Karolina Breguła, 2 czerwca 2013

- Na boisku pokazałyśmy dużą energię, co pomogło nam wygrać - skomentowała Talita, która ze swoją partnerką Marią Antonelli wygrała turniej Pucharu Świata.

W finale Pucharu Świata brazylijska para Maria Antonelli/Talita Da Rocha Antunes pokonała Amerykanki April Ross/Jennifer Kessy 2:0 (23:21, 21:12). Antonelli i Talita, które w obecnym sezonie występują z nowymi partnerkami, z okazji Pucharu Świata rozgrywanego w Campinas (Brazylia) ponownie zagrały razem. Brazylijki nie kryły ogromnej radości związanej z końcowym zwycięstwem.

- Nawet jeśli teraz występujemy w innych parach, ciągle bardzo dobrze rozumiemy się na boisku. Chciałyśmy więc razem wystąpić w tym turnieju, cieszyłam się, że znowu mogę występować u boku Marii. Na boisku pokazałyśmy dużą energię, co pomogło nam wygrać - skomentowała Talita.

Pierwszy set był bardzo wyrównany, jednak świetne zagrywki w wykonaniu Antonelli sprawiły parze Kessy/Ross dużo problemu, dzięki czemu to Brazylijki cieszyły się z wygranej 23:21. - Miałyśmy ogromne problemy z przyjęciem zagrywek Marii, nie mogłam poradzić sobie z odpowiednim dograniem piłki do siatki. Warunki panujące na boisku jej sprzyjały, przez co nadawała swoim zagrywkom dużą rotację, destabilizując naszą grę - przyznała Ross.

Już na początku drugiej partii Brazylijki uzyskałę przewagę nad przeciwniczkami, którą utrzymały do końca seta, wygrywając go 21:12. - Jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ ten nowy turniej rozgrywany był w Brazylii, a nam udało się bronić barw naszego kraju w najlepszy możliwy sposób. Publiczność bardzo pomogła nam w odniesieniu tego zwycięstwa – cieszyła się Antonelli.

Pozytywną rolę publiczności w tym spotkaniu podkreślały również Amerykanki. - Fani dopingowali nas z dużym szacunkiem. Co prawda nie kibicowali nam w finale, ale również nie chcieli nas rozpraszać. Atmosfera na meczu była więc doskonała, zresztą jak zawsze w Brazylii. Nawet jeśli na trybunach jest tylko 200 kibiców, zachowują się tak, jakby było ich co najmniej siedem tysięcy - powiedziała Kessy.

W meczu o brązowy medal niemiecka para Katrin Holtwick/Ilka Semmler pokonała australijski duet Louise Bawden/Taliqua Clancy 2:1 (16:21, 21:19, 15:10) i stanęła na najniższym stopniu podium. W pierwszym secie Clancy sprawiała swoim przeciwnikom duże problemy na siatce, dzięki czemu to ona i jej rodaczka zakończyły inauguracyjną partię na swoją korzyść, wygrywając 21:16.

- Ciężko trenujemy, żeby wytrzymać od strony fizycznej spotkania z takimi przeciwniczkami. Wkładamy w naszą grę dużo agresji i staramy się pokryć niemal całe boisko. W pierwszej partii się nam to udawało, zaprezentowałyśmy swoją grę, przez co przeciwniczkom ciężko było nas zatrzymać - podsumowała Baden.

W drugiej partii Niemki zmieniły nieco taktykę, zaczęły więcej bronić i dłużej utrzymywały piłkę w grze. To przyniosło efekty, ponieważ drugi set zakończył się ich wygraną przy stanie 21:19. W tie-breaku duet Holtwick/Semmler utrzymał dobrą dyspozycję z drugiej partii i ostatecznie to Niemki cieszył się ze zwycięstwa 15:10 i 2:1 w całym meczu.

- To było bardzo trudne spotkanie stojące na wysokim poziomie. Udało się nam podnieść po przegranym pierwszym secie, dzięki czemu w drugiej partii poprawiłyśmy naszą grę, szczególnie w obronie i bloku. Tie-breaka rozpoczęłyśmy ze świadomością, że musimy dać z siebie wszystko, a to przyniosło efekty - skomentowała Semmler.

Po meczu Australijki przyznały, że kluczowa dla przebiegu tego spotkania była zmiana taktyki przez niemiecką parę. - W pierwszym secie przeciwniczki miał duże problemy z obroną naszych ataków, potem zmieniły jednak swój sposób gry, a my popełniłyśmy zbyt dużo bledów. Grając na turniejach o najwyższym poziomie za takie pomyłki trzeba zapłacić przegraną - powiedziała smutna Bawden.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej