Patrycja Rzeźniczak, 11 marca 2012

Za tydzień w Łodzi cztery zespoły zagrają o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. - Poziom jest na tyle wyrównany, że każdy scenariusz jest możliwy - mówi atakujący PGE Skry Bełchatów Mariusz Wlazły.

W dwóch meczach fazy zasadniczej do rozstrzygnięcia zwycięzcy pomiędzy PGE Skrą Bełchatów a AZS Politechniką Warszawską potrzebny był tie break. Gdy rywalizacja przeniosła się na pole play off, tak zaciętej walki już nie było. Przynajmniej w pierwszym spotkaniu. Skra wygrała bez straty seta, a warszawianie mają nadzieję, że w drugim meczu okażą się dla mistrzów Polski bardziej wymagającym przeciwnikiem.

pzps.pl: Pomimo że pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej dawało wam prawo gry z teoretycznie najsłabszym przeciwnikiem, to wbrew pozorom dla was wcale nie był to potencjalnie najłatwiejszy rywal. Dwukrotnie w tym sezonie mecze Skry z Politechniką kończyły się tie breakami. Mniej kłopotów sprawiał wam Tytan, Fart czy nawet Jastrzębski Węgiel. Natomiast „inżynierowie” to dla was wyjątkowo niewygodny przeciwnik.
Mariusz Wlazły: W lidze nikt nie spada i to jest wielki komfort dla zespołów zajmujących te miejsca, które wcześniej były zagrożone. Grając z mistrzem Polski i zwycięzcą rundy zasadniczej podchodzi się do meczu na luzie i podejmuje większe ryzyko. Myślę, że gdyby stawka była dużo większa, np. na poziomie półfinału, to drużyna Politechniki nie miałaby takiego komfortu psychicznego. Trzeba jednak przyznać, że zagrali bardzo dobrze, my zaprezentowaliśmy się trochę słabiej, przez co mecz był zacięty i wyrównany. Trzeba oddać zespołowi z Warszawy, że na obecne warunki i problemy finansowe, na boisku prezentuje się super. Oni zawsze grają do końca.

- To błąd, że z ligi nikt nie spada?
- Są dwie kwestie: marketingowe i sportowe. Jeśli nowa firma chciałaby zaangażować się w sponsoring klubu na dłużej, to obecnie ma ten komfort, że może się zaprezentować. A pod względem sportowym… co to jest za frajda grać i przegrać 20 meczów? Zawsze trzeba o coś walczyć. Jeśli nie ma się drużyny i środków na medale, to pozostaje gra o utrzymanie. Teraz utrzymanie w lidze jest pewne, więc tak prawdę mówiąc - w dole tabeli nic się nie dzieje. Wcześniej pod koniec ligi, kiedy ważyły się losy jednego lub dwóch punktów, zawsze była tam nerwówka. Wiele zależało też od naszych meczów, a niektórzy w końcówkach zaczynali się denerwować i w rezultacie popełniali błędy. W tym momencie nie ma żadnej frajdy.

- Po początkowych spotkaniach sezonu wróżono zmianę warty, tymczasem im dalej w las, tym Skra grała lepiej. Teraz inni leczą rany, a wy znów wydajecie się być pewniakiem do złota.
- Są cztery porównywalne zespoły i sprawa wyniku jest otwarta. To jest sport, wystarczą dwa słabsze dni, w których przytrafiają się porażki. Taką stratę byłoby trudno odrobić.

- Wielkimi krokami zbliża się Final Four, za tydzień o tej porze rozegracie swój mecz półfinałowy. Mieliście komfort przygotowań do turnieju, ale to chyba nie jest jeszcze ta forma, która pozwala wam marzyć o sukcesie w Lidze Mistrzów.
- Ta z dzisiejszego meczu raczej nie. Jeszcze jesteśmy może nie w okresie przygotowawczym, ale po takich mocniejszych treningach i dopiero zaczynamy nabierać świeżości. Myślę, że do Final Four to wszystko dobrze się zakończy i nasza forma będzie dużo lepsza. Przede wszystkim musimy zagrać skutecznie i na większym luzie.  Mam nadzieję, iż fakt, że kiedy przeciwnicy walczyli w Lidze Mistrzów, a my nie mieliśmy styczności z innymi rywalami niż tylko ligowymi, nie da o sobie znać.

- Oglądaliście rywalizację pomiędzy Arkasem Izmir a Lokomotiwem Nowosybirsk? W końcu gdyby wygrał Lokomotiw, w półfinale gralibyście z wielkim Trentino.
- Nie. Oczywiście może być przeciwnik łatwiejszy i trudniejszy. Kto by to nie był, kiedy myślimy o wygranej w turnieju, to musimy zwyciężyć w półfinale. Niezależnie od tego, kto by to był.

- Presja związana z turniejem, ogromny bagaż odpowiedzialności, pełne trybuny - to bardziej pomaga, czy przeszkadza?
- Przed własną publicznością zawsze gra się lepiej, choć dwa razy nam się nie udało. Dwa lata temu turniej został przełożony z powodu tragedii.  Nie wiemy jakby się wszystko potoczyło, gdybyśmy zagrali w pierwotnie wyznaczonym terminie. Później było jak było. Nie udźwignęliśmy trudów spotkania, ale też nie zagraliśmy szczególnie słabo. Teraz jesteśmy bogatsi o doświadczenia, ale jak wyjdzie, zobaczymy. To jest sport. Przygotowujemy się, każdy z nas ma aspiracje, ale wystarczy słabszy dzień, jak np. nasz mecz z Resovią w półfinale Pucharu Polski, gdzie praktycznie dwie, trzy piłki zadecydowały, że to my byliśmy w finale, a nie oni. Tak samo może być w Łodzi. Będzie na tyle wyrównany poziom, że każdy scenariusz jest możliwy.  

- Co jest najmocniejszą stroną Arkasu? Liberman Agamez, a może ich trener Glenn Hoag?
- Na pewno ich atakujący. Jest silny, skacze wysoko, kończy ważne piłki i to atut tej drużyny. Mają swoje mocne strony, którym będziemy musieli się przeciwstawić. Jednak dokładną taktykę i model grania przeciwko Arkasowi poznamy jak już przyjedziemy w Łodzi, bo na razie musimy się koncentrować na innych spotkaniach, niekoniecznie mniej wymagających.

- A ich słabe punkty? Na własnym terenie są na pewno silniejsi, ale na turnieju rozgrywanym w Łodzi będą pełnić rolę kopciuszka.
- Czas pokaże. Oczywiście w Turcji gra się źle. Tam wszystko pomaga… ściany, kibice, sędziowie. Na wyjazdach już jest inaczej. Zobaczymy jak zareagują, kiedy 10 tys. kibiców będzie po naszej stronie. Mam nadzieję, że to nam pomoże.

- Śni się Panu już pierwszy mecz Final Four, czy sypia Pan spokojnie?
- Właśnie nie, śpimy chyba wszyscy spokojnie. Mamy teraz dużo więcej innych rzeczy na głowie, początek play-off, a żeby myśleć o obronie tytułu, musimy pokonać Politechnikę i to jest dla nas w tej chwili najistotniejsze. Final Four wejdzie na pierwszą stronę we wtorek, może w środę, jak już przyjedziemy do Łodzi i będziemy tam trenować. Wtedy zaczniemy nim żyć.

- Trener Andrea Anastasi podkreślał w wywiadach, że wystarczy jedno Pana słowo i jest Pan w reprezentacji. Coś się zmieniło w temacie Mariusz Wlazły – kadra?
- To jest znowu zrzucanie na mnie odpowiedzialności. Wszystko, co miałem do powiedzenia w kwestii reprezentacji, napisałem w oświadczeniu. To jest dla mnie śmieszne, że teraz z powrotem powtarza się ta sytuacja. Znowu jest zrzucona na mnie odpowiedzialność. Obdarzyłem bardzo dużym zaufaniem wiele osób, ale zawiodły.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej