Katarzyna Wirkowska, 12 marca 2015

14 marca PGE Atom Trefl Sopot rozegra mecz półfinałowy Pucharu Polski w Kędzierzynie-Koźlu. Dość niespodziewanie rywalkami podopiecznych trenera Lorenzo Micellego będzie zespół Budowlanych Łódź, który w ćwierćfinale pokonał Polski Cukier Muszynianka Muszyna 3:2. Co przed tym ważnym spotkaniem mówi środkowa Atomówek, Maja Tokarska?

Katarzyna Wirkowska: PGE Atom Trefl grał w finale Pucharu Polski dwukrotnie, ale ostatecznie ani razu po niego nie sięgnął. Ta myśl raczej was motywuje, czy może działa jak swego rodzaju „klątwa”?
Maja Tokarska: Może odpowiem tak: do trzech razy sztuka. (uśmiech) Tak naprawdę w szatni Iza [Bełcik] trochę narzeka, że wszystko wygrała, tylko nie wygrała Pucharu Polski. Była już tyle razy w finale, ale ta sztuka się nie powiodła i mówi, że może nigdy nie będzie jej to dane, mimo że było już naprawdę bardzo, bardzo blisko. Dlatego sądzę, że chciałybyśmy też wygrać dla niej. Dla siebie oczywiście też, ale dużą rolę ma w tym nasza kapitan. Poza tym byłoby to szczególne trofeum, bo w klubie jeszcze go nie mamy. Są dwa złote medale mistrzostw Polski, ale tego nie ma, a w takim układzie byłoby to coś wielkiego i fajnego, gdyby nam się to w tym roku udało.

- Przygotowania do Pucharu Polski zbiegły się nieco z przygotowaniami do meczu ze Ştiinţą Bacău. Taka sytuacja przekłada się na przygotowanie do tych spotkań?
- Musimy być przygotowane do tego, że mamy dwa mecze w tygodniu, a przecież nie jesteśmy jedyną drużyną, która ma taki właśnie tryb przygotowań. To nie jest problem. Musimy wygrać tu, a później w Kędzierzynie-Koźlu. To nie przeszkoda, to całkowicie normalna sytuacja.

- Czyli nie byłyście zdekoncentrowane przed meczem z Rumunkami myślą o tym, że już w sobotę kolejne szalenie ważne spotkanie.
- Cały ten sezon mamy tak, że myślimy tylko o najbliższym spotkaniu. Często czy ja, czy dziewczyny wspominamy właśnie o tym i tak też jest. Do wtorkowego wieczoru w głowach była tylko Ştiinţa, a od wtorkowej nocy są już tylko Budowlani.

- Faworytkami do triumfu w Pucharze Polski są siatkarki Chemika Police. Uważasz, że można wykorzystać jakoś fakt, że policzanki przygotowują się w tej chwili dość mocno do turnieju Final Four Ligi Mistrzyń? Powinny być na nieco innym etapie przygotowań.
- Na pewno warto zaznaczyć, że w Pucharze Polski zdarzają się niespodzianki. Nierzadko jest tak, że faworyci wcale po to trofeum nie sięgają. Rok temu Chemik faktycznie triumfował w tym turnieju, ale różne wyniki tutaj padają. Spójrzmy chociażby na Budowlanych – awansowali do półfinału i zmierzą się z nami, chociaż murowanym faworytem tego meczu był przecież Polski Cukier Muszyna. To jest właśnie to – jest jeden mecz, nie ma żadnego marginesu błędu i mogą dziać się różne rzeczy…

- Patrząc na nasz zespół na początku sezonu i na to, co się dzieje teraz można odnieść wrażenie, że wasza praca przynosi oczekiwane efekty. Trener faktycznie jest tak wymagający? Bardzo zmieniłyście się jako zespół na przestrzeni tych 22 kolejek rundy zasadniczej ORLEN Ligi.
- Tak, trener jest wymagający, ale to dobrze. Od początku wyznaczył nam jasne zasady i reguły, których się trzymamy. Odkąd pracujemy razem nie można było robić niektórych rzeczy, np. rozmawiać podczas rozgrzewki, ale teraz widzimy, że daje to efekt. Trenujemy bardzo dobrze, a na treningu nie ma ani chwili, aby się rozprężyć i nie zrobić czegoś na 100%, bo od razu jest to zauważone. Wiemy, że cały czas trener przygląda nam się czujnym okiem i musimy dać z siebie nawet nie 100, ale 120%. Myślę, że to jest bardzo dobre.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej