Janusz Pindera z Berlina/ fot. Piotr Sumara, cev.lu, 10 stycznia 2016

Dalej możemy marzyć o igrzyskach w Rio. W meczu o trzecie miejsce Polacy pokonali w Berlinie Niemcy 3:2 i w maju polecą do Tokio na turniej interkontynentalny, by tam walczyć o kwalifikację.

Dalej możemy marzyć o igrzyskach w Rio. W meczu o trzecie miejsce Polacy pokonali w Berlinie Niemcy 3:2 i w maju polecą do Tokio na turniej interkontynentalny, by tam walczyć o kwalifikację.

Zaczęło się fatalnie, od przegranej w pierwszym secie, który był bardzo nerwowy, ale tego można było oczekiwać, obie drużyny grały przecież z nożem na gardle. I dla Niemców, i dla Polaków był to mecz ostatniej szansy na przedłużenie marzeń o starcie w igrzyskach. Stąd tyle błędów, nieporadnych ataków.

Polacy zaczęli z Grzegorzem Łomaczem, Michałem Kubiakiem, Mateuszem Miką, Bartoszek Kurkiem, Mateuszem Bieńkiem i Karolem Kłosem oraz dwójką libero: Pawłem Zatorskim i Damianem Wojtaszkiem.

Vital Heynen też nie kombinował, postawił na najpewniejszych: Lukasa Kampę, Denisa Kaliberdę, Christiana Fromma, Georga Grozera, Marcusa Boehme, Philippa Collina i podobnie jak Antiga na dwóch libero: Ferdinanda Tille i Marcusa Steuerwalda.

Od początku słabo grali atakujący po obu stronach: Kurek i Grozer, ale ten drugi odblokował się we właściwym momencie. Kilka razy strzelił potężnym serwisem, uderzył tak jak potrafi z prawego skrzydła i od stanu 19:19 Polacy nie mieli już nic do powiedzenia. Przegrali tą partię 20:25 i powiało grozą.

W drugim długo nie było wiele lepiej. Niemcy prowadzili 19:17, chwilę później Antiga zdecydował się na zmianę rozgrywającego i ma boisku pojawił się Fabian Drzyzga, znacznie wcześniej Dawid Konarski wszedł za Kurka. Kolejne posunięcie naszego trenera było już mistrzowskie, prawdziwe wejście smoka. Marcin Możdżonek nie po raz pierwszy w najnowszej historii polskiej siatkówki pokazał, że wchodzi jak joker (tym razem za Bieńka) i załatwia sprawę. Szczególnie boleśnie odczuł to blokowany przez niego Grozer. Chwilę później skoczyli wspólnie z Kubiakiem, by zatrzymać Kaliberdę i tym razem nasz kapitan, niższy o głowę od Możdżonka perfekcyjnie zamknął prostą, by w kolejnej akcji zakończyć seta (25:22) atakiem z lewego skrzydła.

Niestety to nie był sygnał do normalnej, dobrej gry w trzeciej partii. Niemcy dość szybko przy biernej postawie Polaków szybko uciekli na kilka punktów, ale pogoń była skuteczna. Remis 8:8, później 11:11, dawał nadzieję, że wreszcie będzie znacznie lepiej. Nic z tych rzeczy. Kurek nie był tak skuteczny jak w Lidze Światowej i Pucharze Świata, sporo było błędów, które gospodarze wykorzystywali, więc wynik 25:16 w tej partii dla gospodarzy nie dziwi.

Prawdziwy horror miał nas dopiero czekać. Końcówka czwartego seta, to był dreszczowiec światowej klasy. Jak powie później Marcin Możdżonek: byliśmy już głęboko w szambie, ale zdołaliśmy się z niego wygrzebać.

Ma rację nasz środkowy, nikt nie wie co było dalej, gdyby Zatorski nie poradził sobie z bombą Fromma, a Łomacz nie wystawił precyzyjnie do Bieńka, który wyprowadził Polaków na 27:26. Następna akcja była ostatnią, taką na życzenie, Grozer został zablokowany, tysiące Polaków w Max Schmeling Halle odetchnęło z ulgą.

O tym, kto obejrzy igrzyska w telewizji, a kto w maju poleci do Tokio, by dalej walczyć o kwalifikację miał zadecydować tie break, który przypominał walkę zmęczonych bokserów wagi ciężkiej. Cios za cios, najpierw oni na prowadzeniu (2:4), później my (8:7). Ale to my mieliśmy meczbola przy stanie 14:13, po wspaniałym ataku Kubiaka. Kapitan znów spisał się na medal, tak jak w całym meczu. Ale to jeszcze nie był koniec. Niemcy wyrównali i znów wszystko było możliwe. Do chwili, gdy nie wykończył ich Mika. To on zdobył dwa ostatnie punkty i wprowadził polskich siatkarzy w szał radości. Jeszcze nie wszystko stracone, będą bić się o igrzyska w Japonii. I jak powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Stephane Antiga w Tokio powinno być łatwiej niż tu.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej