1 września 2014

W różnych dyscyplinach sportu na różnym poziomie można spotkać rodziny, które osiągają sukces. Mamy do czynienia z braćmi i siostrami, którzy – zdarza się – grają w tych samych drużynach lub odbierają sobie rekordy w sportach indywidualnych. Ale najbardziej symboliczne i budujące jest przekazywanie z pokolenia na pokolenie wyjątkowych genów predysponujących do osiągania wybitnych rezultatów w danej dziedzinie życia. – Muzycy płodzą i wychowują muzyków, sportowcy sportowców – mówi trener siatkarskiej reprezentacji Francji, Laurent Tillie.

W różnych dyscyplinach sportu na różnym poziomie można spotkać rodziny, które osiągają sukces. Mamy do czynienia z braćmi i siostrami, którzy – zdarza się – grają w tych samych drużynach lub odbierają sobie rekordy w sportach indywidualnych. Ale najbardziej symboliczne i budujące jest przekazywanie z pokolenia na pokolenie wyjątkowych genów predysponujących do osiągania wybitnych rezultatów w danej dziedzinie życia. – Muzycy płodzą i wychowują muzyków, sportowcy sportowców – mówi trener siatkarskiej reprezentacji Francji, Laurent Tillie. 

To nazwisko znaczy wiele w świecie sportu. Przed laty właśnie Laurent był jednym z najlepszych przyjmujących w Europie. Jego rekord występów w siatkarskiej reprezentacji Francji – 406 meczów -  pozostaje niepobity. Sportowe geny odziedziczył po ojcu. Guy Tillie również uprawiał tę dyscyplinę na międzynarodowym poziomie i grał w ekipie Trójkolorowych.

Laurent, który urodził się w Algierii, ma na koncie medale mistrzostw Europy, dwukrotnie reprezentował Francję na igrzyskach olimpijskich – w 1988 roku w Seulu i w 1992 roku w Barcelonie. Ta ostatnia impreza miała dla niego szczególne znaczenie. Po pierwsze - na początek turnieju olimpijskiego Francuzi zmierzyli się z Algierczykami i wygrali 3:0. Po drugie – w Barcelonie wystąpił też brat Laurenta – Patrice, ale nie w ekipie siatkarskiej, tylko water-polo. – Moim marzeniem jest, żeby synowie też kiedyś wystartowali w tych samych igrzyskach, a ja prowadziłbym siatkarską drużynę jako trener – mówi Laurent Tillie.

W swoim pierwszym meczu FIVB Mistrzostw Świata 2014 Francuzi pokonali w Krakowie Portorykańczyków 3:0. W podstawowym składzie zabrakło co prawda… Kevina Tillie, ale syn Laurenta został wpuszczony na boisko przez ojca-trenera w trakcie spotkania. – Oczywiście taka sytuacja wiąże się z dużą odpowiedzialnością i moimi oczekiwaniami wobec Kevina – tłumaczy Laurent Tillie. – Uważam, że jest bardzo wartościowym siatkarzem, dobrze radzi sobie w przyjęciu zagrywki, ma skuteczny i trudny serwis. W Lidze Światowej prezentował się znakomicie. To, że nie wyszedł w pierwszej szóstce na mecz z Portoryko nie ma żadnego znaczenia. Po prostu chciałem wypróbować inne zestawienie drużyny, z Marechalem i Ngapethem w roli przyjmujących.

Długo po meczu Kevin opowiadał dziennikarzom o swoich odczuciach po występie w Kraków Arenie oraz o tym, jakie emocje towarzyszą mu, gdy gra w zespole prowadzonym przez ojca. Mają szansę wspólnie odnieść sukces w rozgrywanych w Polsce mistrzostwach, a mało kto wie, że jako dziecko Kevin nie garnął się do siatkówki. Wolał koszykówkę i tenis. – Nic dziwnego, młodzi ludzie niechętnie podążają w ślady rodziców, nie chcą czuć na sobie presji w danej dziedzinie – mówi Kevin. Okazuje się jednak, że siatkówka nie pozwoliła mu o sobie zapomnieć. – Wszystko dlatego, że od najmłodszych lat wytrenował znakomicie wszystkie siatkarskie elementy pod okiem mamy – śmieje się Laurent, przypominając, że jego żoną i matką „tercetu braci Tillie” jest była znakomita holenderska siatkarka, Caroline Keulen.

Po skończeniu szkoły średniej Kevin chciał wyjechać na studia do Stanów Zjednoczonych. Z powodów formalnych musiał jednak najpierw spędzić dwa lata na uczelni w Kanadzie i dopiero później przeniósł się na Uniwersytet Irvine w Kalifornii. Był jednym z najlepszych siatkarzy amerykańskiej ligi. Po skończeniu studiów i otrzymaniu dyplomu z socjologii, wrócił do Europy i rozpoczął przygodę z ligą włoską. W minionym sezonie występował w zespole z Ravenny.

23-letni Kevin jest jednym z trzech niezwykle usportowionych synów Laurenta Tillie. Najstarszy – Kim – to znakomity koszykarz, który sportowe szlify również zdobywał na amerykańskich uczelniach, a obecnie jest zawodnikiem ligi hiszpańskiej i oczywiście reprezentacji Francji podczas rozpoczynających się na Półwyspie Iberyjskim mistrzostwach świata (jest najwyższy w całej drużynie – ma 211 cm wzrostu). On z kolei jako dziecko fascynował się piłką nożną, lecz dużo większą karierę robi jako koszykarz.

Trzeci z braci Tillie, Killian ma dopiero 16 lat… i już 203 cm wzrostu. Właśnie zakończył z młodzieżową reprezentacją Francji udział w koszykarskich mistrzostwach Europy w Rydze, zdobywając złoty medal i tytuł MVP! A jeszcze niedawno nie mógł się zdecydować: koszykówka, czy siatkówka. Wygląda jednak na to, że już definitywnie poszedł w ślady Kima, a Kevinowi będzie kibicował z trybun. – Mam teraz bardzo gorący okres, bo gram z jednym synem w siatkarskich mistrzostwach świata, kibicuję drugiemu, który rozpoczyna walkę w koszykarskich mistrzostwach seniorów w Hiszpanii i jestem dumny z trzeciego, który ma już złoto mistrzostw Europy – zdradza Laurent Tillie. - To niesamowite! W sobotę, 30 sierpnia siedziałem przed telewizorem, oglądając ceremonię otwarcia mistrzostw w Warszawie, a jednocześnie dostawałem sms-y z informacjami, jak radzi sobie w Rydze Killian. To był naprawdę gorący wieczór! Wszystko poszło zgodnie z planem, teraz koncentrujemy się na tym, by zajść w turnieju jak najwyżej. No i oczywiście będę zerkał na grę Kima w Hiszpanii… - dodaje selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Francji. 

Może podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro francuscy kibice będą mieli okazję oklaskiwać całą czwórkę Tillie: ojca i trzech synów. Na razie jednak wszyscy mają szansę na zdobycie medali mistrzowskich imprez w sezonie 2014. Jako pierwszy na listę zwycięzców wpisał się najmłodszy – Killian. Jego śledem mogą więc pójść siatkarze: Kevin i Laurent oraz koszykarz Kim.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej