4 listopada 2015

Przyjeżdżają do nas grać, niektórzy nad Wisłą spędzają po kilka lat, uczą się języka, nawiązują przyjaźnie, a po powrocie do swoich Ojczyzn są znakomitymi ambasadorami Polski. - Są tu dobrzy, otwarci ludzie oraz znakomite zupy - mówi Dima Filippov, który po dwóch latach spędzonych w Jastrzębskim Węglu wrócił do Grecji i reprezentuje obecnie barwy Olympiakosu Pireus.

pzps.pl: Co było przełomowym momentem Twojej kariery?
Dima Filippov:
Na pewno w życiu sportowca jest wiele takich momentów. Myślę, że w moim przypadku był to pierwszy sezon spędzony w drużynie Olympiakosu. Wtedy pierwszy rozgrywający – Żekow opuścił drużynę, dzięki czemu ja mogłem go zastąpić. To było w sezonie 2010/2011, wywalczyliśmy wtedy wszystkie tytuły w Grecji.

- W Twoim życiu najwięcej miejsca zajmuje siatkówka i temu nie da się zaprzeczyć. Zastanawiałeś się kiedykolwiek, że straciłeś jakąś część życia przez profesjonalną grę?
- Takie jest życie siatkarza. Dajemy coś z siebie w nadziei, że otrzymamy jeszcze więcej. Oczywiście, mam mniej czasu na spotkania z przyjaciółmi czy też rodziną, ale jestem zadowolony z takiego życia i szczęśliwy. Zawszę staram się znaleźć czas dla siebie. W końcu nie gramy w siatkówkę 24h na dobę. Wychodzę do kina, spotykam się z przyjaciółmi, bo to wszystko znajduje się w moim planie na życie.

- Największy wpływ na Ciebie miał Twój tata. Myślałeś kiedyś, że musisz być jeszcze lepszym siatkarzem niż on? Dążyłeś do tego?
- Jeśli syn idzie w ślady ojca to normalne, że wszyscy próbują nas porównywać, a ja to lubię, daje mi to dodatkową motywację, żeby pracować jeszcze więcej i być lepszym niż on.

- Kilka razy stawałeś po dwóch stronach siatki ze swoim tatą. Czy w takich sytuacjach, kiedy przeciwnikiem jest właśnie ktoś dla Ciebie najbliższy czujesz większą motywację? Myślisz sobie - muszę pokazać ojcu, jaki jestem dobry?
- To skomplikowana sytuacja. Nie chcę niczego pokazywać, ale przeżywam każdą taką sytuację. Oczywiście żartujemy sobie przed meczem i pytam go jak jego drużyna zagra przeciwko nam, jaką taktykę ćwiczyli, ale oczywiście tata nigdy nic mi nie mówi.

- Pamiętasz najtrudniejszy moment Twojej kariery?
- Hm… trudno powiedzieć. Nie lubię przegrywać w finałach, to dla mnie najtrudniejszy moment.

- A ten, jak na razie, najlepszy?
- Moje pierwsze mistrzostwo w Grecji i trzecie miejsce z Jastrzębskim Węglem w Lidze Mistrzów. Ale muszę powiedzieć, że każdy tytuł jest wyjątkowy.

- Urodziłeś się na Ukrainie, ale grasz w greckiej reprezentacji, pomimo że jako junior reprezentowałeś Ukrainę. Dlaczego w takim razie wybrałeś grecką kadrę?
- Moje życie jest bardzo interesujące. Cała rodzina podróżowała razem z tatą, w trakcie trwania jego kariery. Urodziłem się na Ukrainie, ale kiedy miałem rok przenieśliśmy się do Grecji, gdzie spędziliśmy 7 lat. Później wyjechaliśmy do Brazylii, bo tam grał mój tata, a potem wróciliśmy do Grecji. Od 2002 do 2005 roku mieszkałem na Ukrainie i tam zacząłem grać. Kiedy skończyłem szkołę, przeniosłem się do Grecji ponownie. Wtedy zaproponowano mi grę w reprezentacji. To dla mnie honor, że mogę reprezentować kraj, w którym spędziłem dziewiętnaście lat życia.

- Pamiętasz swój pierwszy mecz w kadrze? Co wtedy czułeś?
- Oczywiście, że pamiętam. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy. Najdziwniejsze dla mnie było, kiedy musiałem zagrać przeciwko Ukrainie po raz pierwszy. Byłem w greckim teamie, naprzeciwko mnie stali koledzy z reprezentacji Ukrainy, a ja muszę zrobić wszystko, żebyśmy wygrali i w jakiś sposób było to dla mnie trudne.

- Dlaczego zdecydowałeś się opuścić Polskę?
- Spędziłem dwa wspaniałe sezony w Jastrzębskim Węglu, mam tam dobrych przyjaciół, grałem ze znakomitymi zawodnikami i pracowałem ze świetnymi trenerami, ale w Jastrzębiu byłem - zmiennikiem. Chciałem grać więcej, dlatego starałem się znaleźć klub odpowiedni dla siebie.

- W takim razie Olympiakos wybrałeś właśnie dlatego żeby więcej grać? Miałeś propozycje z innych klubów?
- Chciałem zostać w Polsce. Rozmawiałem z niektórymi drużynami, ale koniec końców nic z tego nie wyniknęło. Olympiakos przegrał ostatnie mistrzostwa, a akurat ta drużyna musi wygrywać zawsze. Ja to lubię, lubię wygrywać i lubię pracować na wygraną. Spędziłem tam trzy lata przed przyjazdem do Polski i teraz dostałem propozycję, żeby wrócić. Nie zastanawiałem się długo, czuję się tutaj jak w domu.

- Jest szansa, że jeszcze wrócisz do Polski?
- Oczywiście! Chcę tutaj wrócić i grać! W Polsce liga jest świetna, są wspaniali kibice, a wszystko jest na najwyższym poziomie. „Chcial by wrocicz do Polski!”.

- A co myślisz o Polsce?
- Spędziłem tutaj dwa wspaniałe lata. Są tu dobrzy, otwarci ludzie. Znakomite są też polskie zupy! Pomidorowa, żurek – uwielbiam.

- Mówi się, że Polki są najpiękniejszymi kobietami na świecie. Podzielasz tę opinię?
- Mogę się założyć, ale ja wolę Greczynki. <śmiech>

- Zacząłeś się uczyć i używać polskiego. Było to dla Ciebie trudne? Czy wręcz przeciwnie – znajomość ukraińskiego, który jest podobny do polskiego, pomogła Ci?
- W rodzinie używam rosyjskiego. Nie mówimy zbyt dużo po ukraińsku, więc polski był dla mnie niczym nowy język, ale chciałem się go nauczyć. Zacząłem oglądać telewizję, słuchać radia, koledzy z drużyny mówili do mnie po polsku, więc wcale nie było tak trudno.

- Które słowa zapamiętałeś najszybciej? Przekleństwa?
- Przez połowę roku tylko rozumiałem, ale później bardzo powoli zacząłem mówić. Generalnie bardzo lubię uczyć się nowych języków, to dla mnie hobby.

- Jesteś poliglotą! Grecki, angielski, polski, rosyjski… coś jeszcze?
- Mówię po polsku, rosyjsku, grecku, angielsku, ukraińsku w niewielkim stopniu, rozumiem włoski. Kiedy miałem osiem lat uczyłem się jeszcze portugalskiego, ale przez te lata zapomniałem ten język. Myślę, że jak kiedyś pojadę do Brazylii to sobie przypomnę.

- Nie będę kłamać, jeśli powiem, że lubisz kontakt z kibicami, masz bowiem stronę na Facebooku, Twitterze. Co dają Ci takie rozmowy?
- Gramy właśnie dla kibiców i uważam, że to dobrze mieć z nimi kontakt, słuchać co mówią. Naprawdę bardzo to lubię.

- Czy kiedykolwiek kibice Cię czymś zaskoczyli?
- W Polsce było wiele takich sytuacji, poczynając od Twittera, gdzie kibice tworzyli różne grupy. Najzabawniejsze dla mnie było, kiedy kończyliśmy mecze w Jastrzębiu, a ja znajdowałem w samochodzie numery telefonów!

- Chciałbyś coś w sobie zmienić?
- Dzięki moim rodzicom jestem tym, kim jestem i nie chcę tego zmienić.

- Jest coś czego się szczególnie boisz?
- Boję? To trudne pytanie. Ale lepiej jest mówić o pozytywach! Generalnie jestem pozytywnym człowiekiem. <śmiech>

- Jakimi ludźmi się otaczasz?
- Lubię zabawnych ludzi, takich, z którymi mogę porozmawiać o różnych rzeczach i spędzić z nimi mile czas.

- Za czym tęskni Dima Filippov?
- Czasami mogę powiedzieć, że za moją rodziną.

- W takim razie… o czym marzysz? O olimpijskim złocie?
- Jestem realistą i wiem, że złoty medal na Olimpiadzie jest bardzo trudny do zdobycia. Chciałbym kiedyś pojechać na Igrzyska.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej