KS, 24 grudnia 2011

To będą wyjątkowe święta dla Grzegorza Fijałka. Po raz pierwszy spędzi je jako mąż, a do tego ze wspaniałym prezentem, który wywalczył z Mariuszem Prudlem – kwalifikacją do igrzysk olimpijskich.

pzps.pl: -Jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką?

Grzegorz Fijałek: - Cała moja rodzina jest usportowiona, wszyscy grali w siatkówkę: rodzice, dziadkowie, bracia też grają. Można powiedzieć, że byłem skazany na siatkówkę. 12 lat temu zacząłem treningi w moim rodzinnym mieście Andrychowie. Później poszedłem do liceum w Częstochowie do klasy sportowej. Przed sezonem halowym graliśmy w plażówkę. Po kilku dniach trenowania na piasku w parze z Mariuszem pojechaliśmy na mistrzostwa Europy i przywieźliśmy srebrny medal. Perspektywa gry w plażówkę była, ale my dalej byliśmy skłonni oddać się halówce. Można powiedzieć, że późniejsze problemy w klubie zmusiły mnie do zrezygnowania z gry na hali i przejścia na piasek. Oczywiście teraz bardzo się z tego cieszę, że wyszło tak a nie inaczej, bo nasze sukcesy pokazują, że był to dobry wybór.

- Masz trzech braci i każdy z nich związany z siatkówką, to od nich uczyłeś się podstaw?


- Mam dwóch starszych braci i jednego młodszego. Każdy z nich zaczynał grać w siatkówkę w Andrychowie. Ja od małego podpatrywałem starszych braci, chodziłem z nimi na treningi, podawałem piłki i bardzo mi się to spodobało. Oni uczyli mnie pierwszych odbić , grali ze mną na trzepaku, podpowiadali mi. Bardzo dużo im zawdzięczam.

- A jak wyglądało Twoje dzieciństwo? Czterech chłopaków w domu to trochę bójek z braćmi musiałeś przeżyć?

- Wiadomo jak w każdej rodzinie były kłótnie, sprzeczki. Nie raz zleciałem ze stromych schodów u nas w domu. Ale tak zawsze bywa między braćmi. Teraz mamy bardzo dobry kontakt i zawsze spędzamy wspólnie święta, bo tylko wtedy możemy wszyscy razem się spotkać.

- Wróćmy do siatkówki, co sprawia Ci w niej największą satysfakcję?


- Na pewno wygrane oraz chęć pokazania się przed publicznością. Nie da się opisać tegorocznego turnieju w Starych Jabłonkach, kiedy graliśmy przed własną widownią. Cieszę się, że w Polsce udało nam się zagrać na takim poziomie. Po wygranych meczach wspaniałe są spotkania z kibicami i widok tej radości innych ludzi z naszych sukcesów.

- Największy sukces…

- Mam nadzieję, że jeszcze przede mną. A do tej pory to cały ten sezon i wywalczony awans na igrzyska olimpijskie.

- Jest taki mecz, akcja, która najbardziej zapadła Ci w pamięć?


- Takich akcji jest bardzo wiele. Siatkówka plażowa to bardzo widowiskowy sport i w każdym meczu dzieje się coś ciekawego. Ale najbardziej pamiętam piłkę podbitą jedną ręką, gdzieś spod bandy przez 10 metrów wystawioną do Mariusza, który jeszcze to skończył efektownym atakiem.  A jeżeli chodzi o mecz to moje pierwsze spotkanie w juniorskiej siatkówce plażowej na turnieju w Pradze.

- W tym roku zostałeś szczęśliwym mężem…

- Tak, jestem bardzo szczęśliwy, że udało nam się sfinalizować ten związek, który trwał 8 lat. Teraz rozstania będą bardziej bolesne, niż były do tej pory, ale jakoś sobie poradzimy. Dobrze wiedzieliśmy, na co się piszemy.

- Prawda jest taka, że więcej czasu spędzasz z Mariuszem niż z żoną. Powiedz jak wyglądają wasze relacje poza boiskowe?


- Po treningach i meczach każdy idzie w swoją stronę, ale tak musi być. Mamy bardzo przeciwne charaktery. Kiedyś trener nam powiedział, że my nie musimy się kochać poza boiskiem, ale na boisku musimy być najlepszymi przyjaciółmi i się wspierać. I tak właśnie wygląda nasz związek. Na boisku walczymy razem o każdą piłkę, a poza boiskiem mamy jak najmniejszy kontakt, żeby później nie było żadnych niepotrzebnych kłótni czy sprzeczek i żeby nie odbiło się to na sytuacje boiskowe.

- Jaki jest Mariusz?


- Mariusz jest bardzo spokojny, niekiedy aż zaspokojony. Na początku naszej współpracy był bardzo leniwy, co mnie denerwowało, gdyż ja z kolei jestem ambitny. Zawsze trenerzy wbijali mi do głowy, że praca jest najważniejsza. U niego na początku nie było tego widać, ale teraz z roku na rok jest coraz lepiej. Jakoś się dogadujemy. Cieszę się, że z nim gram, bo zdaję sobie sprawę, że współpraca z dobrym przyjacielem o podobnym charakterze, pewnie nie działałaby tak samo dobrze.

- Co lubisz robić w wolnym czasie?


- Wolny czas najchętniej spędzam z rodziną i przyjaciółmi. Gdy tylko jest okazja wracam do rodzinnego Andrychowa. W podróżach lubię czytać książki. Mam lęk wysokości i chorobę lokomocyjną, książki są dla mnie odstresowaniem, uspokajają mnie. Bardzo lubię też grać w bilard.

- Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, jak je spędzisz?

- To jedyny okres w roku, kiedy mogę spokojnie spotkać się z rodziną, usiąść przy stole, porozmawiać, po prostu spędzić trochę czasu razem, bez pośpiechu, bez patrzenia na zegarek, że już muszę jechać na turniej lub trening. Boże Narodzenie, to czas dla rodziny i dla bliskich. Jak wszyscy zjadą do rodziców, będzie gwarno i wesoło. Nie wyobrażam sobie, abym ten cudowny czas mógł spędzać poza domem, albo jak niektórzy, gdzieś w ciepłych krajach. Święta w formule tradycyjnej na pewno razem z żoną będziemy pielęgnować.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej