- Rozgrywki
- Rozgrywki młodzieżowe
- Imprezy PZPS
- Komunikaty
- Temp
- Lotos Trefl Gdańsk w wielkim finale Pucharu Polski
Janusz Uznański - rzecznik Polskiego Związku Piłki Siatkowej/fot. Piotr Sumara, 18 kwietnia 2015
Lotos Trefl Gdańsk to debiutant w turnieju finałowym Pucharu Polski. Siatkarze z Gdańska osiągnęli już historyczny wynik. W półfinale pokonali PGE Skrę Bełchatów i w niedzielę zagrają w Ergo Arenie w wielkim finale.
PGE Skra Bełchatów – Lotos Trefl Gdańsk 1:3 (20:25, 23:25, 27:25, 22:25)
PGE Skra Bełchatów: Srecko Lisinac, Mariusz Wlazły, Facundo Conte, Andrzej Wrona, Nicolas Uriarte, Michał Winiarski, Kacper Piechocki (L) – Nicolas Marechal, Wojciech Włodarczyk, Karol Kłos, Ferdinand Tille (L), Aleksa Brdjović
Trener: Miguel Falasca
Lotos Trefl Gdańsk: Wojciech Grzyb, Marco Falaschi, Sebastian Schwarz, Bartosz Gawryszewski, Murphy Troy, Mateusz Mika, Piotr Gacek (L) – Mateusz Czunkiewicz, Damian Schulz, Artur Ratajczak
Trener: Andrea Anastasi
Pierwsza część seta otwierającego turniej finałowy Pucharu Polski należała do Lotosu Trefla. Gospodarze, głównie za sprawą skuteczności w polu zagrywki odskoczyli na pięć punktów (8:5). W połowie dystansu bełchatowianie po opanowaniu problemów z przyjęciem doprowadzili do wyrównania (12:12). Do stanu 16:16 trwała walka punkt za punkt. W tym momencie Wojciech Grzyb zmienną zagrywką sprawił, że gospodarze wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Siatkarze z Gdańska pieczołowicie pilnowali przewagi a na samym finiszu dodali jeszcze kolejne dwa punktu i to absolutnie wystarczyło by zwyciężyć do 20.
Drugą partię siatkarze PGE Skry rozpoczęli bardzo nerwowo. Kluczowi gracze popełniali błędy i w rezultacie podczas pierwszej przerwie technicznej przegrywali 6:8. Gracze z Wybrzeża byli w tej części gry niezmiernie zdeterminowani. Walczyli o każdą piłkę niezwykle ofiarnie. To w połączeniu ze skutecznymi działaniami motywującymi Piotra Gacka procentowało na tablicy wyników. Lotos Trefl powiększył przewagę do pięciu punktów (15:10). Trener Falasca sukcesywnie dokonywał zmian w składzie. Na boisku pojawili się Karol Kłos, Wojciech Włodarczyk, Nicolas Marechal, Ferdinad Tille, Aleksa Brdjović, ale początkowo nie zmieniło to znacząco obrazu gry bełchatowian. Drużyna gości zawodziła przede wszystkim w ofensywie. Kiedy jednak nowe zestawienie kadrowe zazębiło się Skra zbliżyła się na jeden punkt (19:20). Zapewne misja trwałaby dalej, gdyby nie proste błędy w polu zagrywki. W rezultacie zespół z Bełchatowa przegrał do 23.
Seta trzeciego goście rozpoczęli w składzie, który zestawiał się w poprzedniej odsłonie. Mocno zmodyfikowany skład PGE Skry zaczął obiecująco od prowadzenia 6:2. Siatkarze Andrei Anastasiego koniecznie jednak chcieli skończyć potyczkę w trzeciej odsłonie, sukcesywnie odrabiali straty aż wreszcie doprowadzili do remisu (15:15). Na finiszu tej partii popełnili jednak sporo błędów w ataku, ale nieoczekiwanie doprowadzili do wyrównania. Przy stanie 24:20 na zagrywce pojawił się Schwarz i doprowadził do remisu po 24. Faktem jest także, że dwukrotnie w tej części zatrzymany został niezawodny wcześniej Mariusz Wlazły. Finisz tego seta był fascynujący. Dopiero challange rozstrzygnął, że ten emocjonujący set przypadł PGE Skrze Bełchatów (27:25).
W secie czwartym obydwa zespoły bardzo pilnowały by nie ponieść na starcie zbyt dużych strat. Wynik był przez długi czas remisowy. Grzechem Bełchatowian były błędy na zagrywce. W ten sposób stracili kilka szans na wywalczenie przewagi. Z kolei ekipa z Gdańska nieco gorzej radziła sobie w obronie a kryzys w ataku przeżywał Mateusz Mika. Mecz może stracił na atrakcyjności, ale w zamian trzymał w napięciu. Dopiero dwie kolejne pomyłki nieustannie eksploatowanego Mariusza Wlazłego pozwoliły Lotosowi Treflowi objąć dwupunktowe prowadzenie (15:13). Do gry wrócił Uriarte, ale tym samym czasie po drugiej stronie siatki odrodził się Mika. Trener Falasca nieustannie rotował składem. Doszło nawet do tego, że Conte zastąpił w ataku Wlazłego. Problemy PGE Skry się jednak nie skończyły. Lotos Trefl powiększał przewagę, a poświęcenie graczy z Gdańska było nadzwyczajne. W decydującej części partii osiągnęli pięć punktów przewagi (21:16). Zdeterminowani gracze Lotosu Trefla, tak bardzo chcieli zwyciężyć, że o mało nie pokpili sprawy w końcówce. Piekielnie niebezpieczny w polu zagrywki Mariusz Wlazły skrócił dystans do dwóch punktów (20:22). Potem ta przewaga stopniała do jednego oczka (22:23). W efekcie doszło do fascynującego finiszu. Pietą achillesową Skry była zagrywka. Kolejny błąd w tym elemencie dał gospodarzom piłkę meczową a tę wykorzystał serwując Murphy Troy.
MVP meczu został Piotr Gacek.
Lotos Trefl dowiódł, że wyeliminowanie PGE Skry w półfinale PlusLigi nie było dziełem przypadku.
www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej