Rozmawiały: Aleksandra Smolarek i Anna Daniluk, 24 grudnia 2014

Aleksander Śliwka, jeden z filarów AZS Politechniki Warszawskiej, odpowiada po kim odziedziczył siatkarskie geny, kto wspiera go w najtrudniejszych chwilach i co robiłby w życiu gdyby nie zajmował się siatkówką.

pzps.pl: Dlaczego siatkówka? Dlaczego nie jakiś inny sport?
Aleksander Śliwka: Siatkówka była zawsze obecna w moim życiu. Rodzice uprawiali ten sport, podobnie jak starsze siostry, zamiłowanie do siatkówki przekazywano mi więc cały czas. Z powodu braku klubu w moich rodzinnych stronach w szkole podstawowej trenowałem piłkę nożną, lecz gdy pojawiła się okazja i w Jaworze powstał JKS Spartakus rzuciłem futbol na rzecz siatkówki. Klub założyli moi rodzice wspólnie z grupą znajomych, funkcjonuje on do dziś i gra w nim teraz na przykład mój młodszy brat, Piotr.

- Czy oprócz rodziców, zawdzięczasz jeszcze komuś to, że grasz?
- Zdecydowanie jest to zasługa moich rodziców. Oni przekazali mi geny, pasję i miłość do siatkówki. Oczywiście już podczas gry wiele nauczyłem się od kolejnych trenerów, ale to od rodziców wszystko się rozpoczęło.

- Na pewno miałeś trudne momenty. Co wtedy motywowało Cię do gry?
- Tutaj znowu ogromna rola rodziny, która zawsze, niezależnie od tego co robiłem i jak się zachowywałem okazywała wsparcie, motywowała do dalszych działań i pracy. Dzięki nim potrafię rzucić w niepamięć niepowodzenia i skupić się w pełni na celu, jaki sobie obieram.

- I nigdy nie przeszło Ci przez myśl, żeby rzucić granie i zająć się czymś innym?
- Może i było kilka takich momentów, lecz zawsze odnajdywałem wsparcie w rodzinie, co bardzo pomagało wrócić na właściwe tory. Zawsze w takich chwilach myślę sobie, że gra w siatkówkę to jest to co robię najlepiej i muszę dawać z siebie wszystko.

- Czego nauczyłeś się od swojej pierwszej trenerki?
- Moją pierwszą trenerką była pani Marta Czyczerska, którą bardzo serdecznie pozdrawiam. To ona, wraz z moją mamą uczyły mnie podstaw siatkówki, ale też odpowiedniego zachowania, z którym miałem wiele problemów. Byłem bardzo nerwowy, nadpobudliwy i zupełnie nie potrafiłem panować nad emocjami. Wiele nad tym pracowałem i to dzięki tym osobom czyniłem postępy na obu płaszczyznach. Dziś jestem im bardzo wdzięczny.

- Masz za sobą grę w reprezentacji. Jak wspominasz swój pierwszy mecz w biało-czerwonych barwach?
- Mecz reprezentacyjny to zawsze osobne święto, ogromne emocje. Miałem przyjemność grać w kadrze kadetów i juniorów. Takim spotkaniom towarzyszy specjalna otoczka, to dla każdego zawodnika wielkie wydarzenie. Debiutu nie pamiętam, lecz zawsze, gdy odgrywany jest hymn serce bije szybciej. Reprezentowanie kraju w takich rozgrywkach to był dla mnie ogromny zaszczyt.

- Który ze zdobytych przez Ciebie medali jest najcenniejszy i dlaczego?
- Najcenniejszymi medalami jakie posiadam są te zdobyte w reprezentacjach młodzieżowych: Wicemistrzostwo Europy kadetów i juniorów oraz brązowy medal Mistrzostw Świata kadetów. Są one dla mnie szczególne ze względu na trud jaki włożyłem aby zdobyć je razem z drużyną.

- Co spowodowało, że wybrałeś ofertę AZS Politechniki Warszawskiej?
- Wybrałem ofertę AZS, ponieważ jest to świetne miejsce dla rozwoju dla takich zawodników jak ja. Mam idealne warunki do pracy i robienia postępów pod okiem Kuby Bednaruka i całego sztabu szkoleniowego. Dodatkowo mam okazje grać regularnie co jest niezmiernie ważne dla młodych graczy.

- Bycie sportowcem wymaga ogromnej samodyscypliny, a treningi pochłaniają większą część waszego życia. Jak wygląda dzień z życia siatkarza?
- Wstajemy dosyć wcześnie rano - między 7:30 a 8:00 rano. Potem jest śniadanie i pierwszy trening.  Dalej obiad i odpoczynek. Wiadomo, nie jemy żadnych  fast-foodów czy innych ciężkostrawnych pokarmów przed meczem – posiłek powinien być lekki, ale energetyczny. W okolicach 16-17, najczęściej jest drugi trening i znowu odpoczynek. Jeśli jest napięty terminarz meczowy to, Kuba (Bednaruk – trener AZS Politechniki Warszawskiej – przyp. red.) trochę redukuje plan zajęć i zamiast dwóch dziennie, jest na przykład jeden łączony - siłownia z elementami siatkówki. Po meczu zwykle mamy dzień wolnego i wtedy mamy czas dla siebie. Chociaż czasem występuje odnowa biologiczna – sauna, ewentualnie jakiś masaż - po to żeby zregenerować siły i następnego dnia móc wrócić do pracy.

- Poza siatkówką dodatkowo studiujesz. Jak udaje Ci się pogodzić naukę z profesjonalnym sportem?
- Na pewno łatwo nie jest – to trzeba przyznać. Jak są dwa treningi dziennie, to pokrywają się najczęściej one z godzinami zajęć. Korzystamy z takich momentów, które są wolne – dzień po meczu, czy wtedy kiedy Kuba daje nam „przepustkę” z treningu, żeby załatwić jakąś pilną sprawę na uczelni. Z Kubą zawsze możemy się dogadać, bo on wie, że nauka jest bardzo ważna. Staramy się to wszystko godzić i próbować kontynuować studia, bo to jest zabezpieczenie na przyszłość. Uczelnia też idzie nam na rękę i pomaga nam w komfortowym studiowaniu. Znają naszą sytuację - wiedzą, że gramy w siatkówkę.

- Dopiero zacząłeś studia, więc pytanie o maturę samo ciśnie się na usta. Jakie przedmioty zdawałeś i jak Ci poszło?
- Nie podchodziłem do tego zbytnio ambitnie, bo jednak siatkówka jest tym co robię i chcę robić. Zdawałem wszystkie podstawy i podstawą geografię. Dodatkowo rozszerzone: język angielski i język polski. Nie poświęciłem 100% swoich sił na naukę, bo nawet ciężko było to zrobić. W Spalskim SMSie w którym byłem, treningi odbywały się dwa razy dziennie i ciężko było zmotywować się do nauki. Nie postawiłem sobie jakiś ekstra-ambitnych planów na maturze, ale jestem zadowolony z tego jak mi poszło.

- Skoro mówimy o maturze, to nie sposób nie spytać o studniówkę. Jak bawią się maturzyści w Szkole Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Spale?
- Jest o wiele mniejsza, taka kameralna. A to co mnie wyróżnia wśród innych uczniów to, to że uczestniczyłem w trzech studniówkach. Dlatego, że w SMSie często łączą się dwie szkoły: SMS Spała i SMS Sosnowiec. Za mojej kadencji wszystkie studniówki były w Spale – jedna w Tomaszowie, druga w ośrodku i trzecia, którą miałem okazję organizować też była w Spale. Wszystkie wspominam dobrze. Poloneza jakoś zatańczyłem, byłem nawet w pierwszej parze. W pary dobieraliśmy się  siatkarz z siatkarką. I tak to wyglądało.

- Który przedmiot w szkole był dla Ciebie istną męczarnią, a który lubiłeś najbardziej?
- Najgorszy to chyba biologia, ale to może dlatego, że nigdy nie trafiłem nauczyciela, który by mnie jakoś tym zaciekawił. Zawsze miałem pod górę i nie miałem parcia, żeby się jej uczyć. Najbardziej lubiany, oprócz wf-u…. Ciężko wybrać… Może polski, ale to też nie wiem czy to jest mój ulubiony… Na pewno nie plastyka, bo talentu nie odziedziczyłem ani po siostrach, ani po mamie. Zawsze próbowałem coś sam malować, a nie jak inni angażować w to całą rodzinę. Dostawałem trójki i czwórki i mimo, że to były moje prace nigdy nie udało mi się niczego wyżej wykłócić…

- Gdybyś miał możliwość powrotu do szkoły, skorzystałbyś z niej?
- Są tego dobre i złe strony. Z jednej strony cieszę się, że nie muszę tak rano wstawać i siedzieć na tych lekcjach, czasami nudnych. Ale z drugiej, trochę za tym tęsknię, bo każda ze szkół miała swoją specyficzną atmosferę. Od podstawówki aż do liceum - zawsze zżywałem się z klasą w której byłem,. Za Spałą strasznie tęsknię, bo to była inna szkoła. Żyliśmy ze sobą cały rok, praktycznie bez przerwy. W klasie było nas około dziesięciu i byliśmy bardzo mocną, dobrze funkcjonującą grupą. Mieliśmy dobrą relację i do tej pory jesteśmy w kontakcie. Także, tam chętnie bym jeszcze wrócił. Może nie na cały rok, ale jeszcze na trochę tak.

- W rozmowach często podkreślasz swoje związki z rodziną. Wnioskuję, że macie dobre relacje…
- Relacje z rodzeństwem i rodzicami są rewelacyjne. Z bratem, który ma 11 lat bardzo dobrze się dogadujemy, przyjaźnimy się i wydaje mi się, że mam na niego jakiś wpływ. Uczyłem go grać w siatkówkę, a teraz trzymam za niego kciuki i strasznie chcę żeby coś w przyszłości osiągnął. Staram się przekazywać mu wszystko to, czego ja sam się nauczyłem.

- Zdarza im się przyjeżdżać na Twoje mecze, czy raczej oglądają je w telewizji?
- Tak, często wspierają mnie z trybun. Na większości meczów byli choć do Warszawy mają naprawdę daleko. Wszystkie spotkania mocno przeżywają, czasami mam wrażenie, że dużo bardziej niż ja. Jak mecze są w telewizji to oczywiście je oglądają, emocjonują się. A po meczu mam relację z kilku źródeł – od mamy, taty, reszty rodziny i znajomych. Jeśli wyszło mówią, że są zadowoleni, ale też potrafią wytknąć błędy. Jesteśmy nie sportową, a nawet siatkarską rodziną, więc ich krytyka jest rzeczywiście konstruktywna.

- W przypadku młodych zawodników, często zdarza się, że obecność telewizji na meczach jest dla nich dekoncentrująca i stresująca. Jak jest w Twoim przypadku?
- Staram się o tym nie myśleć. Jeżeli zaprzątasz sobie głowę tym, że mecz jest pokazywany i ktoś może zobaczyć, że źle zagram, to wtedy jest już koniec - nie wyjdzie się z tego dołka. Trzeba się wyłączyć i patrzeć na to co się dzieje na boisku. Myśleć o tym co ja mogę zrobić, żeby pomóc drużynie, a nie na to że ktoś mnie nagrywa i ile osób mnie ogląda. Myślę, że to jest po prostu kwestia przyzwyczajenia i zmiany nastawienia.

- Po spotkaniach, zwłaszcza tych które przegrywacie, często spada na was fala krytyki. Widać to szczególnie na forach internetowych. Czy zdarza Ci się czytać komentarze na Twój temat?
- Czytaniem komentarzy zajmuje się mój tata, który wszystko wie kto i gdzie pisze. Ja takich rzeczy nie czytam i nie przejmuję się nimi – to jedna z rzeczy, których nauczyłem się podczas grania w siatkówkę. Jeżeli trafi się na pozytywne komentarze, to one podbudowują, ale te negatywne potrafią podciąć skrzydła i zrujnować psychikę. Dlatego ja staram się tego nie czytać. Odkąd tego nie robię, to naprawdę widzę poprawę w swoim nastawieniu do meczu.

- Są ludzie, którzy Cię krytykują, ale dla równowagi jest też grono które Cię podziwia.  Jak wyglądają Twoje relacje z kibicami?
- Z kibicami mamy dobry kontakt, przede wszystkim z naszym Klubem Kibica. Są to wspaniali ludzie, którzy mają pasję i bardzo fajnie, że nas wspierają. Naprawdę podziwiam, że są na każdym meczu, że jeżdżą z nami na wyjazdy. To imponujące.

- Czujesz się rozpoznawalny?
- Nie myślę, że nie ma czegoś takiego, jakoś tego nie odczuwam. Żyję jak normalny człowiek i mi to zupełnie pasuje. Przychodzę na mecz - gram. Mam swój własny świat który, kręci się wokół treningu, jedzenia i telefonów do rodziny.

- A fanki? Nie sortujesz stosów listów miłosnych?
- Nie wiem ile ich jest. Mamy w klubie kilku bardziej medialnych zawodników. Żadnych rzeczy typu listy miłosne na Facebooku nie odnotowuje, może czasem ktoś napisze. Nie potrzebuje wielkiego szumu. Jestem tylko zwykłym zawodnikiem, który czasem zagra mecz.

- Którą cechę u ludzi najbardziej cenisz? A która najbardziej Cię denerwuje?
- Lubię jak z kimś się dobrze rozmawia, jest szczery i komunikatywny. Sam mam czasami tak, że ciężko mi podjąć rozmowę, bo nie jestem zbyt otwarty. Więc jeśli ta osoba jest komunikatywna – rozmowna i sympatyczna, a przy okazji szczera i uczciwa to, to w niej cenię.A czego nie lubię najbardziej? Nie wiem ciężko powiedzieć. Jak kogoś nie lubię to z różnych powodów, czasami drażni mnie to, kiedy indziej coś innego. Ciężko mi określić taką jedną rzecz.

- A co w sobie chciałbyś zmienić?
- Może to, że czasami jestem zbyt impulsywny. Generalnie staram się nad tym pracować, ale czasami to ze mnie wychodzi. Nie wywijam już żadnych numerów i wierzę, że będę do wszystkiego podchodził ze spokojem. Poczyniłem w tym kierunku ogromny postęp, ale jeszcze sporo pracy mnie czeka, żeby tą impulsywność wyeliminować. Myślę, że to jest negatywna cecha, która nie pomaga mnie ani drużynie.

- Przyszedł czas na serię luźnych pytań. Dokończ zdanie: „W dzieciństwie marzyłem żeby zostać…”
- Różnie. Nigdy nie chciałem być ani strażakiem ani policjantem. Zawsze chciałem być sportowcem, zawsze. Jak grałem w piłkę nożną - wtedy wiadomo chciałem być piłkarzem. Potem jak grałem w siatkówkę to chciałem zostać siatkarzem. Więcej już takich marzeń nie miałem, udało mi się zostać siatkarzem – robię to co kocham i bardzo się z tego cieszę. Po siatkówce – mógłbym być komentatorem sportowym. Albo ekspertem - jak Kuba Bednaruk, którego zapraszają do komentowania różnych siatkarskich wydarzeń. To mi się strasznie podoba.

- Gdybyś miał przeprowadzić się do innego kraju, gdzie byś zamieszkał?
- Razem z reprezentacją juniorów miałem okazję podróżować po świecie i odwiedzić kilka krajów w których podobało mi się bardziej lub mniej. Bardzo fajnie jest np. we Włoszech, bardzo pasuje mi tamtejsza kuchnia. Jak byliśmy na eliminacjach ME, to mnie strasznie urzekła – mógłbym tylko siedzieć i jeść. Także może tam mógłbym zamieszkać.

- Czym poza siatkówką interesuje się Olek Śliwka?
- Ogólnie bardzo interesuję się sportem, to jest moje hobby. Siatkówką, piłką nożną, ale też koszykówką. Codziennie spędzam jakiś czas nad ligą NBA, bo podoba mi się, jak ta liga funkcjonuje - cała jej medialność i organizacja. Czasem wzoruje się na tamtejszych zawodnikach, na ich zachowaniach i gestach. Chciałbym kiedyś, to jest moje marzenie, być na meczu NBA i go pooglądać.

- Jeżeli znajdziesz chwilę wolnego czasu, to co wtedy robisz?
- W wolnym czasie lubię pograć na konsoli w FIFĘ. Ale wiadomo to nie jest cały dzień grania, popadanie ze skrajności w skrajność. Jak jestem w domu to większość wolnego czasu spędzam z bratem. Idziemy grać w kosza czy w coś innego. Ogólnie dużo czasu spędzamy ze sobą. Bardzo za nim tęsknie, za całą moją rodziną. To z nimi najbardziej lubię spędzać czas.

- Tańczyłeś w pierwszej parze poloneza – dobrze czujesz się w tańcu?
- Tańczyć nienawidzę, nie potrafię i zawsze się tego wstydziłem. Polonez to wszystko na co mnie było stać. To żaden taniec, po prostu idziesz i wykonujesz sztywne ruchy, więc tego nie można tego nawet nazwać tańcem. Może w przyszłości coś z tym zrobię, ale na tą chwilę jestem zdecydowanie na nie. Śpiewać też nie lubię, toteż do takich rzeczy się nie pcham - na razie jestem pierwszy rok zawodnikiem i nie muszę tego umieć.

- A co z gotowaniem, po przeprowadzce do Warszawy, to chyba niezbędna umiejętność?
- Cały czas uczę się gotować. Tutaj nie jest tak jak w Spale gdzie mieliśmy pod nosem przeróżne dania i, jeśli idzie o jedzenie, to był to raj na ziemi. Tutaj jest inaczej i muszę się do tego przyzwyczaić. Trochę umiem, ale wiadomo człowiek uczy się całe życie i ja też będę dążył w tym kierunku, żeby jak najwięcej umieć smacznie i zdrowo gotować.

- Miałeś jakieś obawy w związku z przyjściem do Warszawy?
- Może i lekkie obawy były, zarówno przed stolicą, jak i PlusLigą, przecież to jest dla mnie zupełnie nowy świat. Różnica pomiędzy nią i jej młodzieżowym odpowiednikiem jest kolosalna, i to pod każdym względem. Zaczynam się jednak do tego wszystkiego przyzwyczajać i z optymizmem patrzę w przyszłość.

- Jaki jest Twój zawodowy cel, do czego dążysz?
- Od początku mojej przygody z siatkówką moim celem było wejście na boisku w meczu PlusLigi. Teraz, gdy już go zrealizowałem, zastanawiam się nad kolejnym, do którego będę dążył. Myślę, że jak każdy sportowiec chciałbym w przyszłości zagrać w reprezentacji Polski. Zdaję sobie sprawę jak wiele mi jeszcze brakuje ale z pewnością będę pracował z całych sił.

 


www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej