Katarzyna Wirkowska (Atom Trefl Sopot), 24 grudnia 2013

- Praca w waszym kraju zdecydowanie pomogła mi rozwinąć się - mówi belgijska przyjmująca Atomu Trefl Sopot, Charlotte Leys. Od 3 do 5 stycznia w Łodzi będzie z koleżankami, obok Hiszpanii i Szwajcarii, rywalem reprezentacji Polski w walce o awans do mistrzostw świata. Bezpośrednią kwalifikację uzyska tylko zwycięzca.

pzps.pl: Powiedz nam coś o Twoich wspomnieniach związanych z mistrzostwami Europy 2013.
Charlotte Leys: To był czas, kiedy nasza drużyna narodowa radziła sobie całkiem nieźle. Oczywiście, spoczywała na nas niewielka presja, bo zależało nam na tym, aby ten rezultat był jak najlepszy. Tym bardziej, że czułyśmy, że jest to moment, gdzie możemy powalczyć o coś fajnego. Chwilę wcześniej grałyśmy przecież w finale Ligi Europejskiej z Niemkami – zajęłyśmy tam drugie miejsce i to był moment, kiedy zdałyśmy sobie sprawę, że dokonanie czegoś na ME jest możliwe. Tego trzeciego miejsca w europejskim czempionacie z pewnością nikt się jednak nie spodziewał, dlatego wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi i do dziś wspominamy tamte chwile.

- Stosowałyście jakieś rytuały przedmeczowe?
- Nie. (uśmiech) Każdy robił dokładnie to samo, co zawsze. Indywidualnie czynności pozostawały te same, ale jako drużyna nie mieliśmy żadnego szczególnego zwyczaju przed tymi meczami.

- Jak ważny jest ten medal dla belgijskiej siatkówki?
- Jest bardzo ważny. W tej chwili siatkówka stała się w Belgii bardziej popularna, zainteresowanie tą dyscypliną wzrasta i każdy wie, na czym polega ten sport. Także dla każdej z zawodniczek było to istotne doświadczenie – jesteśmy wciąż młodą drużyną złożoną z siatkarek grającym w różnych ligach, na różnych poziomach. Teraz przyszły efekty naszej wspólnej pracy i dlatego jestem szczęśliwa, że zdobyliśmy ten „krążek”.

- Medal ma także znaczenie dla waszej krajowej ligi?
- Jest on ważny dla federacji. Liga belgijska nie jest zbyt mocna, jej poziom też nie jest zbyt wysoki. Niemniej dla młodych zawodniczek, które w większości występują właśnie w lidze krajowej, dla tych wszystkich, które zaczynają swoje kariery w szkołach i klubach takich jak Asterix Kieldrecht czy VDK Gent, z którym grałyśmy niedawno w Lidze Mistrzyń, jest to też ważne. One widzą, że nasz młody zespół odniósł międzynarodowy sukces. Wiedzą więc, że warto w tym kierunku pracować. Mają motywację, by przykładać się do treningów.

- Jak wspomniałaś, ten medal był jednak pewnym zaskoczeniem. Co takiego się stało, że Belgii ten turniej po prostu wyszedł?
- Przygotowywałyśmy się do ME bardzo długo. To były ciężkie zgrupowania z dużym natężeniem treningów, ale wcześniej nie miałyśmy wielu okazji, by sparingować z dobrymi zespołami. W tym roku grałyśmy na przykład z Niemkami, wzięłyśmy udział w kilku turniejach, co sprawiło, że zgrałyśmy się ze sobą. Byłyśmy dobrze nastawione psychicznie i zmotywowane. Dla każdej z nas to zawsze przyjemność grać w reprezentacji kraju, dlatego czynimy ciągły postęp również w rozgrywkach z jej udziałem.

- Z drużyną z Belgii wywalczyłaś wspomniany brąz, ale od dobrych kilku lat kibice znają ciebie z występów w lidze polskiej. Nasze krajowe rozgrywki wpłynęły na twój sportowy rozwój?
- Oczywiście! Poziom mojej gry zdecydowanie się podniósł. W moim pierwszym sezonie występowałam w zespole z Bydgoszczy – nie wiedziałam wtedy zupełnie nic o Polsce, o rozgrywkach, więc byłam bardzo zaskoczona takim poziomem klubów. Każdego roku robię krok naprzód. Zdecydowanie praca w waszym kraju pomogła mi jako siatkarce bardzo się rozwinąć.

- Co myślisz o Polsce i Polakach po tych kilku latach w naszym kraju?
- Grałam w różnych miejscach – jak wspomniałam były to Bydgoszcz, Dąbrowa Górnicza i teraz jest to Sopot. Wszystkie te miasta bardzo się od siebie różnią. Czas na Śląsku spędziłam w dość małej miejscowości z dużym centrum handlowym, ale taki jest trochę charakter tamtego regionu, więc absolutnie nie narzekam na spędzony tam czas. Sopot jest już miejscem zupełnie innym i naprawdę dobrze mi się tu żyje. Można tu robić wszystko – iść do restauracji, wielu różnych miejsc, na które ma się ochotę. Czuję się tak, jak w domu. Życie jest tu inne, ale siatkówka ta sama. (śmiech)

- A Polacy?
- Polacy sa za to bardzo mili i jedyne, co ich różnicuje to to, że w mniejszych miejscowościach mniej osób zna angielski. Niemniej zawsze są bardzo przyjaźni – kiedy pojawia się jakiś problem, zawsze są chętni do pomocy. Tu w Sopocie jest na przykład sporo młodych ludzi, sporo studentów, którzy dobrze radzą sobie z angielskim i łatwo się z nimi komunikować, bo znają go już ze szkół.

- Wspomniałaś, że kraj jest nieco zróżnicowany, ale siatkówka ta sama. Jest jakaś zawodniczka w polskiej lidze, którą szczególnie podziwiałaś czy podziwiasz?
- Jest tu wiele dobrych zawodniczek, ale ja nie mam takiego charakteru, aby mieć swojego idola czy idolkę. Nie mam takiej osoby ani tu, w Polsce, ani też w ogóle na świecie. Nie patrzę na nikogo w sposób, że „O, to jest zawodniczka, która jest dla mnie wzorem”. Dla mnie jednak jest bardzo ważne i motywujące, że mogę grać  wśród takich siatkarskich zawodniczek, które grają w zespołach z Polic czy Wrocławia, a także w drużynie z Dąbrowy Górniczej, gdzie grałam jeszcze sezon temu.

- Motywację stanowić mogą także sukcesy – jaki jest twój życiowy sukces?
- Po pierwsze ten czas, jaki ostatnio spędziłam z kadrą podczas turniejów międzynarodowych. Wykonałyśmy kawał ciężkiej pracy, zajęłyśmy 3. miejsce na ME, wcześniej 2. miejsce w Lidze Europejskiej, a ja zostałam nagrodzona jako MVP turnieju. Teraz wykonujemy w Sopocie równie ciężką pracę – było dla nas wszystkich bardzo istotne, by przejść do kolejnej fazy rozgrywek.

- A abstrahując od sportu – do czego dążysz w życiu?
- Jestem w tej chwili zaręczona, więc za rok wezmę ślub i to duży krok w moim życiu i jestem tym wszystkim bardzo podekscytowana. Chciałabym stworzyć swój własny dom, bo wychowałam się w takiej kulturze, że jest to dla mnie ważny element życia codziennego. Tak jak i to, abyśmy wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi na co dzień.

- Przyjdzie jednak dzień, kiedy zawiesisz buty siatkarskie na przysłowiowym kołku. Co wtedy?
- Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów, ale skończyłam 3-letnie studia, po których mogę uczyć wychowania fizycznego. Kiedy skończę siatkarską karierę, chciałabym uczyć dzieci sportu w szkole, ale być może moja droga pójdzie jednak w kierunku czegoś menedżerskiego.

- Czyli pozostaniesz przy sporcie.
- Tak, ale nie tylko przy siatkówce. Chciałabym także mieć styczność z innymi dyscyplinami.

- Teraz na chwilę odpoczniesz od siatkówki, choć ten czas ze względu na zgrupowanie kadry będzie bardzo krótki. Jak będą wyglądały twoje święta?
- Na szczęście w samo Boże Narodzenie będziemy miały dzień przerwy w zgrupowaniu, więc będę miała chwilę, aby udać się do domu i spędzić czas z moją rodziną. Zjemy tradycyjny wspólny obiad i wieczorem tradycyjnie wręczymy sobie świąteczne prezenty. Najbardziej cieszymy się zawsze z tego, że możemy pobyć ze sobą chociaż przez tak krótki czas. Święta spędzam zawsze z moją rodziną, a Nowy Rok witam z narzeczonym i jego bliskimi.

- W twoim domu znajdzie się miejsce na choinkę?
- Jasne! Nie wiem co prawda jeszcze jak wygląda, ale zawsze przystrajamy ją w bombki, lampki świąteczne czy cukierki. To świetny symbol świąt, który daje zawsze dużo radości!

- Jakie prezenty wręczacie sobie w ten szczególny wieczór?
- Są to niespodzianki. Małe, skromne prezenciki. W mojej rodzinie nie mamy zwyczaju wydawać na upominki dużych sum pieniędzy. Tak, jak mówiłam, dla nas najważniejsza jest atmosfera – te sympatyczne niespodzianki są tylko dodatkiem.

- Święta wyglądają więc chyba dość podobnie i w Belgii, i w Polsce. Czy na co dzień dostrzegasz jakieś różnice między swoją ojczyzną a naszym krajem?
- Dużo bardziej odpowiada mi jedzenie w Belgii, niż w Polsce. Macie swoje tradycyjne potrawy jak naleśniki, pierogi czy chociażby żurek, które bardzo lubię. Moje przywiązanie do belgijskiego jedzenia wynika oczywiście stąd, że na takim jedzeniu się wychowałam. Drugą różnicą jest dystans, jaki musimy pokonywać, by rozegrać mecze. Miejscowości są położone od siebie nieraz naprawdę bardzo daleko i praktycznie każdy wyjazd wiąże się z długa podróżą autokarową. Oczywiście, przywykłam już do tego. W Belgii dojazd na mecz zajmował nam zaledwie około godziny. Tam za to mamy co chwila jakiś korek na mieście – tutaj nie spotkałam się jeszcze z ani jednym! (śmiech)

- Za to macie dużo lepsze drogi!
- Tak! Mamy zdecydowanie więcej autostrad! (śmiech)

- Na koniec – rozmawialiśmy o świętach, rozmawialiśmy o kadrze, o lidze, o zgrupowaniu. Masz niewiele wolnego czasu, ale jeśli on już jest, jak o pożytkujesz?
- W Belgii nie mam za dużo wolnego czasu, a jeśli on już jest, wykorzystuję go, aby spędzić kilka chwil z rodziną i przyjaciółmi. Wtedy to jest zdecydowanie najważniejsze. W Polsce zwykle po meczach idziemy na jakiś wspólny obiad. Jeśli jednak mam czas zupełnie poza tym wszystkim, uwielbiam szydełkować! Zdarza mi się na przykład robić koleżankom z zespołu jakieś tego typu małe prezenty

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej