-
- Rozgrywki
- Rozgrywki młodzieżowe
- Imprezy PZPS
- Komunikaty
- Temp
- Michał Kądzioła: to był dobry sezon
Katarzyna Porębska, 29 grudnia 2014
pzps.pl: Za tobą kolejny sezon. Na początku chciałam cię zapytać, co z twoim zdrowiem? W czasie sezonu zmagałeś się bowiem z różnymi urazami.
Michał Kądzioła: Po zakończonym sezonie postanowiłem jak najszybciej się wyleczyć. W związku z tym umówiłem się na wizytę u Jana Sokala, lekarza kadrowego, który skierował mnie na rezonans. Podczas badania okazało się, że ten obraz nie jest do końca klarowny, dlatego też musiałem mieć powtórzone badania z kontrastem. Z wynikami udałem się na konsultacje do Marcina Domżalskiego w Łodzi, który zajmuje się zawodnikami. Powiedziano mi, że mam pęknięty obrąbek stawowy. Lekarze to nazywają slap. Okazuje się, że slapa mają praktycznie wszyscy siatkarze. Wynika to z nienaturalnego ruchu ręki podczas ataku. Mamy po prostu nad mobilność tych stawów. Poradzono mi, żebym rękami i nogami zapierał się przed tą operacją, bo może to być bilet w jedną stronę, tzn. może oznaczać koniec kariery. Lepszym rozwiązaniem będzie odpowiednia rehabilitacja i właściwe przygotowanie na siłowni. Dlatego też od 24 września rozpocząłem odpowiednie przygotowanie tej ręki do przyszłego sezonu.
- Czy wcześniejsza praca, którą zacząłeś na siłowni sprawiła, że przygotowania do sezonu zacząłeś wcześniej? Jak to wygląda w porównaniu do ubiegłego roku?
- W ubiegłym roku przygotowania rozpocząłem w połowie listopada. Sezon skończyliśmy bowiem z końcem sierpnia. Cały wrzesień, październik i połowę listopada nic nie robiłem. Miałem totalną labę. Potem czułem problemy z pełnym powrotem do siatkówki. Dlatego przed tym sezonem postanowiłem skrócić sobie wakacje. Odpoczywałem od siatkówki tylko przez cztery tygodnie. Następnie zająłem się przeprowadzaniem odpowiedniej rehabilitacji.
- Kiedy śledziłam wasze przygotowania do sezonu 2014 odniosłam wrażenie, że rozegraliście dużo sparingów. Było ich mniej, niż we wcześniejszych latach?
- Ten sezon nie obfitował w dużą liczbę turniejów ani meczów sparingowych. Rozmawialiśmy na ten temat z trenerem. W połowie sezonu doszedł do takiego samego wniosku, co my i przyznał że mógł zorganizować nam więcej samego, czystego grania. Na początku sezonu brakowało nam tych sparingów. Myślę, że była to swego rodzaju nauczka na przyszłość. Grzegorz Fijałek z Mariuszem Prudlem nie potrzebują tyle sparingów, co my, czy Piotr Kantor z Bartoszem Łosiakiem. Uważam, że dobrze się stało, że taka sytuacja przytrafiła się nam dwa lata przed igrzyskami olimpijskimi, a nie rok po tej imprezie.
- Przygotowania do sezonu jak i sam sezon trwają kilka miesięcy. Nie czujecie się czasem z Jakubem Szałankiewiczem po prostu sobą nawzajem zmęczeni?
- Nie, bo mamy bardzo fajny układ z parą Kantor-Łosiak. Jeszcze rok temu, kiedy mieszkałem sam wprowadził się do mnie Piotr Kantor. Jakub z kolei został sam więc w tej sytuacji do niego wprowadził się Bartosz Łosiak. Ten system przenieśliśmy do hoteli, podczas pobytów na różnych obozach, czy turniejach. To nam bardzo pomaga, ponieważ jeżeli mamy jakieś spięcie, sprzeczkę na treningu to nie wchodzimy cały czas do tego samego pokoju, tylko mamy czas, żeby to przemyśleć i sobie wszystko poukładać. Potem na przykład podczas kolacji wszystko sobie wyjaśniamy, dzięki czemu dużo łatwiej się nam współpracuje.
- Wracając do zakończonego sezonu. Myślę, że możecie ten rok zaliczyć do udanych. Zdobyliście dwa medale, srebrny podczas CEV Masters w Szwajcarii i brązowy podczas mistrzostw Polski.
- Ja zawsze powtarzam, że w tym sezonie zdobyłem trzy medale. Tak jak powiedziałaś jeden brązowy podczas mistrzostw Polski, srebrny na turnieju CEV Masters w Szwajcarii i trzeci złoty, ponieważ się zaręczyłem. Prawdę powiedziawszy to najpierw był złoty, potem srebrny i na końcu brązowy. To był dobry sezon. Aktualnie zajmujemy szesnaste miejsce w światowym rankingu. To jest duży skok w stosunku do zeszłego roku. Kroczymy tą samą drogą, co kiedyś Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel. Oni również stopniowo osiągali wyniki, nie od razu wskoczyli na czwarte miejsce. Żałujemy bardzo, że nie mogliśmy dokończyć dwóch turniejów - jednego w Stanach Zjednoczonych i drugiego w Hadze. Zajęliśmy dwa razy dwudzieste piąte miejsce i nie było to konsekwencją naszej złej gry, tylko po prostu nie mogliśmy grać. To najbardziej nas bolało.
- Jak tobie grało się w Los Angeles?
- Osobiście nie odpowiadało mi wyżywienie, stąd też nasze początkowe problemy zdrowotne. Po drugie jest tam bardzo twardy piach, mało przyjemny dla kolan i kostek. Poza tym cała reszta była w porządku, zarówno hotel jak i samo miejsce, gdzie rozgrywaliśmy mecze. Muszę przyznać, że Amerykanie w bardzo ciekawy sposób zagospodarowali miejsce, gdzie rozgrywaliśmy mecze. Obok głównych boisk turniejowych, gospodarze przygotowali około trzydziestu innych boisk, gdzie uczniowie z college’u rozgrywali swoje turnieje. Grali w normalną siatkówkę plażową, czyli po dwóch graczy po jednej stronie siatki, a także po sześć osób, jak w siatkówce halowej. Na ten turniej przyjechały nawet gwiazdy NBA, które brały udział w meczach pokazowych. To nie była nasza pierwsza wizyta w Stanach Zjednoczonych, ale muszę przyznać, że tym razem było inaczej. Myślę, że wynikało to z faktu, że wcześniej byliśmy tam na obozie, a teraz na turnieju.
- W przyszłym roku czekają was dwie ważne imprezy. Jedna to mistrzostwa Europy, a druga to mistrzostwa świata, które odbędą się w Hadze. W ubiegłym sezonie mogliście poniekąd poczuć przedsmak tej imprezy, bo jeden z turniejów Grand Slam odbywał się właśnie w Hadze. Pogoda była wyjątkowo łaskawa dla wszystkich uczestników.
- To prawda. Jednak trzeba pamiętać, że przyszłoroczne mistrzostwa świata będą zupełnie innym turniejem. Po raz pierwszy mistrzostwa będą rozgrywane w czterech różnych miastach. Każda grupa w innym mieście będzie rozgrywała swoje mecze. Najprawdopodobniej pierwsza i druga runda turnieju będzie rozgrywana w czterech różnych miastach. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że wszyscy zawodnicy mieszkają w jednym hotelu i gramy na tych samych boiskach. Teraz będzie inaczej. Muszę przyznać, że obawiam się różnych komplikacji. Może zdarzyć się tak, że jedna polska para będzie grała w Amsterdamie, druga w Hadze, a trzecia Apeldoornie.
- A sztab szkoleniowy to dwóch trenerów i jeden fizjoterapeuta.
- Dokładnie. Zawsze mamy odnowę przedmeczową czy pomeczową. Podczas tegorocznego turnieju w Holandii była taka sytuacja, że Grzegorz Fijałek z Mariuszem Prudlem i Piotr Kantor z Bartoszem Łosiakiem grali w Hadze, a ja z Jakubem Szałankiewiczem w Amsterdamie. Odległość dzieląca te dwa miasta to jakieś 45 minut, może godzinę jazdy. Podczas jednego z meczów Jakub, źle wylądował i strasznie spięło go w plecach. Zanim przyjechał nasz fizjoterapeuta minęło jakieś dwie i pół godziny. Był oczywiście pod opieką lekarzy turniejowych, ale nie byli w stanie pomóc mu tak jak pomaga nam Marcel, który dobrze nas zna. Marcel współpracuje z Pawłem Brandtem, który jest fizjoterapeutą reprezentacji Polski i ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Bardzo dużo uczy się przy Pawle i później przekazuje nam tę wiedzę. Naprawdę widać, że to bardzo sumienna osoba, a nasza wspólna praca przynosi efekty.
- W 2015 roku staniecie przed szansą wywalczenia medali podczas mistrzostw Europy i świata. Z kolei za dwa lata odbędą się igrzyska olimpijskie, turniej marzeń każdego sportowca.
- To prawda, igrzyska olimpijskie w Rio de Janerio to marzenie, marzenie które będzie bardzo trudno zrealizować. To już nie chodzi o sam fakt zakwalifikowania się na ten turniej, co wywalczenia sobie statusu bycia pierwszą bądź drugą parą. Wyrosła nam duża konkurencja w postaci pary Piotr Kantor i Bartosz Łosiak. Dlatego też uważam, że trudniejsze będzie dla nas utrzymanie drugiej pozycji, niż samo zakwalifikowanie się na igrzyska olimpijskie. Jednak mogę wszystkich zapewnić, że łatwo się nie poddamy.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej