Anna Daniluk, EA, 12 marca 2015

Adam Kowalski, koordynator regionalny w Siatkarskich Ośrodkach Szkolnych, opowiada o relacji z synem Adamem, libero Cerradu Czarnych Radom, ocenia poziom młodych zawodników PlusLigi i typuje zwycięzców ekstraklasy i cieszy się z historycznego wyniku polskich klubów.

pzps.pl: Jak Pan oceni przebieg ostatniego meczu AZS Politechnika Warszawska-Cerrad Czarni Radom, wygranego przez gości 3:1?
Adam Kowalski: W tym meczu były tak naprawdę trzy spotkania. Pierwszy set to jeden mecz. Kolejne dwa – drugi, z opcją nawet na Politechnikę, bo Radom nie bez problemów wygrał trzecią partię.  I ostatni set zwłaszcza od połowy, to trzeci mecz. W nim nastroje ciągle się zmieniały, było dużo nerwowości po obu stronach siatki. Pojawiały się błędy, które nie powinny się pojawić.

- Te błędy wynikały z braku umiejętności czy braku doświadczenia?
- Te zespoły potrafią grać, mają spore umiejętności, ale emocje spowodowały, że proste piłki punktowały, ale dla przeciwnika. Emocjonalnie czwarty set był fantastyczny, ale nie było tam wielkiej siatkówki. Mecz generalnie był dobry, sprostał ciężarowi gatunkowemu, gdyż jest to już walka o miejsca 5-8. Rywalizacja się nie skończyła, w piątek zespoły grają rewanż, tyle że większa szansa jest po stronie Cerradu Czarnych z uwagi na to, że będą gospodarzem i już mają jedno zwycięstwo.

- Dla Pana był to osobisty mecz, zwłaszcza, że w Radomiu gra Pana syn, również Adam Kowalski...
- Jestem z niego dumny, bo reprezentuje on już to nowe pokolenie zawodników, którzy skończyli Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Gra z nim Bartosz Bołądź, jest wielu młodszych o rok chłopaków. Takie mecze to olbrzymia szansa dla młodych graczy - w przyszłości kandydatów do reprezentacji Polski. Jestem zadowolony z gry syna, w zeszłym roku debiutował i wypadł bardzo korzystnie.  Wiadomo jednak jak to jest w pierwszym roku, w rywalizacji z ludźmi dorosłymi, kiedy dochodzą emocje. Drugi sezon jest bardziej miarodajny, ale jest trudniejszy. Można porównać tą sytuację do skoków spadochronowych – pierwszy jest nieświadomy i skaczący nie za bardzo się obawia. Dopiero drugi, jest pełny obaw i on jest najtrudniejszy. Kiedy Adam ten sezon przebrnie, myślę, że będzie stawał się, stopniowo coraz bardziej dojrzałym zawodnikiem.

- Jak układają się relacje Adama Seniora z Adamem Juniorem. Uczą się panowie od siebie nawzajem?
- Komunikacja między nami jest, fascynacja siatkówką też i oby tak zostało i dalej się rozwijało. Ja w przeszłości miałem do czynienia z synem jako trener, w różnego rodzaju kadrach Śląska, w grupach młodzieżowych. Doszedłem jednak do wniosku, że lepiej jest nie uczyć własnego dziecka samemu - niech to robią moi koledzy. My z Adamem dość często rozmawiamy na tematy siatkarskie. Syn ma wiele pytań, które wynikają z braku doświadczeń, potrzebuje rady i ją dostaje. Ja oczywiście nie próbuje się wymądrzać.

- Jest Pan ekspertem od siatkarskiej młodzieży, a derby Mazowsza, są idealną okazją do prześledzenia młodych talentów. Czy wyróżniłby Pan, któregoś z zawodników?
- Spodziewałem się większej skuteczności po Olku Śliwce, ale on cały czas gra pod presją, jest atakowany przez przeciwnika zagrywką i czasami jest mu trudno w sposób ciągły grać poprawnie. U niego występuje taka sinusoida – raz gra dobrze, innym razem gorzej. W pierwszym secie momenty dłuższej, skutecznej gry miał Artur Szalpuk. W ataku sobie radził, natomiast później miał problemy z przyjęciem zagrywki i to też odbiło się na wyniku meczu.

- Teraz głównie koncentruje się Pan na działalności w Siatkarskich Ośrodkach Szkolnych. Nie brakuje Panu tego trenerskiego stresu?
- Brakuje mi stresu związanego z prowadzeniem meczu. W pracy trenera są dwie strony medalu: nauczanie i prowadzenie meczu. Ciągłe rozjazdy, w jakich jest koordynator regionalny, nie pozwalają na prowadzenie zespołu. Tego mi trochę brakuje, ale przy mojej pracy nie jest to możliwe.

- Które wydarzenie najlepiej Pan wspomina?
- Srebrny medal mistrzostw Europy kadetów - to w sensie gatunkowym najwyższy wynik. Miałem przyjemność prowadzić ten zespół. W tej reprezentacji grał Marcin Możdżonek, Bartosz Gawryszewski, Michał Żuk, wspaniale zapowiadający się Marcel Gromadowski, który był nawet najlepszym atakującym. Była to naprawdę mocna drużyna, co resztą się potwierdza, bo oni wszyscy cały czas grają.

- Kto według Pana w tym roku wygra PlusLigę?
- Trochę wróżymy, ale moje przekonanie skłania mnie ku Asseco Resovii, chociaż trzeba pamiętać, że siatkówka jest nieprzewidywalna., W rywalizacji o mistrzostwo Polski właśnie do roli faworyta typowałbym Rzeszów. W mojej opinii zespół ten ma wszelkie przesłanki do tego, żeby zdobyć ten tytuł. Jest tam duża plejada najbardziej doświadczonych zawodników. W Rzeszowie są dwie szóstki i jeśli pragnienia zawodników i trenera będą dążyć w jednym celu, to powinni sobie poradzić.

- Nie przewiduje Pan niespodzianek w PlusLidze?
- Nie, choć blisko sprawienia sensacji jest LOTOS Trefl Gdańsk. Duży wpływ, moim zdaniem, na wynik mają poprzednie spotkania. Więc, w obu przypadkach i Skry, i Resovii, będą decydować mecze Ligi Mistrzów. Okazuje się przeżycia i emocje, które zespoły wkładają w mecze, są tak mocne, że przegrana zostawia ślad w psychice i blokuje zawodników.

- W Final Four Ligi Mistrzów zagrają dwa polskie zespoły - Asseco Resovia Rzeszów i PGE Skra Bełchatów.
- Jest to historyczny wynik, po raz pierwszy w decydujących grach elitarnych rozgrywek będziemy mieli dwa polskie zespoły. Po FIVB Mistrzostwach Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn Polska 2014, jest to kolejny wielki sukces naszej dyscypliny sportu. PlusLigi nazywana jest "Ligą Mistrzów Świata" i jak widać po wynikach jest godna tego miana. Myślę, że polskie kluby nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Z wielkim zainteresowaniem będę czekać na Final Four Ligi Mistrzów w Berlinie.

www.pzps.pl to oficjalny serwis Polskiego Związku Piłki Siatkowej