dyspozycji niż podczas ostatniego spotkania z Politechniką Warszawską. Jeśli gramy dobrze, to taki wynik jest czymś normalnym. Dobre drużyny tak właśnie powinny grać swoje mecze. Myślę, że zawodnicy Politechniki dużo lepiej zaprezentowali się w pierwszym, sobotnim spotkaniu. Lepiej serwowali. Generalnie sobotni mecz oceniłbym jako lepiej zagrany przez obydwie drużyny. Drugie spotkanie kontrowaliśmy od samego początku. Ćwiczyliśmy także kilka wariantów, które mają nam się przydać już w najbliższy weekend, kiedy zagramy w finale Ligi Mistrzów. Cieszę się także z tego powodu, że tuż przed meczami w Łodzi spotkaliśmy się właśnie z warszawskim zespołem. Podopieczni trenera Panasa bardzo dobrze spisują się w polu serwisowym, a właśnie z drużynami o takim charakterze, przyjdzie nam się zmierzyć w Lidze Mistrzów.

- W obydwu spotkaniach zagrało bardzo wielu zawodników, także ci, którzy nie występują z Tobą na co dzień w wyjściowej szóstce. Jak w takiej sytuacji prowadzi Ci się grę zespołu?
- Oczywiście jest to troszeczkę inna gra, ponieważ normalnie trenuję z podstawową szóstką: z Mariuszem, Bartkiem , Marcinem…  Gra jest podobna, jednak troszeczkę się różni sposobem wystawy, jej szybkością i wysokością. W innym składzie, nie jest łatwo prowadzić grę. Są to jednak dobrzy siatkarze. Gra w tym zestawieniu (z Konstantinem Cupkovićem oraz Aleksandrem Atanasijevićem – przyp. red.) była bardzo dobrym pomysłem. Znalezienie się tych zawodników w podstawowym składzie jest ważna nie tylko dla mnie, ale także dla całej drużyny. Może zdarzyć się tak, że z ich usług będziemy musieli skorzystać w bardzo ważnym momencie jakiegoś meczu i musimy wtedy umieć ze sobą grać i dobrze rozumieć się na boisku.

- W najbliższy weekend zagracie w turnieju Final Four Ligi Mistrzów.  W ostatnich meczach widać Waszą dobrą dyspozycję. Mocno wierzycie w swoje umiejętnościach i zwycięstwo w każdym spotkaniu. W każdym elemencie, czy to w polu zagrywki czy w kontrataku, jesteście postrachem dla przeciwników. Czy utrzymacie taki poziom gry w Łodzi?
- Rzeczywiście jesteśmy przekonani o swoich umiejętnościach. Jesteśmy gotowi do gry w tym finale. W takim turnieju jak Final Four Ligi Mistrzów jedna porażka decyduje o wyeliminowaniu. Gdy przegramy w półfinale, to możemy zapomnieć o stanięciu na najwyższym stopniu podium. Przegrasz jeden mecz i już jesteś poza tym, o co tak naprawdę grałeś. Jesteśmy w bardzo dobrej formie i naprawdę jesteśmy przekonani o tym, jak dobrą siatkówkę możemy grać.  Drużyna jest w najlepszym swoim momencie zarówno fizycznym, jak i przede wszystkim psychicznym. I ta druga kwestia jest najważniejsza. W półfinale Pucharu Polski, kiedy graliśmy z Asseco Resovią Rzeszów, nasz rywal zaczął mecz bardzo mocno. Niesamowite piłki kończył Grozer. Później jednak coś się posypało i nie potrafili wrócić do swojej dobrej gry. Dlatego tak bardzo ważna jest przygotowanie mentalne. Dziś gramy pewnie, zdecydowanie i oczywiście z szacunkiem dla naszego przeciwnika, ale jesteśmy przekonani, że grając dobrze, wygramy każde spotkanie.

- Waszym pierwszym przeciwnikiem będzie turecki Arkas Izmir, którego występ w finale Ligi Mistrzów, może być pewnego rodzaju zaskoczeniem. Czy było niespodzianką wyeliminowanie przez tę drużynę Lokomotiwu Nowosybirsk?
- Dla mnie najważniejszą różnicą jest to, że gdyby wygrała rosyjska drużyna, spotkalibyśmy się z Trentino już w półfinale. Trentino jest przecież najlepszą klubową drużyną na świecie! Zwyciężają w Lidze Mistrzów, Klubowych Mistrzostwach Świata oraz Serie A. Mają w swoim składzie chyba najlepszych, w tej chwili, zawodników na świecie np. Osmany Juantorna. Z tego powodu lepiej, że zagramy z Arkasem. Nie oznacza to jednak, że będzie to łatwe spotkanie, wręcz przeciwnie. Jeśli ten zespół potrafił pokonać drużynę z Nowosybirska, zdobywcę pucharu swego kraju, oraz dwukrotnie Kędzierzyn, to wszystko to świadczy o jego sile. W Arkasie jest jeden solidny zawodnik, który kiedy nawet nie ma swojego najlepszego dnia, stanowi o sile drużyny. Co się dopiero dzieje, kiedy ma tak zwany „dzień konia”… (śmiech).  Turecka drużyna jest bardzo trudnym przeciwnikiem do zatrzymania. Dodatkowo gra tam reprezentant Brazylii – Bravo, dobry rozgrywający Hansen. Będzie to na pewno trudny przeciwnik. Poza tym na pewno będą ryzykować. Nie mają nic do stracenia, a dla nas będzie to bardzo ważne i trudne spotkanie.

- Czujecie presję?
- Oczywiście czujemy presję. Wiemy, że występując w takim zespole jak Skra Bełchatów, musimy starać się wygrywać wszystko. Kiedy grasz finał Ligi Mistrzów u siebie, presja jest większa. Dodatkowo w Polsce krążą głosy, że kupiliśmy ten finał. Taka sytuacja nie jest dobra ani dla nas jako zawodników, ani dla klubu. W zeszłym roku przegraliśmy z Zenitem Kazań w złotym secie. W tamtym czasie Zenit był chyba drugą drużyną po Trentio. Dotarli do finału. Teraz my jesteśmy na takim poziomie. Moim zdaniem, gdybyśmy grali w play-offach, także zakwalifikowalibyśmy się do Final Four. O wygranej z taką drużyną jak Trentino, decyduje dyspozycja dnia. Czujemy presję, ale z drugiej strony, jesteśmy przygotowani do takich sytuacji. Myślę, że jesteśmy o wiele lepiej przygotowaniu do gry w finale w tym roku, niż to miało miejsce dwa lata temu.

- Dwa lata temu turniej finałowy był przełożony z powodu żałoby narodowej...
- Myślę, że zmiana terminu nie miała takiego wpływu. Choć rzeczywiście grało się inaczej. Byliśmy już po zdobyciu mistrzostwa Polski i trudno było powrócić do pełnej koncentracji. Poza tym przez te dwa lata zmieniła się drużyna. Dziś jest bardziej dojrzała. Wielu zawodników, jak Marcin Możdżonek czy Karol Kłos, poczyniło wielkie postępy. Ja także jestem bardziej zgrany z poszczególnymi zawodnikami. Jeśli przez ostatnie cztery lata grasz w tym samym klubie, z tymi samymi zawodnikami, to procentuje. Znamy się prawie na wylot. Myślę, że jako cała drużyny, jesteśmy na lepszym etapie. Nie oznacza to jednak, że na sto procent wygramy finał Ligi Mistrzów, ale mamy na to większe szanse. Musimy je wykorzystać.

- Czyli możemy oczekiwać finału Trentino-Skra?
- Mam nadzieję (śmiech). Liczę na to. Przedtem jednak czeka nas trudne spotkanie z Arkasem, ponieważ jeśli zagrają dobrze, będzie to równie zacięte spotkanie, jak z półfinale Pucharu Polski z Resovią. Jeśli nie zagrają na takim poziomie, ten mecz również nie będzie należał do najłatwiejszych. Zawodnicy Arkasu będą ryzykować, a to nie ułatwi nam zadania. Musimy być przygotowani na każdy scenariusz: łatwe, trzysetowe spotkanie oraz ciężka walka do tie-breaka. Wszystko jest możliwe. Najważniejsze jednak, abyśmy grali w 100 procentach o każdą piłkę. Jestem pewien naszej gry i mam nadzieję, że dotrzemy do ścisłego finału. Mamy na to naprawdę dużą szansę.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej